W potocznym języku przez słowo „deweloper” rozumie się najczęściej przedsiębiorcę lub inwestora budującego mieszkania lub domy na sprzedaż. Dlatego też ostatnia informacja o gigantycznych stratach finansowych w ostatnim kwartale oraz całym roku 2011 „największego polskiego dewelopera”, mogła u osób mniej zorientowanych w rynkowych realiach wywołać apokaliptyczne wizje krajowego rynku nieruchomości. Czy słusznie? Zdecydowanie nie, ponieważ GTC nie jest „zwyczajnym” deweloperem, ale używając terminologii sportowej, działającym na licznych frontach deweloperskim „wieloboistą”. W dodatku systematycznie przesuwa biznesowy środek ciężkości poza granice kraju. Kombinacja uniwersalnej odmiany biznesu nieruchomościowego na wielką skalę (inwestycje w kompleksy biurowe, centra handlowo-rozrywkowe oraz budownictwo mieszkaniowe połączone z ich zarządzaniem) z agresywną zagraniczną ekspansją, to sprawdzona recepta na mocno przyśpieszony rozwój i ogromne profity w czasach prosperity, ale w dobie kryzysu to niestety zwielokrotnione ryzyko operacyjne z możliwością miliardowych strat włącznie. Właśnie z takim problemem przyjdzie się w najbliższej perspektywie zmierzyć menadżerom tej uznanej spółki giełdowej.

Strata netto Glob Trade Centre w roku ubiegłym wyniosła 338 mln euro, czyli prawie tyle ile wynosi teraz giełdowa kapitalizacja spółki, i niemal połowę jej aktualnej wartości księgowej. Innymi słowy – to tyle, ile kosztują dziś wszystkie akcje JW. Construction pomnożone przez cztery. Spółka poza Polską prowadzi działalność w 9-ciu krajach Europy środkowo- i południowo wschodniej. To właśnie drastyczne pogorszenie sytuacji ekonomicznej w regionie krajów SEE miało spowodować rekordowe straty. Wynikły one – jak relacjonuje zarząd – z przeszacowania w dół wyceny inwestycji nieruchomościowych w Bułgarii, Rumunii, Chorwacji i na Węgrzech. Plusem jest fakt, że straty tego typu mają charakter „papierowy”, a więc można się pocieszać, że kiedyś same się odrobią. Minusem, że wcześniej, choćby już z końcem marca, mogą się powtórzyć. Akcjonariuszy martwi dodatkowo rezygnacja wieloletniego firmowego „guru” i szefa rady nadzorczej w jednej osobie oraz zapowiedź dużej emisji akcji z prawem poboru, co może rodzić podejrzenia, że nasz wielki deweloper właśnie rozpoczął akcję obronną przed zajęciem miejsca na „równi pochyłej”.

Nasuwa się pytanie, czy i jak wpadka GTC może przełożyć się na sytuację całej branży, a co za tym idzie na kondycję polskiego rynku nieruchomości ze szczególnym uwzględnieniem segmentu mieszkaniowego? - Najbardziej prawdopodobne, że poza jednodniowym tąpnięciem indeksu WIG-deweloperzy, bardziej spektakularnych skutków być nie powinno – uważa Paweł Moszczyński z portalu RynekPierwotny.com. Według niego finansowe kłopoty GTC w całości skumulowały się poza granicami Polski i nie dotyczą mieszkaniówki, która i tak w portfelu inwestycyjnym spółki zajmuje marginalną pozycję. Krajowe interesy firmy idą dobrze, nawet pomimo wyprzedaży w roku ubiegłym najlepszych aktywów, jak choćby Galerii Mokotów. Dobrze się natomiast stało, że branża deweloperska otrzymała jednoznaczny sygnał i ostrzeżenie zarazem, że Europa wciąż pogrążona jest w kryzysie, który wciąż ma się doskonale, i nie wiadomo kiedy i którymi drzwiami będzie próbował przeniknąć na krajowe podwórko.

W najbliższych dniach poznamy roczne raporty wszystkich liczących się rodzimych spółek deweloperskich, notowanych na GPW i skupiających się na krajowym biznesie mieszkaniowym. Na podstawie znanych już kwartalnych sprawozdań można założyć, że ujemnego wyniku nie pokaże żadna z nich. Natomiast w kilku przypadkach możemy oczekiwać danych, które zostaną wysoko ocenione przez akcjonariuszy. Fundamenty sektora deweloperskiego, przynajmniej w grupie firm o uznanej pozycji, wciąż nie budzą jakichkolwiek zastrzeżeń. Natomiast jego techniczny obraz, oceniany przez pryzmat indeksu WIG-Deweloperzy, prezentuje się najbardziej obiecująco w całej swojej kilkuletniej historii – podsumowuje Jarosław Jędrzyński z portalu RynekPierwotny.com.