To rozwiązanie jest obarczone błędami. Błędami, których przy tak delikatnych kwestiach, jakimi są aborcja, wada płodu, niepełnosprawność dziecka, widmo przedwczesnej śmierci, po prostu być nie powinno. Czy pod płaszczem wielkiej wrażliwości, chęci niesienia pomocy w złagodzeniu bólu wywołanego informacją o chorobie jeszcze nienarodzonego syna lub córki tak naprawdę gdzieś na końcu nie zabrakło zrozumienia dla dużo szerszego problemu, jakim jest niepełnosprawność?
Rząd, usiłując rozwiązać problem jednej, ale jednak mniejszej grupy rodziców, skazuje inną na ciągłą walkę z systemem. Często z góry skazaną na przegraną. I to tylko dlatego, że ich dzieci urodziły się zdrowe, a niepełnosprawne stały się potem. Tu zdanie wyjaśnienia dla czytelników. Zgodnie z projektem rządowego wsparcia programu „Za życiem” tylko dzieci, których choroba została wykryta jeszcze w trakcie ciąży, zostaną objęte specjalnym wsparciem. W zamian za odstąpienie od decyzji o aborcji ich rodzice dostaną jednorazowe świadczenie w wysokości 4 tys. zł. Będą również mogli liczyć na nielimitowany dostęp swoich dzieci do specjalistów i rehabilitacji. Zyskają możliwość korzystania z wizyt lekarskich i badań medycznych poza kolejnością.
I żeby było jasne – taka pomoc powinna być standardem, ale dla wszystkich rodziców dzieci z nieuleczalnymi, poważnymi schorzeniami, które skazują je albo na przedwczesną śmierć, albo na życie w ciągłej zależności od innych. Tyle że w polskich warunkach coś, co powinno być „normalne”, jest czymś specjalnym. Rząd kreuje rozwiązania nadzwyczajne, a przez to dla części społeczeństwa niesprawiedliwe i dzielące na lepszych i gorszych. Dlatego zamiast wymyślać na szybko nowe recepty, należy szukać takich, które nie będą „premiować” trudnego wyboru rodziców dzieci obarczonych chorobą w okresie prenatalnym, ale stworzą realną szansę na lepszą opiekę medyczną, rehabilitację, konsultacje lekarskie dla wszystkich niepełnosprawnych maluchów.