Większość z nas nie chce obowiązkowego szczepienia dzieci w szkołach – wynika z najnowszego sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM. Jednak dość duża grupa – 31 proc. – postuluje takie rozwiązanie. Szczegółowe wyniki pokazują, że o ile przeciwni przymusowi są rodzice, to zdecydowanie „za” są dziadkowie.
Wśród 20-, 30- i 40-latków przeważają głosy sceptyczne. W najstarszych grupach, które były najbardziej zagrożone przez COVID-19, rośnie liczba zwolenników obowiązkowych szczepień dzieci i młodzieży.
Akceptacja dla obligatoryjnych wkłuć jest wyższa nie tylko wśród najbardziej narażonych na zachorowanie. Taka postawa jest skorelowana z poziomem wyszczepienia w danej grupie – im jest większy, tym bardziej rośnie poparcie dla obowiązku przyjęcia antidotum na COVID-19. Dziś zaczyna się rok szkolny i na razie nie ma mowy o żadnych obostrzeniach w szkołach, nauka ma się zacząć w trybie stacjonarnym. Jednocześnie minister edukacji Przemysław Czarnek zapowiedział działania promujące szczepienia, choć podkreślał, że decyzja będzie zależała od woli rodziców. – Żadnej segregacji sanitarnej w szkołach nie będzie – podkreślił wczoraj szef MEiN w PR24.
O ile obowiązkowe szczepienia budzą sprzeciw, o tyle szeroko akceptujemy pomysły obostrzeń dla niezaszczepionych. 60 proc. pytanych twierdzi, że restrykcje nie powinny dotyczyć osób, które przyjęły wakcynę. Z kolei blisko 50 proc. uważa, że do restauracji, kin czy muzeów wstęp powinny mieć tylko osoby zaszczepione.
Profesor Piotr Czauderna, przewodniczący prezydenckiej Rady ds. Ochrony Zdrowia, przekonuje, że nie powinno się wprowadzać obowiązkowych szczepień dla dzieci. Tym bardziej że – jak podkreśla – z różnych badań wynika, że nauka w szkole i najmłodsi nie mają istotnego wpływu na rozprzestrzenianie się epidemii. Ale także, jak dodaje, dzieci nie przechodzą koronawirusa ciężko, więc w kwestii uodporniania pociech powinno się dać wybór rodzicom. – Jestem za tym, żeby przyjął ją każdy dorosły, choć bez wprowadzania przymusu w tym zakresie, bo w tym przypadku zyski przewyższają ewentualne ryzyko, jednak w przypadku nieletnich to powinna być decyzja rodziców – mówi prof. Czauderna. Jednocześnie przyznaje, że bywają dzieci, które mają bardzo ciężkie skutki uboczne po przejściu COVID-19, choć ma to miejsce rzadko (w Polsce było kilkaset takich przypadków).
Jego zdaniem najlepszym argumentem za szczepieniami przeciwko COVID-19 powinien być fakt, że w Polsce preparat przyjęło dobrowolnie ponad 90 proc. personelu medycznego. – Zastrzyk powinno się też zdecydowanie rekomendować nauczycielom, choć trudno sobie wyobrazić taki nakaz, bo oprócz kontekstu zdrowotnego, trzeba jeszcze zwrócić uwagę na aspekty społeczne i polityczne – mówi przewodniczący rady. Zdaniem prof. Czauderny nie powinno się też wprowadzić podziału na osoby, które ze względu na status szczepienia mogą np. chodzić do restauracji czy kina, bowiem byłby to przejaw trudno akceptowalnej segregacji społecznej. Wolałby raczej przekonywanie i uświadamianie społeczeństwa, a także popularyzację dobrych przykładów i praktyk niż stosowanie przymusu administracyjnego bądź prawnego.
Część państw wprowadziła pośrednią formę przymusu m.in. dla nauczycieli: we Włoszech ma działać tzw. przepustka COVID-19 – do pracy może przyjść osoba mająca wynik testu lub szczepienie. W wielu państwach, np. Wielkiej Brytanii, będą początkowo robione testy przesiewowe, a szczepione dzieci będą zwolnione z kwarantanny w przypadku wykrycia choroby u kolegów. W Polsce były pomysły m.in. przesiewowych badań, na razie jednak początek roku szkolnego nie będzie się różnić od tego ubiegłorocznego.
CZY ZGADZASZ SIĘ Z PONIŻSZYMI ZAŁOŻENIAMI?