W rozumieniu prawa karnego

Prawnicy i politycy opozycji mieli rację, gdyby… Właśnie, gdyby Szymon Hołownia wiedział, czym jest zamach stanu w rozumieniu prawa karnego. Uważnie wysłuchałem wywiadu z marszałkiem Sejmu i trudno doszukać się w tym, co powiedział, znamion któregoś z przestępstw określonych w art. 127–128 kodeksu karnego. Przede wszystkim brak było jakiejkolwiek wzmianki o działaniach związanych z użyciem przemocy. O ile więc można w tym, o czym mówił Szymon Hołownia, doszukać się znamion innych przestępstw, o tyle żadne z nich nie stanowiło zamachu stanu, w wąskim lub szerokim, ale zawsze prawniczym tego słowa znaczeniu.

Dlaczego o tym piszę? Znacie może bajkę Ezopa o pasterzu i wilku? Nie znacie, to opowiem. W dużym skrócie, pewien pasterz z nudów wzywał kilkakrotnie pomocy, krzycząc, że wilk nadchodzi. Inni pasterze zbiegali się mu pomóc. W końcu, kiedy wilk naprawdę nadszedł, nie było już chętnego do ratunku. Jaki z tego morał? Jeżeli będziemy straszyć zamachem stanu na darmo, to gdy w końcu naprawdę on nadejdzie, wszyscy zignorują ostrzeżenia. Jest to jeden z przejawów inflacji pojęć, która coraz częściej pojawia się nie tylko w polskim społeczeństwie, ale również wśród prawników.

Można ją dostrzec również, chociażby, w dyskusji o prawach człowieka. Francuska Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela zawierała siedemnaście artykułów, które można skrócić w zasadzie do następujących praw i swobód: równości wobec prawa, władzy zwierzchniej narodu, wolności osobistej, zasady nullum crimen sine lege, podziału władzy oraz ochrony własności. W społeczeństwie demokratycznym trudno odmówić racji któremukolwiek z tych praw i chyba nikt racjonalnie myślący ich nie kwestionuje.

Co najmniej od kilkudziesięciu lat istnieje jednak tendencja do rozszerzania tego katalogu. Można nawet rzec, że nowe prawa człowieka wyrastają jak grzyby po deszczu, zwłaszcza współcześnie. Wśród takich najbardziej kontrowersyjnych pomysłów na rozszerzenie tego katalogu można wymienić prawo do aborcji lub prawo do mieszkania.

Nie zamierzam wyrażać swojego stanowiska w odniesieniu do obu tych zagadnień. Nie ulega jednak wątpliwości, że prawa te są kontrowersyjne, w wielu społeczeństwach demokratycznych prawa te nie przysługują lub jeszcze niedawno nie przysługiwały. W końcu i w Polsce mają wielu przeciwników.

Czy oznacza to, że nie należy zmienić obecnych przepisów? Tego nie twierdzę. Odwoływanie się jednak do kategorii praw człowieka, aby uzasadnić zmiany, rodzi takie samo ryzyko, jak ostrzeżenie przed nieistniejącym wilkiem lub krzyk o nieistniejącym zamachu stanu. Jeżeli bowiem uznamy za prawo człowieka coś, z czym nie zgadza się znaczna część społeczeństwa i coś, co tradycyjnie nie było uznawane za niepodważalne prawo jednostki, spowodujemy tylko, że łatwiej autokratom będzie podważyć inne dotychczas niepodważalne prawa człowieka.

Złudzeniem jest bowiem, że uznanie prawa do mieszkania za prawo człowieka na poziomie krajowym spowoduje, iż będzie ono traktowane na równi z prawem do równego traktowania lub prawem do wolności. Wprost przeciwnie, zbyt szeroki katalog praw, obejmujący również te kwestionowane przez znaczną część społeczeństwa, będzie powodował dewaluację ochrony wszystkich praw człowieka. Gdy tylko nadejdzie osoba, która będzie to chciała wykorzystać, równanie będzie bowiem następowało wyłącznie w dół.

Do inflacji pojęć prowadzi nadużywanie wielkich słów

Nie używajmy więc wielkich słów, żeby ich nie zdewaluować. Pamiętajmy też o jednym – prawo będzie tylko wtedy skuteczne, kiedy będzie racjonalne i będzie cieszyć się poparciem społecznym, co najlepiej obrazuje inna anegdota. W dobie kryzysu początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, jeden z prominentnych działaczy partyjnych udał się ponoć do odsiadującego wyrok dożywotniego więzienia zbrodniarza niemieckiego czasów II Wojny Światowej, chcąc się dowiedzieć, w jaki sposób władze okupacyjne poradziły sobie z czarnorynkowym handlem mięsem. Dialog wyglądał ponoć mniej więcej tak. Najpierw Niemiec odpowiedział: zakazaliśmy. I co, podziałało? Nie, zaczęliśmy za handel wysyłać do obozów koncentracyjnych. Dopiero wtedy podziałało? Nie, handlowali dalej, więc wprowadziliśmy karę śmierci. Wtedy zadziałało? Panie, gdzie tam, Polacy handlowali dalej!

Pamiętajmy więc, prawo nigdy nie zadziała, jeżeli nie będzie cieszyło się poparciem społecznym. Nadużywanie wielkich słów w walce politycznej prowadzi natomiast do inflacji pojęć i realnych niebezpieczeństw. Nie kreujmy więc zamachu stanu tam, gdzie go nie ma, ani praw człowieka – tam gdzie ich istnienie jest wątpliwe.