Opóźnienia w płaceniu dostawcom to między innymi wynik kontroli NFZ i nakładania kar finansowych za świadczenia udzielone wstecz - mówi Piotr Miadziołko dyrektor SPZOZ w Gostyniu, sekretarz Wielkopolskiego Związku Szpitali Powiatowych, członek Rady Naczelnej Polskiej Federacji Szpitali
Jakie są główne powody opóźnień w płaceniu dostawcom?
Takie opóźnienia stają się już powszechne w wielu podmiotach leczniczych. Doprowadziła do nich wieloletnia zła sytuacja w ochronie zdrowia, brak większych nakładów, niska wycena procedur medycznych, naprawy, remonty, przeglądy sprzętu oraz ciągłe podnoszenie wymagań przez decydentów systemu. Przyczyniły się też do tego kontrole NFZ i nakładanie kar finansowych za świadczenia udzielone wstecz – i to nie zawsze zasadnie.
Piotr Miadziołko dyrektor SPZOZ w Gostyniu / Dziennik Gazeta Prawna
Stale szukamy oszczędności, na które nie zawsze możemy sobie pozwolić, chcąc spełniać wszystkie wymogi i zapewniać bezpieczeństwo leczonych pacjentów. Wielokrotnie stajemy przed podjęciem decyzji: „koszt czy bezpieczeństwo” – i zawsze wybieramy to drugie, co przekłada się na koszty. Inną kwestią są tzw. nadwykonania. To sytuacja, gdy szpital kredytuje NFZ, nawet gdy ten udziela świadczeń ratujących życie. Wtedy zwiększają się koszty zużycia leków, wyrobów medycznych itp. Brak bieżącej płatności wynika też z systemu rozliczania świadczeń ustalonego przez NFZ w 2009 r.
Jakie skutki ma ten system?
Przez jego działanie zostają nam nierozliczone świadczenia planowe, wykonane nawet przed tymi ratującymi bezpośrednie zagrożenie życia pacjenta. Kontrolowanie przez NFZ świadczeń udzielonych za lata poprzednie, które zostały kiedyś uznane za zasadne, sprawia, że niektóre nagle okazują się niezasadne i podmioty muszą zwracać środki finansowe.
Od niedawna jest też inny problem – wzrost wynagrodzeń dla pielęgniarek i położnych. Według mnie podniesienie pensji było uzasadnione, jednak zgodnie z przepisami. To my musimy zapłacić pensje z własnych środków, następnie wypisać oświadczenia, wystawić faktury dla NFZ i dopiero czekać na przelew. Wszystko to powoduje znaczące opóźnienia w płaceniu dostawcom.
Czy samorządy jako podmioty tworzące interesują się tym bądź interweniują w tej sprawie?
Interesują się tym problemem, nie prowadzą jednak bezpośrednich rozmów z samymi dostawcami. Nie chcą też ciągle kredytować szpitali. Teoretycznie w systemie powinno być wystarczająco dużo środków finansowych, abyśmy mogli bezpiecznie pracować i płacić swoim dostawcom. Musimy podejmować wiele decyzji, w jaki sposób zminimalizować te opóźnienia – a to nie zawsze jest możliwe.
Dla samorządów obecnie jedną z najważniejszych kwestii jest wynik finansowy podmiotu leczniczego za dany rok. Zgodnie z art. 59 ustawy o działalności leczniczej samorządy dbają, by nie zachodziła potrzeba pokrywania ujemnego wyniku finansowego bądź podejmowania decyzji o przekształceniu danej jednostki. W przeszłości często zbyt pochopnie podejmowano takie decyzje, co potwierdziły raporty NIK. Ostatnio krążące hasło „Stop komercjalizacji, przekształceniom lub prywatyzacji” nie uzdrowi od razu systemu opieki zdrowotnej. Na to potrzeba czasu – a i tak ktoś będzie musiał pokryć ujemne wyniki finansowe placówek. Są propozycje, aby te środki pochodziły z funduszy zakładu, a jeżeli nie będzie to możliwe – dopiero wtedy organ założycielski powinien wdrożyć działania naprawcze. Nie powinny się one jednak wiązać z redukcją potrzebnych etatów, zwłaszcza personelu medycznego. Dobrym rozwiązaniem jest podpisanie porozumień z tymi, z którymi mamy znaczne opóźnienia, by nie doprowadzić do kolejnych kosztów sądowych oraz znacznych odsetek.
Czy cesja wierzytelności jest pomocnym narzędziem dla szpitali?
Z pewnością tak, ale zależy to przede wszystkim od wysokości obowiązania i sytuacji danego podmiotu leczniczego. Cesja jest szybszą formą niż zaciągnięcie kredytu długoterminowego, na który musi wyrazić zgodę organ założycielski, rada społeczna lub nawet NFZ. Zresztą na cesję też musi być zgoda organu założycielskiego. Cesja generuje jednak dodatkowe koszty.
Czy wyższe niż kredyt?
To zależy. Trzeba też uważać, z kim zawiera się kontrakt, i dokładnie czytać umowę, warunki finansowania oraz ewentualne kary umowne.
Co można usprawnić, by zniwelować problemy z opóźnieniami w płatnościach?
Przede wszystkim nie da się utrzymywać płynności podmiotu leczniczego przy wycenach niektórych świadczeń medycznych. Trzeba całkowicie przeanalizować koszyk świadczeń gwarantowanych, gdyż pewne procedury są przeszacowane, a inne niedoszacowane. One pozostają na tym samym poziomie od wielu lat, mimo wzrostu inflacji, cen towarów i usług. Zarządzający placówkami dokładnie znają koszty, lecz nie są decydentami w tej kwestii. Stale przypominamy decydentom o tym problemie, jednak bez skutku.
Działanie szpitali utrudniają coraz większe wymogi NFZ przy jednoczesnym braku zapewnienia wzrostu wartości kontraktu dla podmiotów leczniczych. Ustawodawcy tworzą przepisy, które generują wysokie koszty i opóźnienia w płatnościach. Nie jest trudno zaciągnąć wielki kredyt na szpital i dostosować do wszelkich wymogów. Można przecież pokryć nawet koszty coraz droższego sprzętu, który jest obecnie mniej trwały niż kiedyś. Problem się zaczyna, gdy chce się zrobić to samo przy obowiązującym budżecie.
Chcemy mieć służbę zdrowia w standardzie unijnym, piękne i dobrze wyposażone obiekty, ale brakuje budżetów i specjalistów do pracy. Tych trzeba przyciągać na siłę, nawet oferując służbowe mieszkania, takie propozycje można wyczytać już w ogłoszeniach. Mniejszych i niedofinansowanych szpitali powiatowych na to nie stać. A przecież to one są często pierwszym miejscem leczenia pacjenta z poważnym schorzeniem. Chcielibyśmy, by system został szybko naprawiony – żebyśmy mogli pracować, nie martwiąc się o jutro i nie zapominając o pacjentach, których dobro jest najważniejsze. Żeby koszty – również ważne – pozostały na drugim planie.