– Bardzo bym chciał, żeby strategia dotycząca szeroko pojętego bezpieczeństwa energetycznego była wspólna i była kontynuowana – niezależnie od tego, jakie będą wyniki wyborów za 5 czy 10 lat – powiedział po zeszłotygodniowej Radzie Bezpieczeństwa Narodowego premier Donald Tusk, wzywając do konsensusu m.in. w sprawach energetycznych.
Harmonogram, który wymusza porozumienie?
Takie porozumienie może być niezbędne dla płynnej kontynuacji projektu drugiej elektrowni jądrowej (EJ2) w centralnej części Polski. Do jego uruchomienia przymierza się obecna władza. W środę (25 czerwca) resort przemysłu opublikował projekt aktualizacji rządowego programu energetyki jądrowej, który określa ramy tej inwestycji. Dokument zakłada m.in. wyłonienie partnera do budowy EJ2 w postępowaniu konkurencyjnym, w którym oprócz ceny i harmonogramu decydujące będą zobowiązania w zakresie zaangażowania kapitałowego w projekt, local content (udziału krajowego przemysłu w inwestycji), transferu technologii czy offsetu.
Według wstępnego harmonogramu prezentowanego przez Ministerstwo Przemysłu w marcu postępowanie ruszyć miało jeszcze w tym roku, a wybór partnera nastąpić miał do końca 2026 r. Te plany nie przetrwały jednak próby czasu. Dwa tygodnie temu Wojciech Wrochna, pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej przyznawał w rozmowie z Polityką Insight, że nie ma pewności, czy postępowanie na drugą elektrownię uda się rozstrzygnąć przed końcem kadencji.
– Nie przyspieszymy niczego na siłę, tylko po to, żeby zrobić coś przed wyborami. Priorytetem musi być to, żeby poszczególne etapy projektu były realizowane w sposób profesjonalny i dobrze przygotowany – mówi DGP Wrochna. – Mam świadomość, że gdyby doszło do zmian politycznych, może to wpłynąć na sposób realizacji projektu. Ale poważne państwo nie może działać w modelu kadencyjnym. Pewne przedsięwzięcia muszą mieć charakter ponadpartyjny – tak jak sugerował ostatnio premier – dodaje.
Ponadpartyjna zgoda w dobie polaryzacji
Wśród interesariuszy i szeroko rozumianego otoczenia projektu scenariusz „zawiśnięcia” kluczowej procedury pomiędzy dwoma kadencjami i, potencjalnie, dwoma układami politycznymi budzi niepokój. Nieoficjalnie rozmówcy DGP podnoszą obawy, że taki rozwój wypadków wpłynie na wiarygodność procedury przetargowej w oczach oferentów, który zamiast na szlifowaniu ofert mogą skoncentrować się na walce o względy sondażowych faworytów. Tym bardziej, że konflikt polityczny w kraju nie wykazuje symptomów wygasania, raczej nasila się i obejmuje coraz kolejne obszary życia społecznego i instytucjonalnego. Nasi rozmówcy wskazują także na historyczne doświadczenia związane z dziedziczeniem przetargów, takie jak odrzucenie przez rząd Zjednoczonej Prawicy zwycięskiej oferty Airbusa na śmigłowce dla wojska. Także w odniesieniu do atomu istnieje precedens: pod koniec rządów PO-PSL szykowano postępowanie zintegrowane na budowę pierwszej elektrowni, które ostatecznie nie zostało uruchomione. Kilka lat później rząd postawiono na współpracę z Amerykanami – bez przejrzystej procedury wyboru ofert, w oparciu o decyzję polityczną.
Również zmiany po wyborach z 2023 r. pozostawiły po sobie sporą listę projektów zamrożonych lub zarzuconych. W samym tylko sektorze energetyki jądrowej ten los spotkał m.in. koncepcję elektrowni jądrowej w Koninie, którą realizować miały wspólnie Polska Grupa Energetyczna, kontrolowany przez Zygmunta Solorza ZE PAK i Koreańczycy z KHNP, czy małe reaktory planowane przez świętokrzyską grupę Industria (oba projekty dysponowały już decyzjami zasadniczymi, czyli zielonym światłem rządu otwierającym proces pozwoleniowy dla inwestycji jądrowych). Kontynuacji w pierwotnym kształcie nie doczekał się też projekt Izery, czyli polskiego samochodu elektrycznego w partnerstwie z chińskim koncernem Geely. Czy i tym razem zmiana władzy skończy się porzuceniem pomysłów poprzedników i obranej przez nich ścieżki?
Elektrownie wyjęte z logiki politycznej?
O opinię zapytaliśmy kilku ekspertów i menedżerów sektora energetycznego kojarzonych z poprzednią większością parlamentarną. – Ja będę namawiał, żeby ten proces (wyboru partnera do budowy drugiej elektrowni – DGP) był kontynuowany. Marzy mi się sytuacja, żeby wreszcie nasze bezpieczeństwo i realizacja wszelkich strategicznych projektów nie były zależne od zmian politycznych, bo nigdy nie będzie tak, że ich realizacja będzie możliwa w ramach jednej kadencji – deklaruje w rozmowie z DGP Wojciech Dąbrowski, członek prezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju i b. prezes PGE, w której to roli inicjował m.in. nieaktywny dziś "publiczno-prywatny" projekt elektrowni jądrowej w Koninie. – Jeśli będzie stosowana praktyka, że zawsze to, co robili poprzednicy, jest złe i kasujemy to, nigdy nie będziemy suwerenni gospodarczo, a nasza gospodarka i jej konkurencyjność będzie na takim podejściu cierpiała – dodaje.
O potrzebie kontynuacji przekonany jest też Marcin Chludziński, za rządów PiS prezes kolejno: Agencji Rozwoju Przemysłu, KGHM i GAZ-SYSTEMU. – Ciągłość kluczowych projektów rozwojowych, rozumiana jako stałość kierunków i jak najmniejsze kwestionowanie przyjętych modeli realizacji, to jeden z podstawowych warunków rozwoju krajów. Szczególnie istotne jest to w dużych wieloletnich projektach. Drugi projekt jądrowy jest Polsce potrzebny, tak samo jak akceleracja obecnie realizowanego – przekonuje. Nasz rozmówca wylicza pozytywne przykłady takich przedsięwzięć, w które sam był zaangażowany, m.in. kopalnię Sierra Gorda w Chile czy pływający terminal LNG w Gdańsku. Chludziński zaznacza również, że nawet wybór technologii i dostawcy w ramach tej kadencji wymaga „szerszego konsensusu rozciągającego się na siły opozycji”, który pomógłby uniknąć kwestionowania projektu po wyborach. W tym sensie, jego zdaniem, problem z przeprowadzeniem całego procesu wyboru partnerów do czasu kolejnych wyborów może być czynnikiem „naturalnie mitygującym ryzyko dyskontynuacji projektu”.
Zdaniem Wandy Buk, w latach 2020-24 wiceprezeską PGE, obecnie ekspertki Instytutu Sobieskiego, niedokończony proces wyboru partnera rodzi ryzyko, że zostanie wstrzymany, opóźniony lub zakwestionowany przez nową ekipę polityczną. Ale widzi w nim także szanse, jeśli zostanie dobrze poprowadzony. – Przejrzysty, rynkowy proces może wzmocnić legitymizację wyboru technologii i partnera, także w oczach przyszłego rządu – mówi nasza rozmówczyni. Według niej ewentualni następcy będą analizować przebieg i wyniki postępowania z punktu widzenia kryteriów społecznych i gospodarczych, ale również strategicznych. – Przy inwestycjach tej skali rozpatrywanie wyboru partnera w oderwaniu od uwarunkowań geopolitycznych byłoby naiwnością. Jeśli postępowanie zapewni realizację polskich interesów w szerszym, międzynarodowym kontekście – jego kontynuacja będzie łatwiejsza. Jeśli zostanie odebrane jako realizacja cudzych agend – przeciwnie – ocenia Buk. Szansa na polityczny konsensus? Zdaniem ekspertki jego utrzymanie „będzie możliwe tylko przy podejściu opartym na interesie państwa, a nie doraźnych kalkulacjach partyjnych”.