Coraz więcej młodych włoskich lekarzy, którzy nie znaleźli zatrudnienia w placówkach publicznej służby zdrowia z powodu blokady etatów, współpracuje z nią, korzystając z pośrednictwa zakładanych przez siebie spółdzielni i agencji. Podróżują po całym kraju.

Ci "lekarze do wynajęcia" - jak nazywają ich media - zasilają w dużej mierze przede wszystkim personel pogotowia ratunkowego przy wielu szpitalach na północy Włoch, gdzie go brakuje.

Udaje im się także otrzymać zastępstwo na niektórych szpitalnych oddziałach, głównie na ginekologii i położnictwie. W związku z brakami personelu rośnie liczba placówek, które korzystają z usług spółdzielni.

Młodzi medycy pracują od czterech do pięciu dni w tygodniu, często przez dwanaście godzin na dobę. W połowie każdego miesiąca ustalają ze spółdzielnią czy agencją, kiedy będą do dyspozycji w kolejnym miesiącu. Ich zarobki wynoszą od 30 do 40 euro za godzinę, a zatem od 4 do 6 tysięcy euro miesięcznie.

Dziennik "La Repubblica", który opisał to nowe zjawisko w służbie zdrowia, podał przykład 29-letniego lekarza z Sycylii, który lata samolotem do Turynu, a następnie jedzie do jednego ze szpitala na przedmieściach. Nocuje w hotelu, a po pięciu dniach pracy wraca do domu na wyspie. W firmie, która wysyła go do pracy, zarejestrowanych jest 500 lekarzy; połowa z nich podróżuje po całym kraju.

Jak zauważyła gazeta, na ogół dyrekcje szpitali, do których trafiają "lekarze do wynajęcia" zadowolone są z ich obecności. Zdarzają się jednak przypadki jawnej niechęci do nich ze strony zatrudnionych na stałe kolegów.

W niektórych regionach trwa polemika na temat takiej formy współpracy z lekarzami. Dominuje przekonanie, że powinna to być ostateczność, a nie powszechna praktyka.