Szczepionka za darmo czy za 60 zł – oto dylemat rządu na wakacje.

Rząd szykuje scenariusz wprowadzenia odpłatnych szczepień na koronawirusa. – Zmierzamy w tym kierunku. Jeśli trzymamy się przy COVID-19 logiki szczepień dobrowolnych, to powinny być one odpłatne, ale nic nie jest jeszcze przesądzone – mówi nam osoba z rządu. Zaszczepienie jednej osoby kosztuje dziś 61,24 zł i ta kwota ma być podstawą do dalszej dyskusji. Ewentualna odpłatność nie dotyczyłaby grup ryzyka, w tym seniorów czy medyków.

Zdaniem części naszych rozmówców wypuszczanie przez rząd sygnałów o odpłatności to próba zwiększenia liczby chętnych do zaszczepienia się jeszcze przed spodziewaną IV falą zakażeń.

Najważniejsze pytanie dotyczyłoby tego, za co i ile pacjent miałby płacić. Obecnie w przypadku koronawirusa za preparaty płaci rząd, który kupuje je na mocy umowy zawartej przez UE z firmami farmaceutycznymi, a za podanie – NFZ. Koszt szczepionek to według nieoficjalnych informacji ponad 100 zł w przypadku Pfizera, a niespełna 20 zł za AstraZenekę. Do tego dochodzi koszt podania. Jak wynika z informacji NFZ, szczepienie w placówce podstawowej opieki zdrowotnej, szpitalu czy innym punkcie kosztuje 61,24 zł.
Stawka dla zespołów wyjazdowych wynosi 141 zł. Do tej pory na podawanie preparatów pacjentom wydano z budżetu NFZ 1,14 mld zł.
Łączne koszty szczepionki i zabiegu to od 80 do ponad 160 zł. Jednak nawet jeśli rząd zdecydowałby się na wariant płatnych szczepień, to nie ma mowy o przerzuceniu pełnego kosztu na pacjenta. – Zakupy są robione przez UE i rządy. Sama szczepionka jest nieodpłatna dla pacjentów. Nikt nie może kupić szczepionki. Nawet gdy chciały tego dokonać np. zakłady pracy, to nie było takiej możliwości – wskazuje Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarz rodzinny, ekspert Porozumienia Zielonogórskiego.
Podobne wyjaśnienia słyszymy z rządu. – Trudno byłoby znaleźć formułę prawną na to, że państwo kupuje szczepionki za pieniądze obywateli, a potem im je sprzedaje – potwierdza nasz rozmówca z rządu. Część tych kosztów rząd mógłby jednak przerzuć na pacjentów. – Można sobie wyobrazić, że jak w przypadku innych preparatów, np. szczepionki na grypę, pacjent pokrywałby część opłat – mówi osoba związana z ochroną zdrowia. Jeśli zatem odpłatność będzie, to za usługę szczepienia wycenioną na 61,24 zł. – Punktem wyjścia jest obecny poziom – potwierdza nasz rozmówca z rządu. W takim przypadku bez względu na to, czy pacjent szczepiłby się Pfizerem czy AstrąZeneką, płaciliby tyle samo. Pytanie, czy cena pozostałaby taka sama i czy istnieje możliwość jej zbicia. – To kwestia negocjacji – mówi Joanna Zabielska-Cieciuch. Obniżce ceny może sprzyjać konkurencja między punktami szczepień. W lipcu zaczną kłuć Polaków aptekarze. Na początku może być to kilkaset punktów, docelowo nawet 8 tys. (zwłaszcza jeśli się okaże, że będą mogli szczepić nie tylko na koronawirusa, lecz także na grypę). – Z drugiej strony nie wiem, czy jest pole do znaczących obniżek opłat, bo ta stawka została wynegocjowana dla masowych szczepień – zauważa osoba związana z ochroną zdrowia.
Dyskusja o odpłatności szczepień na COVID-19 będzie w praktyce oznaczała wypracowanie kolejnego modelu szczepień. Pierwszy to szczepienia obowiązkowe dla dzieci, gdzie preparaty kupowane są w centralnych przetargach i w takim przypadku zakup finansuje Ministerstwo Zdrowia, a podanie preparatu – NFZ. Kolejny to szczepionki współpłacone – w tym przypadku załatwiane jest to zgodnie z ustawą o refundacji, zapada decyzja o dopuszczeniu poszczególnych szczepionek na rynek i te w 50 proc. są finansowane przez pacjenta. Do tego właśnie rusza program szczepień przeciwko HPV, szczepienie będzie nieobowiązkowe, ale finansowane w całości ze środków publicznych. Jednocześnie w zeszłym roku po raz pierwszy zakupiono szczepionki na grypę i przekazano je do darmowego szczepienia osób powyżej 75. roku życia i medyków.
Jest jeszcze jeden aspekt całej dyskusji o odpłatności szczepień na COVID-19, który można usłyszeć od części naszych rozmówców. Podejrzewają, że dyskusja o płaceniu za szczepienie ma służyć mobilizacji do szczepień. – Widać zmniejszone zainteresowanie, koniec pandemii został odtrąbiony. Polacy jadą na wakacje, więc chęć do szczepień się zmniejsza – zauważa jeden z naszych rozmówców. Rząd boi się zatem rozprężenia, którego efektem będzie jesienna fala z wirusem typu Delta. Wirusolog prof. Krzysztof Pyrć zauważa, że obecnie ten wariant wirusa to ok. 5 proc. zachorowań, i przypomina sytuację z początku roku, gdy podobny odsetek stanowił wariant brytyjski, który potem zaczął dominować. Dlatego zaszczepienie jak największej liczby osób ma minimalizować ryzyko masowej fali zakażeń Deltą. Osoby zaszczepione, nawet jeśli chorują, przechodzą zakażenie znacznie łagodniej. Od dziś rząd zmienia zasady szczepień. Drugą dawką będzie można się zaszczepić w dowolnej placówce. Dopasowany do tego ma być system dostaw. – Zniesienie w dostawach szczepionek podziału na pierwszą i drugą dawkę ma uelastycznić system zamawiania i umożliwić szczepienie drugą dawką w dowolnym punkcie – mówi Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.