Mamy ochronę wizerunku wynikającą z prawa autorskiego, mamy przepisy karne chroniące prywatność, mamy wreszcie RODO. Furda z tym wszystkim. Poseł RP poczuł się w obowiązku opublikowania zdjęcia przypadkowej osoby w autobusie. Bo jest ciemnoskóra i ma bliznę na twarzy.
We wtorek poseł PiS Artur Szałabawka opublikował na platformie społecznościowej X wpis: „Decyzja podjęta, będę publikował zdjęcia i wpisy, które przysyłają mi zaniepokojeni mieszkańcy, to mój obowiązek” (pisownia oryginalna). Dalej cytował wiadomość od niezidentyfikowanej osoby: „Panie Pośle, już są w Szczecinie, proszę zwrócić uwagę na bliznę na policzku, dziś w autobusie trasa Załom-Podjuchy” (znów pisownia oryginalna). Poniżej pan poseł, bo tak mu nakazywał obowiązek, zamieścił zdjęcie młodego mężczyzny siedzącego w autobusie. Na kolanach plecak, w ręku, jak większość pasażerów, komórka, czapka, dżinsy, kurtka. Jedyny wyróżnik to śniada karnacja i blizna.
Po pewnym czasie posła naszła refleksja i usunął wpis. Była to reakcja na komentarz byłej partyjnej koleżanki Małgorzaty Jacyny-Witt: „Obrzydliwe szczucie. To młody Tunezyjczyk, znakomity fryzjer w jednym z szczecińskich salonów fryzjerskich”. Poseł skasował swój wpis, tłumacząc: „Rozumiem, że osoba została zweryfikowana przez Panią i nie jest to nielegalny uchodźca. Wpis usuwam, co nie zmienia faktu, że musimy być czujni!”.
Jeśli zaś ja dobrze rozumiem, to poseł uznał, że skoro mężczyzna został „zweryfikowany” przez byłą partyjną koleżankę, to jego zdjęcia nie należy publikować. Choć oczywiście trzeba zachować czujność (rewolucyjną, chciałoby się dodać). Gdyby mężczyzna ze zdjęcia nie był znany pani Jacynie-Witt, to publikacja jego wizerunku byłaby uzasadniona? Wychodzi na to, że tak. Zwłaszcza że ma bliznę na policzku.
Sam mam blizny na twarzy. Gdyby ktoś przesłał moje zdjęcie w autobusie panu posłowi, to również uznałby za swój obowiązek je opublikować? Czym różnię się od mężczyzny, którego wizerunek upublicznił? Oczywiście tym, że jestem łysy, ale mężczyzna z autobusu był w czapce. Pozostaje więc karnacja.
Dlaczego pan poseł uznał za swój obowiązek opublikować zdjęcie przypadkowego mężczyzny? Można jedynie snuć domysły. Gdybym miał podzielić się swoimi, nie stawiałyby one posła Szałabawki w dobrym świetle. Raczej w jak najgorszym.
Zostawmy jednak motywy pana posła i przejdźmy do prawa, bo w końcu jesteśmy na żółtych stronach DGP. Czy zamieszczenie bez pozwolenia cudzego wizerunku z przytoczonym komentarzem narusza dobra osobiste? Moim skromnym zdaniem nie może być co do tego wątpliwości. Dodatkowo wpis narusza art. 81 prawa autorskiego, zgodnie z którym „rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej” (wizerunek ten nie był szczegółem większej całości, twarz mężczyzny była jedyną rozpoznawalną na zdjęciu). Pociągnięcie do odpowiedzialności posła, czy to z kodeksu cywilnego, czy z prawa autorskiego, wymagałoby jednak wniesienia pozwu przez samego zainteresowanego.
Natomiast z urzędu sprawą mógłby się zająć prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Pan poseł może nie zdawać sobie z tego sprawy, ale publikując zdjęcie, został administratorem danych osobowych. Ze wszystkimi tego konsekwencjami wynikającymi – to słowo musi tu paść – z RODO. Potwierdza to jednoznacznie niedawny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego (sygn. akt III OSK 4984/21), w którym stwierdzono, że jeśli osoba prywatna opublikuje jakiekolwiek dane osobowe w internecie, to staje się ich administratorem i powinna wypełnić wszystkie obowiązki wynikające z unijnego rozporządzenia. A więc przede wszystkim mieć podstawę prawną do przetwarzania danych osobowych.
A to wciąż nie wszystko. W grę wchodzi także odpowiedzialność karna wynikająca z polskiej ustawy o ochronie danych osobowych. Zgodnie z jej art. 107 przetwarzanie danych bez uprawnienia zagrożone jest karą do dwóch lat więzienia. W przypadku danych ujawniających pochodzenie rasowe lub etniczne maksymalna kara jest o rok wyższa. Chętnych do piętnowania Bogu ducha winnych ludzi zachęcam do wzięcia tego ostatniego przepisu pod szczególną rozwagę. Nie jest może zbyt często stosowany, ale to zawsze może się zmienić. ©℗