Niemal co 10. dziecko przyznaje, że zostało okradzione w grze komputerowej. Cyfrowe przestępstwa są dla nich równie dotkliwe co oszustwa w realu.
Niemal co 10. dziecko przyznaje, że zostało okradzione w grze komputerowej. Cyfrowe przestępstwa są dla nich równie dotkliwe co oszustwa w realu.
Do najpopularniejszych gier komputerowych można dołączyć za darmo. Aby jednak się wyróżnić czy zwiększyć szanse swojej postaci, trzeba użyć wirtualnych przedmiotów. Gracze zyskują je, wykonując zadania, pokonując przeciwników, kupując albo wymieniając się z innymi użytkownikami. Najrzadsze i najbardziej pożądane nabierają wartości - nie tylko wirtualnej. I wystawiają swoich posiadaczy na cel przestępców.
Jak wynika z badania przeprowadzonego przez ING Bank Śląski w ramach kampanii dotyczącej cyberbezpieczeństwa najmłodszych, już 7 proc. dzieci w wieku 7-17 lat padło ofiarą kradzieży wirtualnego dobra. Najczęściej przyznają się do tego 13- i 14-latki.
- Przy kradzieży przedmiotów w grach wykorzystywane są najczęściej takie same narzędzia jak przy klasycznych cyberoszustwach - mówi Michał Lewandowski z agencji San Markos, który zajmował się rynkiem platform umożliwiających wymianę wirtualnych dóbr. - Dziecko może dostać wiadomość, że jest problem z jego kontem albo że musi je zweryfikować, bo inaczej zostanie ono wyłączone za złamanie regulaminu. Przestraszone podaje oszustom dane logowania i w tym momencie może się pożegnać ze swoim pieczołowicie zbieranym ekwipunkiem - dodaje. Przestępca loguje się jako młody gracz, szybko transferuje przedmioty do własnej postaci, a potem sprzedaje je innym lub wystawia na specjalnej giełdzie. Problem jest poważny - co piąte ze zbadanych dzieci spotkało się z sytuacją, w której ktoś namawiał je do kliknięcia w podejrzany link.
Dla części graczy pozyskiwanie przedmiotów stało się regularną pracą. Taki sposób zarobkowania jest popularny zwłaszcza w Azji. Aby zdobywać najcenniejsze przedmioty, gracze zawiązują specjalne kooperatywy - na przykład do pokonania silnego potwora, o którym wiadomo, że zostawi po sobie unikalną broń, wartą nawet kilka tysięcy dolarów. - Dla niektórych graczy obrót wirtualnymi przedmiotami to dochodowe zajęcie, niektórzy są w stanie wyciągnąć 40 tys. zł miesięcznie - ocenia Lewandowski. Im bogatszy i bardziej zaawansowany cyfrowo kraj, tym zwrot z cyfrowych dóbr jest większy.
Z powodu przestępców dzieci tracą nie tylko przedmioty, lecz także pieniądze. Wiele gier przeznaczonych dla najmłodszych ma swoje własne waluty - w Robloksie używa się robuxów, w Minecrafcie - minecoins, w Fortnite V-bucks. Można je zdobyć, wykonując misje lub po prostu kupując za tradycyjne pieniądze. Choć w przypadku graczy definicja prawdziwego pieniądza się rozmywa. Jak donosił w grudniu „Wall Street Journal”, coraz więcej amerykańskich dzieci żąda kieszonkowego właśnie w wirtualnych monetach.
Czy zabranie komuś cyfrowego przedmiotu może pociągnąć prawne konsekwencje? - W przypadku wirtualnych dóbr nie możemy mówić o kradzieży, ponieważ nie są one rzeczami w rozumieniu prawa. To oczywiście nie znaczy, że nie dochodzi do przestępstwa - wyjaśnia Maciej Bielecki, adwokat i wspólnik z kancelarii Ungier Gliniewicz i Wspólnicy, i dodaje, że kwalifikacja czynu zależy od działań sprawcy. Jeśli na przykład wyłudzi dostęp do naszego konta, by następnie bez upoważnienia dysponować określonym przedmiotem wirtualnym, będzie to kwalifikowane jako oszustwo. Jeśli złamie zabezpieczenia konta - włamanie prowadzące do bezprawnego uzyskania informacji. Sprawę komplikuje jednak fakt, że wirtualne przedmioty często nie są faktyczną własnością graczy, ale platformy, na której się ich używa. Mówią o tym wewnętrzne regulaminy.
- Walka z takimi przestępcami nie jest łatwa, ale policja ma narzędzia do ich ścigania i identyfikacji. Może ustalić IP sprawcy czy zażądać danych od platformy - przekonuje jednak Bielecki. Czasem wystarczy już samo zgłoszenie na policję. Tak jak w sprawie 17-latka z Kartuz, który w trakcie wirtualnej rozgrywki wyłudził dane logowania innego gracza, a potem przejął jego ekwipunek o wartości ok. 500 zł. Po tym jednak, jak ofiara doniosła o tym organom ścigania, przedmioty wróciły na jej konto.
Co można zrobić, żeby ochronić dzieci przed tego rodzaju oszustwem? - Nigdy nie podpinajmy dziecku do konta swojej karty kredytowej. Jeśli ma mieć dostęp do płatności internetowych, warto postawić na kartę przedpłaconą - przekonuje Lewandowski. A jego ostrożność potwierdzają badania przeprowadzone przez ING Bank Śląski - 3 proc. dzieci przyznaje, że zostało okradzionych przez internet z prawdziwych pieniędzy. Kolejne 4 proc. nie wyklucza, że tak się stało.
Zdaniem eksperta nic nie zastąpi jednak uwagi rodziców. - Przede wszystkim trzeba zainteresować się tym, co dziecko robi w grze, uczestniczyć w jego świecie. Dziecko naprawdę nie musi uczyć się na swoich błędach. Jeśli otrzyma phishingowego e-maila i omówi go wspólnie z opiekunem, będzie to dla niego ogromną wartością - dodaje.
Jak pokazują badania, dzieci są chętne do rozmów z rodzicami - 79 proc. deklaruje, że rozmawia z nimi na tematy bezpieczeństwa w sieci. Tyle samo przyznaje, że wiedzę na temat tego, jak bezpiecznie korzystać z internetu, czerpie właśnie od rodziców. ©℗
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama