PiS obiecał i zapomniał. Mowa o wzroście wydatków na system ochrony zdrowia do 6 proc. PKB w perspektywie najbliższych lat. Czyli czołówki europejskiej pod tym względem jeszcze długo nie dogonimy. Resort zdrowia rzuca pomysłami, ale nie przedstawia konkretnej recepty na zwiększenie budżetu zdrowotnego.
Jednym z nich jest likwidacja NFZ. Tyle że usunięcie go z mapy instytucji niewiele zmieni. Nie ma bowiem systemu sprawnej kontroli przepływu tych pieniędzy, które w zdrowotnym krwiobiegu już krążą. W efekcie, jak szacują eksperci, nawet 60 0 m ln zł rocznie zamiast być przeznaczane dodatkowo na świadczenia, wyparowuje. Wydając pieniądze na świadczenia bez nowoczesnego systemu informatycznego, NFZ działa jak ślepiec – po omacku.
To główny zarzut wobec wszystkich ekip rządzących. Przez tyle lat projekt e-zdrowia wciąż nie wyszedł z wieku dziecięcego. Przypomnę, że tylko w tym roku miały zacząć działać: internetowe konto pacjenta, e-recepta, rejestracja w placówkach medycznych przez internet oraz możliwość sprawdzenia historii choroby online. Z zapowiedzi wycenianych na ponad 70 0 m ln zł zostały konflikty personalne i zwolnienia wieloletnich pracowników zajmujących się informatyzacją, co swój finał znalazło w sądzie pracy. Do tego cieniem nad prawidłowym wdrażaniem projektu e-zdrowia kładzie się brak przejrzystości w zawieranych umowach przetargowych, m.in. na serwisowanie sprzętu IT w NFZ. To tylko potęguje ogólne odczucie chaosu.
Jakby tego było mało, NFZ od dłuższego już czasu nie mógł wyjść z butów chłopca do bicia. Nie tupnął nogą, gdy jeszcze poprzedni rząd, zawieszając proces kontraktowania świadczeń zdrowotnych, w praktyce wykluczył nowe podmioty z konkurowania o środki publiczne na leczenie chorych. W efekcie od kilku lat kolejki się wydłużają, dostęp do lekarzy, zabiegów i operacji się nie poprawia, mimo że pieniędzy w budżecie NFZ jest więcej.
A wszystko dlatego, że fundusz nie potrafił wywalczyć sobie w tej kwestii pozycji partnera. Został zepchnięty do pozycji instytucji–wytrycha. Nie przekonuje tłumaczenie jego pracowników, że fundusz jest tylko wykonawcą ustaw przegłosowanych przez Sejm czy rozwiązań zaproponowanych przez resort zdrowia. Stał się urzędem, który działa nie wiadomo w czyim imieniu. Bo na pewno ani pacjentów, ani świadczeniodawców. W końcu nawet nie państwa. NFZ mógł być panem i władcą, a kończy jako ubogi krewny, ale pozbywając się funduszu, rząd obiecanych 6 proc. PKB nie znajdzie.