Kapitał z GPW odpływa poniekąd w gotówkę, tyle że dawno temu wycofaną z obiegu. Nike o zwyżkującym kursie to - zdaniem ekspertów - nie tyle spółka produkująca dresy, co bogini na najrzadszej międzywojennej polskiej monecie. Jak wskazują najnowsze notowania, indeks rynku numizmatów rośnie już od ponad 20 lat.
Kapitał z GPW odpływa poniekąd w gotówkę, tyle że dawno temu wycofaną z obiegu. Nike o zwyżkującym kursie to - zdaniem ekspertów - nie tyle spółka produkująca dresy, co bogini na najrzadszej międzywojennej polskiej monecie. Jak wskazują najnowsze notowania, indeks rynku numizmatów rośnie już od ponad 20 lat.
Coraz liczniejszej grupie początek lata upływać będzie na wizytach przy ul. Żelaznej, bo już od 26 czerwca największy stołeczny antykwariat przeprowadzić ma czterodniową, internetową aukcję numizmatów. Jak twierdzi prowadzący go Michał Niemczyk, monety dawno przestały być jednak domeną wytrawnych zbieraczy w tweedowych marynarkach - na aukcjach coraz tłoczniej od biznesmenów, prawników i giełdowych graczy, nierzadko o dekady młodszych od słynnej pięciozłotówki z rybakiem. Impulsem do rejestrowanego na całym rynku napływu kapitału okazują się zarówno padające na nim rekordy, jak odnotowywane gdzie indziej straty…
- W ostatnich latach obroty i ceny na polskim rynku numizmatów wzrosły bardzo gwałtownie, m.in. ze względu na odpływ kapitału z warszawskiego parkietu, na którym obserwujemy stały spadek liczby kont inwestorów indywidualnych. Część tych graczy z pewnością lokuje nadwyżki w rzadkich monetach, szczególnie w warunkach pogłębiającej się inflacji. Jeśli ktoś ma, powiedzmy, milion złotych w gotówce, przy 5-procentowej inflacji w rok straciłby 50 tys. zł, a z kapitału rzędu kilku milionów topnieć będzie nawet czterocyfrowa kwota każdej doby. Nawet gdyby monety drożały więc średnio kilka procent rocznie i tak stanowiłyby lokatę, tymczasem obecnie w niektórych kategoriach zwyżki cenowe są już dwucyfrowe - komentuje Artur Chołody, kolekcjoner i radca prawny, który w ramach pracy doktorskiej z dziedziny ekonomii opracował pierwszy indeks numizmatyki w Polsce. Podobnie jak spora grupa inwestorów, jako główne kryterium wyboru monet do - nomen omen - portfela aktywów, wskazuje rzadkość na rynku.
/>
/>
Pytany o najrzadszą pozycję z nadchodzącej aukcji, Michał Niemczyk zatrzymuje się podczas przeglądania katalogu w różnych działach, jednak najdłużej przy zdjęciu pięciodukatowej monety z czasów panowania Zygmunta III Wazy. Datowany na 1612 r. złoty półportugał stanowi jedyny dostępny kolekcjonerom egzemplarz, podczas gdy drugi znany na świecie oglądać można tylko w gablotach Ermitażu. Jak wskazuje katalog, moneta pochodzi ze słynnej kolekcji Mariana Frankiewicza, która w całości trafiła na berlińską aukcję na początku lat 30. ubiegłego stulecia. Przez ponad 90 lat rzadki królewski półportugał nie pojawił się jednak na rynku i powszechnie uznawany był za zaginiony. Podczas czerwcowej aukcji licytowany będzie od poziomu 220 tys. zł, choć trudno poszukiwać w mediach porównania, jeśli jedna z pierwszych jednodolarówek na aukcji amerykańskiej osiągnęła pułap 10 mln dolarów.
/>
- Mimo że nowojorski rekord za mennictwo Zygmunta III Wazy również podawany jest w milionach, to zestawienie dobitnie odpowiada na pytanie, czy polska numizmatyka jest relatywnie droga, czy tania. Gdybyśmy pozycję rzadkości i klasy półportugała wyobrazili sobie jako amerykańską, jej cenę zapisywalibyśmy z jedynką z przodu i w dolarach. Kiedy mówimy o złotej monecie z początków XVII wieku, warto zadać sobie w pierwszej kolejności pytanie: ile takich małych, precyzyjnie zdobionych przedmiotów przetrwało z tamtych czasów na terenach, których doświadczyły rozbiory oraz dwie światowe wojny? - zauważa Michał Niemczyk, kontynuujący przy Żelaznej kilkupokoleniową tradycję na rynku numizmatów. Jak pokazuje historia, oprócz konfliktów zbrojnych podaż cennych monet uszczuplić zdołała wspomniana już inflacja - w jej najgroźniejszych porywach srebrne czy złote pieniądze opłacało się po prostu wyjąć z portfela i wrzucić do tygla.
/>
Choć obecnie trudno to sobie wyobrazić, podobny los spotkał wybite w srebrze rówieśniczki słynnej pięciozłotówki z Nike, która na czerwcową aukcję trafi jako najrzadsza na rynku obiegowa moneta międzywojennej Polski. Datowana na 1932 r. pięciozłotówka licytowana będzie od progu 15 tys. zł, jednak - zdaniem autora numizmatycznego indeksu - należy do najsilniej zwyżkujących obecnie kategorii monet.
- Gdyby ten wskaźnik obrazował dodatkowo ostatnie lata, linia wykresu byłaby niemal pionowo zadarta. Szczególnie wyrazisty skok obserwowany jest w kategorii mennictwa II Rzeczpospolitej - jeśli miałbym wskazać, które monety w horyzoncie 3 lat podrożały najmocniej, byłoby to właśnie obiegowe pieniądze okresu międzywojnia. Mimo że nie mówimy o próbach, które są przecież bardzo rzadkie, tylko o monetach wybijanych w milionach egzemplarzy, zwyżki dochodzą już do kilkuset procent. Jak podejrzewam, sam kolekcjonując mennictwo II RP, ten dział przemawia do kolekcjonerów swoją klarownością - nie mówimy w końcu o mglistym średniowieczu, tylko o emisjach w znanych nakładach i łatwych w ocenie stanach zachowania - zaznacza Artur Chołody. Wielu kolekcjonerów przyznaje też, że oprócz wolnego kapitału do zbierania numizmatów potrzebne jest jeszcze coś nierzadko równie trudnego do wygospodarowania: wolny czas.
- Często jestem pytany, czy kupować monety lokacyjne, czy właśnie numizmaty i zawsze odpowiadam wtedy kolejnym pytaniem: ile jest na to czasu? Numizmatyka, zdaniem większości kolekcjonerów, uzależnia niesamowicie. Nagle zamiast tabeli ekstraklasy czy Netfliksa przegląda się archiwa, książki i katalogi, a potem zaznacza pozycje, które planuje się mieć w zbiorach - dodaje Michał Niemczyk. Trzymając się konwencji inwestorskiej, seriale rzeczywiście okazałby się szkodliwym nałogiem, bo - w przeciwieństwie do monet - akcje Netfliksa straciły od początku roku ponad 5 proc.
Więcej historii i opisów rzadkich monet przeczytać można w katalogu: https://aukcjamonet.pl/
GŁ
/>
Reklama
Reklama
Reklama