Boom na licea – wbrew planom MEN absolwenci gimnazjów i szkół podstawowych wybrali ogólniaki.
Zainteresowanie nowymi zawodówkami jest na poziomie błędu statystycznego – sięga najczęściej 2, 3 proc. Tak wynika z sondy DGP przeprowadzonej w miastach wojewódzkich.
Eksperci wskazują kilka przyczyn. Po pierwsze, nie udało się odbudować prestiżu szkoły zawodowej, wręcz odwrotnie – pojawia się tu coraz więcej problemów z zapewnieniem m.in. odpowiedniej kadry. Po drugie, powodem mogą też być coraz bardziej rozbudzone aspiracje bogacącego się społeczeństwa, m.in. dzięki zmniejszającemu się bezrobociu i 500 plus.
Stąd rosnąca popularność szkół ogólnokształcących. Trend jest widoczny w większości miast (otrzymaliśmy dane z 10 stolic województw). Licea wyraźnie odbierają uczniów zarówno zawodówkom, jak i technikom.
Łódź to przykład miasta, w którym odsetek aplikujących do liceum zwiększył się najbardziej. W 2017 r. do tego rodzaju szkoły chciało pójść 58,5 proc. uczniów; w tym roku już 62,06 proc. Stało się tak pomimo trwającego od pięciu lat programu „Ucz się Łodzi” promującego szkolnictwo zawodowe.
– Ten rok jest wyjątkowy ze względu na podwójny rocznik. Poza tym mogło się stać tak, że do liceum w Łodzi zdecydowało się uczęszczać dużo osób spoza województwa. Specjalnie z myślą o nich zwiększyliśmy pulę miejsc w tych szkołach o 20 proc. – tłumaczy Monika Pawlak z biura prasowego Urzędu Miasta Łodzi.
I podkreśla, że program promujący zawodówki dotychczas przynosił efekty. Liczba osób w tych szkołach była z roku na rok coraz większa. W tym roku zgłosiło się jednak do nich 4,65 proc. uczniów. Dla porównania w 2017 r. odsetek ten wynosił 5,25 proc. Spadło też w tym mieście zainteresowanie technikami – z 36,3 do 33,3 proc.
W Krakowie odsetek zainteresowanych liceami skoczył z 63 do 65 proc. między rokiem 2017 a 2019, we Wrocławiu z 65 do 67 proc. W Rzeszowie rok temu liceum cieszyło się popularnością wśród 50 proc. nastolatków, w tym roku już było ich 54 proc. W stolicy województwa kujawsko-pomorskiego było 47 proc., w tym roku jest 50 proc. W tym samym czasie spadała liczba chętnych do branżówek – dla przykładu w Krakowie z 4,2 do 3,5 proc., w Białymstoku z 5,9 do 5,1 proc. Również technika w większości miast cieszą się mniejszą popularnością – dla przykładu w stolicy Dolnego Śląska odsetek chętnych spadł z 29,2 do 27,6 proc., zaś w Rzeszowie z 48 do 43 proc.
W większości przepytanych przez nas miast była nadwyżka miejsc w szkołach branżowych, zabrakło ich za to w ogólniakach.
Większa popularność liceów nie jest zaskoczeniem dla Jakuba Gontarka z Konfederacji Lewiatan. – Osoby z wyższym wykształceniem osiągają większe zarobki. Liceum to najlepsza droga do skończenia studiów – dodaje.
O tym, że młodzi ludzie są nastawieni przede wszystkim na skończenie studiów i zdobycie dobrze płatnej pracy, jest też przekonany Andrzej Stępnikowski, zastępca dyrektora zespołu oświaty i problematyki społecznej Związku Rzemiosła Polskiego.
– Kiedyś w domu mówiło się młodym ludziom, że najważniejszy jest zawód. Teraz liczy się zdobycie atrakcyjnej pracy, która pozwoli wygodnie żyć – przyznaje.
Ale to niejedyny powód, dla którego licea w tym roku były bardziej oblegane od techników i zawodówek, choć – przypomnijmy – to właśnie one miały być powodem do chwały Ministerstwa Edukacji po zakończeniu reformy szkolnictwa. Problem tkwi w tym, że tylko niektóre szkoły zawodowe i technika gwarantują przyjęcie absolwenta do pracy, do tego dobrze płatnej. To z reguły te, które mogą liczyć na współpracę z firmami, kształcącymi uczniów pod swoje potrzeby. Takich zawodówek i techników nie jest dużo.
– Nie wszyscy dyrektorzy chcą współpracować z pracodawcami. Nie wszystkim też na to pozwala organ założycielski – tłumaczy Jakub Gontarek.
Brak renomy powoduje, że uczniowie nie są nimi zainteresowani. Sami też przyznają, że szkoły takie nie dają szansy odbycia praktycznych zajęć w firmach oraz poznania z bliska interesującej ich branży. Skarży się na to ponad jedna czwarta uczniów szkół branżowych i techników – wynika z raportu Gumtree.pl pt. „Współpraca szkół zawodowych z biznesem”, przygotowanego w ramach V edycji programu Start do Kariery.
– Taka sytuacja doprowadziła też do tego, że szkoły zawodowe i technika przestały być specjalistycznymi, czyli ukierunkowanymi na kształcenie w wybranym zawodzie. Bo żeby przetrwać, zostały zmuszone do otwierania różnych kierunków, byle tylko pozyskać chętnych – mówi Gontarek. I tak na Śląsku mamy szkoły, które kształcą górników, ale też takie, które specjalizują się w przemyśle modowym – ten jednak raczej kojarzy się z Łodzią. Są zespoły szkół rolniczych, które oferują nauczanie w zawodzie mechatronika, kucharza czy nawet magazyniera, spedytora, logistyka.
– To niestety też rzutuje na zainteresowanie takimi szkołami ze strony pracodawców. Nie wiedzą, które są w stanie dostarczyć na rynek dobrych pracowników, dlatego też coraz trudniej jest im nawiązać współpracę z placówkami – dodaje Gontarek.
Zdaniem prof. Ewy Marciniak, politolożki z UW, na decyzje młodych ludzi wpływ mógł mieć jeszcze jeden aspekt – wraz z poprawą sytuacji gospodarczej oraz 500 plus zmniejszyło się ubóstwo. A gdy zaspokojone zostają podstawowe potrzeby, pojawiają się nowe aspiracje. – Do tych na pewno należy edukacja dzieci – mówi ekspertka. I dodaje, że to także element prestiżu. Szkoły zawodowe nadal nie mają dobrej marki w odbiorze społecznym, liceum brzmi lepiej. – Do tego trzeba wielu lat, żeby zmienić wizerunek, siła stereotypu jest bardzo istotna – mówi prof. Marciniak.
Doktor Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomistka z UW, zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię – dzięki lepszej zasobności portfela rodzice mają świadomość, że stać ich na ewentualne korepetycje czy zajęcia wyrównujące dla dzieci. Do tego ze statystyk nadal jasno wynika, że bezrobocie jest najniższe w grupie osób z wyższym wykształceniem. A to można uzyskać jedynie po zdaniu matury.