Jeszcze w tym roku wzrosną wynagrodzenia pracowników administracji. Na większe pieniądze będą też mogli liczyć pedagodzy.
Jeszcze w tym roku wzrosną wynagrodzenia pracowników administracji. Na większe pieniądze będą też mogli liczyć pedagodzy.
/>
Zapowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego dotyczące 500+ dla pierwszego dziecka rozsierdziły pracowników sfery budżetowej i nauczycieli, którzy od dłuższego czasu walczą z rządem o podwyżki. Dlatego w poniedziałek wieczorem Piotr Duda, szef Solidarności, spotkał się z Jarosławem Kaczyńskim, premierem Mateuszem Morawieckim i ministrami Anną Zalewską, Elżbietą Rafalską oraz Joachimem Brudzińskim. Jak nieoficjalnie się dowiadujemy, prezes PiS zdziwił się, że udało się znaleźć pieniądze na wielomiliardowe obietnice wyborcze, a nie można znaleźć dodatkowego miliarda złotych na żądania Solidarności w sprawie podwyżek dla nauczycieli.
Ustalono, że zostaną powołane dwa zespoły, które mają opracować szczegóły rządowych propozycji dla urzędników i nauczycieli. Wczoraj rezultaty spotkania zostały przedstawione Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”.
Obecnie w urzędach wojewódzkich i innych instytucjach rządowych trwa akcja protestacyjna i walka o podwyżki. Urzędnicy noszą żółte kamizelki i wstążki.
– Mówi się nam ciągle, że nie ma pieniędzy, a na kongresie PiS znajdują się miliardy na nowe wydatki – mówi Elżbieta Kurzępa, szefowa NSZZ „Solidarność” Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.
– Czekamy do piątku na konkretne propozycje, które mają paść na spotkaniu w MSWiA. Jeśli nie będą nas satysfakcjonować, zaostrzymy protest. Nasze urzędy domagają się tysiąca złotych netto z wyrównaniem od stycznia 2019 r. – dodaje.
Jeszcze ostrzej wypowiadają się działacze z innych urzędów wojewódzkich.
– Jeśli pieniądze się nie znajdą, to urzędnicy pójdą śladami policjantów. Zakładanie żółtych kamizelek nie przyniosło efektu poza tym, że kilku przełożonych obraziło się na pracowników – mówi Robert Barabasz, szef NSZZ „Solidarność” Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego.
Przyznaje, że do urzędów wojewódzkich trafiły pieniądze na podwyżki wynikające ze zwiększenia o 2,3 proc. kwoty bazowej i na wzrost o 4 proc. funduszu wynagrodzeń. – Tyle że te zwiększone środki sprawiły, iż część wojewodów chce je przeznaczyć na dodatkowe etaty, a nie wzrost płac. Nie tak się umawialiśmy z rządem – zauważa Robert Barabasz.
I dodaje, że z powodu niskich zarobków np. z jego urzędu w ciągu ostatnich trzech lat odeszło dwie trzecie pracowników. – Urzędnicy najczęściej odchodzą z administracji, bo nie widzą dla siebie perspektyw, ale ci, którzy lubią pracować w urzędzie, są zdeterminowani, aby zawalczyć o lepsze wynagrodzenie – podkreśla.
Z naszych informacji wynika, że na poniedziałkowym spotkaniu w siedzibie PiS ustalono wstępnie, że znajdą się pieniądze dla ok. 15 tys. pracowników urzędów wojewódzkich, inspekcji handlowych, sanepidów, bibliotekarzy czy muzealników. W zależności od urzędu osoby tam zatrudnione będą mogły liczyć na podwyżki na poziomie od 10 do 15 proc.
Czy ta propozycja ich zadowoli? Są w trudnej sytuacji, bo członkowie korpusu urzędników rządowych nie mogą formalnie strajkować. Zgodnie z art. 78 ust. 3 ustawy z 21 listopada 2008 r. o służbie cywilnej (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1559) członkom korpusu nie wolno uczestniczyć w strajku lub akcji protestacyjnej zakłócającej normalne funkcjonowanie urzędu. Mogą oni za to wchodzić z pracodawcą w spór zbiorowy. Do paraliżu urzędów może też doprowadzić masowe branie zwolnień bądź skrupulatne wypełnianie obowiązków, czyli tzw. strajk włoski.
– Ten przepis może być straszakiem na urzędników, ale żaden szef nie może zwolnić pracownika lub wszczynać postępowania dyscyplinarnego za skrupulatną pracę lub z powodu choroby i spowodowanej nią nieobecności w pracy – mówi Robert Barabasz.
Rząd poprosił też nieformalnie, aby związkowcy z Solidarności nie zakładali porozumień strajkowych z innymi centralami. Zarówno na szczeblu krajowym, jak i lokalnym.
– Trochę mnie to dziwi, bo to by oznaczało, że jeśli miałoby dojść do strajku w danej szkole, to nauczyciele z naszego związku strajkowaliby np. we wtorek, a pozostali, z innego związku – w czwartek. Jeśli pracownicy mówią „idziemy”, to trzeba się połączyć, a nie uprawiać politykę – komentuje Andrzej Antolak, członek Rady Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Regionu Środkowo-Wschodniego.
Wiadomo jednak, że rząd chce negocjować z Solidarnością i to ten właśnie związek ma mieć zasługi w uzyskaniu podwyżek dla budżetówki. Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, przyznaje, że postulaty jego związku są niezmienne, czyli 15 proc. dla nauczycieli w tym roku.
– Mamy 5 proc. od stycznia i 5 proc. od września, a teraz, po poniedziałkowej rozmowie z Anną Zalewską, czekamy na kolejną piątkę – dodaje.
Jak ustaliliśmy, rząd dla wybicia argumentów ZNP przychyli się do propozycji Solidarności. Na styczniowe podwyżki potrzeba było 2,8 mld zł, a wrześniowe 5 proc. – 1 mld zł. Dodatkowo więc potrzebny jest kolejny miliard.
Związkowcy w rozmowie z DGP przyznają, że spełnienie postulatu Solidarności, który jest mniej kosztowny od żądań ZNP i FZZ (ci domagają się tysiąca złotych od stycznia), może skutecznie stłumić pożary w szkołach.
– Nauczyciele wygaszanych gimnazjów obawiają się o zatrudnienie. Nie będą walczyć o kilkaset złotych, ale szukać pracy – mówi jeden z działaczy związkowych. – To nie jest czas na strajk – dodaje.
Prezes PiS zdziwił się, że udało się znaleźć pieniądze na wielomiliardowe obietnice wyborcze, a nie można znaleźć miliarda na podwyżki dla nauczycieli
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama