Promujemy oddziały przygotowawcze dla uczniów z Ukrainy. Nie ma jednak dzisiaj przepisów, które zmuszałyby do ich tworzenia - powiedział we wtorek szef MEiN Przemysław Czarnek. Ostateczną decyzję, gdzie trafi dziecko, podejmuje dyrektor, a nie rodzic - zaznaczył.

We wtorek odbyło się posiedzenie sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, na której szef resortu edukacji i nauki Przemysław Czarnek mówił o stanie przygotowania systemu edukacji i szkolnictwa wyższego do przyjęcia dzieci i studentów z Ukrainy.

Czarnek powiedział, że resort edukacji i nauki rekomenduje tworzenie oddziałów przygotowawczych. "Wszystko po to, żeby w najmniejszym stopniu, jeśli to możliwe, ingerować w polski system oświaty i w normalną kontynuację nauki dzieci w polskich szkołach i jednocześnie na najwyższym możliwym poziomie, równolegle zaopiekować się dziećmi ukraińskimi" - dodał.

W jego ocenie zaletą oddziałów przygotowawczych jest to, że elastycznie podchodzi się w nich do programu nauczania. "Elastyczność ta jest również potrzebna, bo nie wiemy na jak długi czas - same dzieci nie wiedzą - przyjechały do Polski. Mamy nadzieję, że to się szybko skończy i będą mogły wrócić do swoich domów" - mówił.

Posłanka Krystyna Szumilas (KO) powiedziała, że bardzo podoba jej się, że resort mówi o "elastycznym system", gdy mówi o przyjmowaniu dzieci ukraińskich do szkół. Dodała, że tworzenie oddziałów przygotowawczych ma szczególnie sens tam, gdzie jest duży napływ dzieci-uchodźców, czyli w miastach. Dopytywała, czy jest planowane wprowadzenie obowiązku tworzenia oddziałów przygotowawczych.

"Oddziały przygotowawcze promujemy. Nie ma przepisów dzisiaj, które zmuszałyby do tworzenia oddziałów przygotowawczych" - zapewnił Czarnek. Dodał, że 85-90 tys. ukraińskich uczniów w polskich szkołach w 90 proc. znajduje się w polskich klasach, a nie oddziałach.

"Rozumiem argumentację z takich ośrodków niewielkich, wiejskich, gdzie jest na razie jeszcze niewielu tych uczniów. Ten system jest fajny - taki bardzo elastyczny - na razie, natomiast gdy wyobrazimy sobie 300 tys. czy 400 tys. dzieci w polskich szkołach to już to będzie problem" - powiedział. W jego ocenie oznaczałoby to ogromne poszerzanie klas i ich przeładowanie zwłaszcza w dużych miastach.

Czarnek podkreślił, ze ostateczną decyzję gdzie trafi dziecko - do oddziału przygotowawczego czy do normalnej klasy podejmuje dyrektor, a nie rodzic.

Z kolei wiceszef MEiN Dariusz Piontkowski powiedział, że resort zastanawia się nad oddziałami przygotowawczymi i czy ich tworzenie nie powinno być to obowiązkowe. Ocenił, że z punktu widzenia dyrektora szkoły, wójta czy burmistrza najłatwiej jest "dorzucić" kilkoro dzieci do istniejących klas. "Ale ani te dzieci ukraińskie niestety z tego nie korzystają. Nauczyciele, którzy próbują dostosować tok lekcji także do uczniów ukraińskich siłą rzeczy część czasu muszą tracić na próbę tłumaczenia językowego i tłumaczenia dodatkowego uczniom z systemu ukraińskiego i nie mają też czasu dla uczniów polskich" - powiedział.

Według Piontkowskiego łatwiej będzie "przy skromnych zasobach" zapewnić nauczycieli ze znajomością języka ukraińskiego, jeśli stworzy się oddziały przygotowawcze.

Czarnek powiedział, że resort zadbał też o finansowanie nauki dzieci-uchodźców. "Pierwsze takie środki trafią za marzec do organów prowadzących około połowy kwietnia na podstawie wpisów w systemie informacji oświatowej i są to środki, których waga została określona długo przed wojną. Za dzieci w oddziale przygotowawczym ta waga jest zwiększona o 40 proc., również na dodatkową naukę języka polskiego (...)" - dodał.

Szef MEiN przekazał, że na początku wojny w Ukrainie kuratorzy przygotowali listy nauczycieli, również emerytowanych, którzy władają językiem ukraińskim i rosyjskim. Jest ich na tych listach 11 tys. Ukraińscy nauczyciele mogą też zapisywać się do nauczania w polskich szkołach - nie muszą mieć certyfikatu znajomości języka polskiego.

"Mamy już około 1000 wolontariuszy spośród studentów ukraińskich, tych którzy zostali w Polsce, nie pojechali na wojnę, którzy wyrazili chęć - i to jest w dyspozycji kuratorów we wszystkich województwach - współpracy ze szkołami na zasadzie wolontariatu: tłumaczenia tych zajęć w oddziałach przygotowawczych czy w ogóle zajęć dla dzieci ukraińskich" - powiedział.

Z szacunków resortu wynika, że w systemie szkolnym jest ok. 90 tys. dzieci, a szacunków w Polsce jest ok. 700 tys. z Ukrainy w wieku szkolnym.

Posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica) pytała m.in. o to, czy resort rozważa wzmocnienie edukacji międzykulturowej w związku z przyjmowaniem dzieci z Ukrainy do szkół. Zwróciła uwagę, że pewnym wyzwaniem dla polskich i ukraińskich dzieci będzie integracja i wspólna nauka. "Będziemy się tym zajmować tylko w drugiej kolejności" - stwierdził Czarnek. Dodał, że najpierw należy nauczyć je języka polskiego i zobaczyć ile czasu spędzą w Polsce. "To ważne, ja nie neguję absolutnie wagi tej sprawy, ale wydaje mi się, że w tym momencie mamy nieco ważniejsze sprawy organizacyjne" - powiedział szef MEiN.

Minister odniósł się też do sytuacji szkolnictwa wyższego. Przekazał, że polscy studenci, którzy studiowali we Lwowie, Stanisławowie i w innych miastach Ukrainy, głównie na kierunkach lekarskich, na studiach płatnych zagwarantowano miejsca w uczelniach polskich. "Są oni przyjmowani na zasadzie takiej, że opłacają czesne w wysokości nie większej niż ta na Ukrainie, a resztę dopłacamy my uczelniom" - powiedział.

"Dla pozostałych studentów gwarancji nie ma. To będzie zależało od uczelni, czy ma miejsca i będzie przyjmowała. Studenci ukraińscy będą mogli korzystać ze stypendiów, które oferuje Narodowa Agencja Wymiany Akademickiej" - wskazał.

Czarnek zakomunikował, że Ośrodek Rozwoju Edukacji przygotowuje dla nauczycieli ukraińskich kurs języka polskiego, po to, aby mogły w przyszłości uczyć w polskich szkołach dzieci ukraińskich.(PAP)

Autor: Szymon Zdziebłowski

szz/ mhr/