Nigdy nie jest tak, że nie może być gorzej. O tej prostej zasadzie wydaje się nie pamiętać NFZ. I kolejny rok z rzędu z jego budżetu może ziać pustką.
O ile rok temu nowa wtedy prezes tłumaczyła, że poprzedni budżet opierał się na zbyt optymistycznych wskaźnikach, to w przypadku tego na 2013 rok takiej wpadki miało nie być. I faktycznie – urzędnicy NFZ przedstawili budżet zachowawczy. Żadnej fantazji, jeżeli chodzi o liczby. Nie przewidzieli jednego: że pogoda to kapryśna pani. Zapytacie, co długa zima ma do kasy NFZ. Bardzo wiele. W zależności od tego, ile osób pracuje, tyle pieniędzy wpływa do funduszu. Im jest ich mniej, tym większe braki. Marzec, kiedy standardowo zaczynają się prace sezonowe, okazał się wyjątkowo zimny.
Prace w polach i na budowach jeżeli ruszyły, to w ślamazarnym tempie. W efekcie nie zatrudniano pracowników sezonowych. Stopa bezrobocia w marcu wyniosła 14,3 proc. i w porównaniu do poprzedniego miesiąca spadła tylko o 0,1 pkt proc. W efekcie, jak szacują eksperci, tylko za marzec w budżecie NFZ braknie 100 mln zł. Ktoś powie – to jeszcze nie katastrofa, zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę, że fundusz zamierza w tym roku na leczenie wydać 62,9 mld zł. Tylko że ta jeszcze niewielka dziura pod koniec roku może urosnąć. I wtedy będzie brakować nawet miliard złotych.
A to już realnie przekłada się na sytuację pacjentów i placówek medycznych. W drugiej połowie roku limity na świadczenia będą na wykończeniu, o podwyższeniu ich nie będzie mowy, terminy zabiegów planowych zaczną być przesuwane. Kolejny rok z rzędu szpitale mogą się pożegnać z zapłatą za nadwykonania. Ten czarny scenariusz jest realny, zwłaszcza że na koniec roku stopa bezrobocia może osiągnąć nawet 15 proc.