– My się chwalimy, ile to po tej perspektywie kilometrów autostrad czy dróg ekspresowych zyska Polska, ale niestety pod tą na pewno dobrą statystyką kryje się bardzo duży problem sektora budownictwa, który w nową perspektywę wchodzi mniej rentowny, gorzej postrzegany przez banki, które obawiają się dzisiaj udzielania firmom kredytów i gwarancji – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Adrian Furgalski, ekspert Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Jej źródłem nie są plany rozbudowy infrastruktury, bo wiadomo, że inwestycji będzie nadal bardzo dużo. Zmieniają się jednak zasady finansowania, a zarówno w tym, jak i w przyszłym roku w budżecie zapisano mniej środków na niezbędny wkład własny z polskiej strony. Państwo mniej przeznacza na dofinansowanie modernizacji linii kolejowych, zawieszone zostało też przekazywanie 18 proc. z podatku akcyzowego na inwestycje drogowe, a dofinansowanie na drogi lokalne obniżone z oczekiwanego 1 miliarda złotych do 250 milionów. Nie bez wpływu pozostaje też reforma OFE – fundusze nie będą mogły kupować obligacji infrastrukturalnych, a dziś aż 18 mld zł w Krajowym Funduszu Drogowym pochodzi z OFE.
Furgalski przekonuje, że priorytetem w inwestycjach musi być domknięcie sieci autostrad i dróg ekspresowych. Autostrady powinny być dokończone w 2015 r. Podaje przykład wyliczeń z 2009 r., według których Polska straciła 100 mld zł na przerwach w sieci autostrad. Składają się na to większe koszty paliwa oraz dłuższy czas przejazdu.
– W przyszłej perspektywie to, na co możemy liczyć, z całą odpowiedzialnością to mówię, to jest domknięcie ciągów drogowych. A więc dzisiaj mamy dobre drogi, ale nie mamy jeszcze dobrej sieci dróg – prognozuje Furgalski. – Na zakończenie 2015 roku będziemy właściwie już na totalnej końcówce programu budowy autostrad. Zostanie nam tylko 400 kilometrów do wybudowania.
Dodaje, że gorzej sytuacja wygląda w sieci dróg ekspresowych, gdzie do wybudowania pozostaje ok. 70 proc. tras. To właśnie na nie przypadnie większość funduszy unijnych. Dużym wyzwaniem jest też kolei. Zgodnie z planem więcej środków ma być przeznaczonych na rewitalizację linii, czyli przywracanie ich pierwotnych parametrów i prędkości. Mniej będzie za to modernizacji, takich jak ciągnące się od 10 lat prace na trasie Warszawa-Gdańsk.
– To będą znacznie krótsze, tańsze, mniej skomplikowane, jeżeli idzie o biurokrację, inwestycje. To jest bardzo dobra informacja przede wszystkim dla transportu towarowego. W przyszłej perspektywie to on ma zyskać lepsze czasy przejazdu, a więc to hasło konkurencji kolei względem dróg, to już nie będzie hasło tylko z konferencji czy z seminariów, ale wreszcie w praktyce będzie miało szansę zaistnieć – ocenia Furgalski.
Równocześnie przestrzega przed wciąż istniejącym ryzykiem zmarnowania unijnych środków na kolei. Choć rząd zapewnia, że uda się wykorzystać wszystkie fundusze dostępne w obecnej perspektywie budżetowej, Furgalski obawia się, że nawet 5 mld zł może przepaść. Rozliczenia muszą zostać zamknięte do końca przyszłego roku.
By uniknąć powtórnych problemów z wydawaniem pieniędzy oraz trudną sytuacją branży budowlanej, niezbędne są jego zdaniem zmiany procedur. Państwo musi wziąć na siebie część ryzyka, którym teraz obarczani są wykonawcy. Zgodnie z międzynarodowymi standardami FIDIC kontrakty powinny uwzględniać możliwość wahania cen choćby podstawowych materiałów budowlanych, takich jak stal czy asfalt.
– Te ryzyka, które powinna wziąć na siebie administracja państwowa, związane są chociażby z wydawaniem decyzji administracyjnych. Większość ryzyk, jeśli nie wszystkie, przerzucane są na wykonawcę – krytykuje Furgalski. – Należy powiedzieć o braku dialogu, bo z tego niestety wynika niemożność rozwiązywania tych problemów. Jeżeli popatrzymy na cywilizowane kraje Europy Zachodniej, które też przecież rozwijały swoją infrastrukturę, to tam takiej ilości patologii w postaci zerwanych kontraktów, w postaci bankructw firm, czy wzrostu bezrobocia nie było.