Resort zdrowia na ostatnią chwilę przesuwa wejście w życie przepisów zmieniających standardy w anestezjologii i intensywnej terapii. Podobnych „akcji ratunkowych” było w ostatnich latach kilka. Powód: zmiany kosztują, a pieniędzy nie ma.
Nowe wymogi – dotyczą m.in. zakupu nowego sprzętu i zmian organizacji oddziałów – miały wejść częściowo już 1 stycznia 2017 r. Jednak zgodnie z projektem rozporządzenia w sprawie standardu organizacyjnego opieki zdrowotnej w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii, termin ten zostanie przesunięty o dwa lata.
W ekspresowym tempie nowelizowane są też przepisy dotyczące lotnisk przy szpitalnych oddziałach ratunkowych (SOR). Resort zdrowia po konsultacjach z Lotniczym Pogotowiem Ratunkowym uznał bowiem, że tyle, ile jest obecnie, wystarczy. W efekcie SOR-om bez lądowisk nie grozi już zamknięcie.
Także w tym roku ostatecznie zapadła decyzja o niewprowadzeniu obowiązkowych ubezpieczeniach od zdarzeń medycznych. Miały z nich być wypłacane odszkodowania dla pacjentów. Kłopot w tym, że nawet od placówek o bardzo niskiej szkodowości ubezpieczyciele chcieli przynajmniej kilkaset tysięcy złotych rocznej składki. Szpitali nie było na to stać. Termin przesuwano, aż w końcu obowiązek zniesiono. Odroczono też termin dla e-dokumentacji. – Przepisy o informatyzacji ochrony zdrowia przewidywały pierwotnie, że placówki medyczne wdrożą ją najpóźniej 1 sierpnia 2014 r. Termin ten dwukrotnie przekładano i obecnie obowiązek ten ma wejść w życie od 1 stycznia 2018 r. – mówi Piotr Najbuk z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Na wdrożenie od wielu lat czekają też przepisy dotyczące szpitalnej infrastruktury. Jednak i one nie mogą doczekać się realizacji. Modernizacje kosztowałyby miliardy złotych, bo wiele placówek zlokalizowanych jest w bardzo starych budynkach.
Ale nie tylko pieniądze są problemem. Są nim też nieprzemyślane przepisy. – Część z ustaw i rozporządzeń wprowadzało nadmiernie rozwinięte wymagania, ale niektóre, jak np. e-dokumentacja, ma fundamentalne znaczenie. Przekładanie wejścia w życie zmian negatywnie odbija się na efektywności systemu ochrony zdrowia oraz opiece nad pacjentem – stwierdza Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego.
Także w przypadku zmian w intensywnej terapii i anestezjologii placówki oraz samorządy, które są często ich organami założycielskimi, wskazywały, że musiałyby kupić, często niepotrzebny, dla nich sprzęt. – Z rozporządzenia wynika np., że leczeniem bólu ma się zajmować anestezjolog, tymczasem w szpitalu zajmują się tym głównie inni specjaliści, którzy leczą konkretne schorzenia – twierdzi Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali.
Część placówek miało też wydzielić oddziały anestezjologii. – Osoby do operacji czy zabiegu znieczulane są na sali zabiegowej lub operacyjnej, i nie ma sensu tworzenie w tym celu osobnego oddziału, za który musiałby zapłacić szpital – przekonuje Fedorowski. Wątpliwości budzi też inny zapis. – To szef anestezjologii w porozumieniu z kierownikiem podmiotu leczniczego ma ustalać grafiki operacyjne. Pominięci zostali przy tym chirurdzy i inni lekarze zabiegowi – podkreśla ekspert.
Także w przypadku norm budowlanych i przeciwpożarowych dla szpitalnych pomieszczeń od początku było wiele zastrzeżeń. Przepisy regulowały precyzyjnie, choć nie zawsze z sensem wiele szczegółów – np. lokalizację kaloryfera. Ich wejście w życie przekładane jest systematycznie. Pierwszych terminów nie było w stanie spełnić większość placówek, potem m.in. dzięki inwestycjom z unijnych i samorządowych pieniędzy oraz łagodzeniu przepisów sytuacja się poprawiła. Ale i tak w połowie 2015 r. wymogów nie spełniłoby 15 proc. placówek, więc posłowie przesunęli znów termin – tym razem na koniec 2017 r.
– Wiele z wymogów dotyczących pomieszczeń jest na wyrost. Jako Polska Federacja Szpitali byliśmy w wielu placówkach m.in. niemieckich, duńskich, izraelskich i one nie spełniałyby polskich wymogów – mówi Jarosław Fedorowski. I podkreśla, że choć jesteśmy biednym krajem, stawiamy szpitalom kosztowne wymogi, które nie przekładają się na jakość opieki medycznej.
Zdaniem ekspertów wielu problemów i gaszenia pożarów dałoby się uniknąć, gdyby decydenci brali pod uwagę opinie z konsultacji społecznych. Zwracają też uwagę, że często przy tworzeniu rozporządzeń i ustaw bierze się pod uwagę potrzeby jednej grupy – np. lekarzy danej specjalności z pominięciem menadżerów lub odwrotnie.