ikona lupy />
Idea słuszna, bo ma zaktywizować urzędników, tyle że jej wejście w życie planowane jest na 1 stycznia 2014 r., więc rezultaty będzie można zobaczyć najwcześniej w drugim kwartale przyszłego roku. To bardzo optymistyczne założenie, bo słuszność idei nie zmieni schematycznego myślenia o państwowym systemie wsparcia dla szukających pracy. Od lat traktowany jest jak biuro ds. uzyskania ubezpieczenia zdrowotnego i ewentualnie zasiłku. Niewiele osób liczy, że dzięki niemu znajdzie zatrudnienie – zresztą niebezpodstawnie. Liczba ofert pracy też bowiem spada. Większość pracodawców, jeśli szuka pracowników, nie wiesza ogłoszeń w powiatowych urzędach pracy, ale robi to na inne sposoby. Dlaczego?
Odpowiedź znają wszyscy, bo jest powtarzana niczym mantra. Przedsiębiorcy mają niewiele zachęt do tworzenia miejsc pracy, do tego muszą dbać o koszty, co w trudnych czasach gospodarczych raczej powoduje, że zwalniają, niż zatrudniają. I to zjawisko też potwierdzają najnowsze dane GUS, a te przecież nie ujawniają całej skali redukcji personalnych, bo ograniczają się do grupowych. Ile osób traci pracę w trybie indywidualnym, bez szumu medialnego? Ile z nich nie trafia do rejestrów urzędów pracy?
Walkę z bezrobociem wciąż przegrywamy. Potrzebny nam jakiś zaklinacz rynku pracy, który wymyśli dobrą strategię, potem przełoży ją na działania taktyczne i według nich będzie działać. I to pilnie.