Za moich szkolnych czasów dwa plus dwa dawało cztery. I gdy napisałem na tablicy wynik inny, dostawałem ocenę niedostateczną. Bo nie umiałem, znaczy – się nie nauczyłem. I nawet jak wpisałem trójkę, to nie miałem szans choćby na plusik, bo nauczyciela nie obchodziło, że ta trójka to prawie prawidłowy wynik i że należy mi się więc pochwała, bo się starałem i kombinowałem w pożądanym kierunku. Dwa plus dwa to cztery, nie trzy, i już. Ale to było ponad 30 lat temu. Teraz samo ministerstwo uznało, że nie wynik będzie się liczył, tylko starania. Za trójkę w rozwiązaniu będzie więc ocena na pięć. A za 3,85 to pewnie nawet i szóstkę da się wyciągnąć. Trzeba tylko trochę się przed egzaminatorem pozastanawiać. Tak sobie ponuro drwię z pomysłu zmiany systemu oceniania egzaminów, a przecież dotychczasowy system uznawania za prawidłowe tylko wyników „pod klucz” jest fatalny i konieczne są zmiany. Tylko dlaczego z jednego absurdu brniemy w kolejny? Po to by kształcić inżynierów, którzy będą się starali wybudować niepękające autostrady? Lekarzy, którzy postarają się nie zaszyć mi w brzuchu skalpela?