Będzie pan startował w wyborach?
Nie. Ja już jestem w wieku poprodukcyjnym i wybrałem drogę kontynuacji w samorządzie w innej sferze. Ale ten, kto dopiero zaczyna, powinien mieć przynajmniej możliwość 10 lat pracy na wybranym stanowisku, o ile oczywiście nic się nie zmieni - czyli w dwóch kadencjach.
Czym się kierować dokonując wyboru?
Jeżeli idziemy głosować na wójta, burmistrza, prezydenta to najlepiej wybrać doświadczenie. Chodzi tu o takich kandydatów, którzy dają rękojmię należycie wykonanej pracy, którzy cieszą się zaufaniem i mają bagaż doświadczenia.
Ale jeżeli mamy do czynienia z nowymi kandydatami, to wtedy popatrzyłbym na wybieranych przez pryzmat wieku. Bo kiedy kandydat ma tylko parę lat do emerytury (nie umniejszając nikomu), to ten wiek emerytalny nie pozwoli mu już piastować tych kolejnych dwóch kadencji. Wówczas absolutnie postawiłbym na młodość i na inwencję.
Młody człowiek daje gwarancję, że przynajmniej przez 10 lat byłby skłonny wykonywać tę pracę z jakimś tam zaangażowaniem. To przewaga przyszłościowa i witalnościowa - a to istotny aspekt.
Wybory to dobra okazja do odświeżenia samorządu, czy jednak warto utrzymać status quo?
Tam, gdzie jest dobry kierunek, gdzie widać nie tylko zmianę w zakresie obietnic i deklaracji, ale widać dobre posunięcia - trzeba wybrać kontynuację. A jeśli się widzi, że 4 minione lata nie były wykorzystane należycie, albo było bardzo dużo negatywnych zjawisk, np. związanych z kolesiostwem, nepotyzmem, korupcją, czy też z inwestycjami dokonywanymi pod publiczkę a nie zgodnie z priorytetem, to trzeba zagłosować na zmianę. Dodam, że kompletnie np. nie rozumiem chwalenia się i stawiania przez wszystkich prawie boisk. Samorządowcy robią to bez żadnej analizy, czy w danej gminie jest to potrzebne, czy nie i czy jest w ogóle jakikolwiek potencjał sportowy.
A jak zatrzymać doświadczonych i cennych samorządowców, poza oczywiście możliwością zagłosowania na nich?
To dylemat od dłuższego czasu w Polsce nierozwiązany. Lekką ręką rezygnujemy z ludzi bardzo doświadczonych, którzy np. po przegranych wyborach są pozostawieni samym sobie. Nikt im nie podaje ręki. Taki człowiek nie jest nigdzie chroniony, nie ma zabezpieczenia.
Nowy włodarz specjalnie się pozbywa poprzednika i traktuje go jak rywala, nie dając mu zatrudnienia, bo w grę wchodzą silne, zerojedynkowe kwestie polityczne. Powiem więcej. Przepisy wręcz sprzyjają wzajemnej wrogości. W Polsce brak pozytywnych metod zagospodarowania i standardów, ceniących wiedzę odchodzących samorządowców. Nie oszukujmy się – nawet przy znowelizowanym systemie – jak ktoś 10 lat będzie poza zawodem, to przecież do tego zawodu czynnie nie wróci. Bo albo utracił uprawnienia, albo świeżość i aktualność, która jest niezbędna do wykonywania takiej pracy.
Sądzę, że przydałaby się u nas bank danych o osobach z dużym doświadczeniem. Nie jest to np. nowością w innych krajach europejskich, np. Niemczech. Tam są specjalne programy pomocowe, różne w zależności od landów. Inną ofertę przygotowuje się dla tych, którzy odchodzą po jednej kadencji, a inną dla tych z dłuższym czasem spędzonym w samorządzie. Niekiedy nie muszą oni świadczyć już pracy.
Jaką rolę miałby pełnić taki bank?
Przede wszystkim promocji zatrudnienia na rynku. Ale nie tylko. To także mechanizm antykorupcyjny. Bo jeśli włodarz wie, że nie będzie klientem urzędu pracy - ma perspektywy i jakieś zabezpieczenie, to nie będzie ryzykował i nie będzie łasy na różnego rodzaju pokusy, które niestety się pojawiają.
Co jest najpopularniejszym trendem w programach i stale świeżą kiełbasą wyborczą?
Drogi. Budujmy boiska (śmiech). Gdy przeglądam różnego rodzaju materiały, to można dostać zawrotu głowy, chyba nigdy nie było jeszcze tylu bilboardów, a na nich te same wzorce – z centrali. Naobiecywać można wszystko, licząc na to, że pamięć ludzka jest zawodna, zwycięzców się nie ocenia, w związku z czym jest wolna amerykanka. I trzeba przyznać, że ludzie się na to łapią. Wszyscy obiecują, tylko nikt nie mówi o tym, skąd wziąć pieniądze. Czy za obietnicami nie będzie musiało iść np. podniesienie podatków. Opuszcza się zasłonę milczenia, a dopiero rzeczywistość weryfikuje obietnice. Wtedy bywa za późno.