Szpitale nie respektują uprawnień, które formalnie przysługują kobietom od prawie trzech lat. A szkoły rodzenia nie zawsze informują o nich, nie mówiąc o zachęcaniu do ich egzekwowania.
Prawa pacjentki na porodówce / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Zdrowia przygotowuje kolejne rozwiązania i przepisy, które mają zapewnić kobietom poczucie bezpieczeństwa na salach porodowych. Okazuje się jednak, że nawet te, które obowiązują już od kilku lat, pozostają martwe. Tak jest np. w przypadku całkowicie ignorowanych przez szpitale standardów dotyczących porodów fizjologicznych, czyli odbywanych siłami natury.
Kobieta nie ma głosu
Takie wnioski płyną z badania, które przeprowadziły inicjatorki akcji „Lepszy poród”. Wszystko zaczęło się od zbierania w październiku 2014 r. podpisów pod petycją „Stop łamaniu prawa na porodówkach”. Powstał wówczas specjalny kwestionariusz, w którym internautki mogły odpowiedzieć na pytania dotyczące ich doświadczeń związanych z opieką okołoporodową. Ankiety wypełniło ponad 6,5 tys. kobiet, w tym 3995, które rodziły w polskich szpitalach po 19 października 2012 r. Wtedy zaczęło obowiązywać rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie standardów postępowania medycznego przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych z zakresu opieki okołoporodowej sprawowanej nad kobietą w okresie fizjologicznej ciąży, fizjologicznego porodu, połogu oraz opieki nad noworodkiem (Dz.U. z 2012 r. poz. 1100).
Dane z ankiety są zatrważające. 53 proc. respondentek podczas porodu fizjologicznego, czyli przebiegającego prawidłowo, miało nacięte krocze, z czego 30 proc. nie zostało w ogóle poproszonych o wyrażenie zgody na taką interwencję. 63 proc. kobiet podano syntetyczną oksytocynę (skraca poród, ale nasila ból i zwiększa ryzyko powikłań), przy czym co trzecia nie była pytana o zgodę. Tylko 19 proc. mogło wybrać swobodnie pozycję podczas porodu.
– W odniesieniu do kobiet rodzących łatwo o nadużycia, bo nie mają one siły upominać się o swoje prawa. Przestrzeganie odpowiednich reguł musi więc być zapewnione odgórnie – podkreśla Karolina Piotrowska, inicjatorka akcji „Lepszy poród”. Jej zdaniem niezbędne jest stworzenie centralnej bazy danych o interwencjach medycznych podejmowanych podczas porodów fizjologicznych. Obecnie nikt nie prowadzi takich statystyk, więc nie jest znana skala nieprawidłowości.
Z ankiet wynika także, że choć w ciągu ostatnich lat zaszło wiele pozytywnych zmian na porodówkach (np. nie ma już prawie problemu z wyegzekwowaniem prawa do obecności osoby towarzyszącej przy porodzie), to nadal wiele do życzenia pozostawia opieka nad matką i dzieckiem. Zgodnie ze standardami noworodek, o ile nie wymaga natychmiastowej opieki medycznej, powinien mieć od razu po porodzie zapewniony pełny, co najmniej dwugodzinny kontakt skóra do skóry z matką. Jednak taki przywilej miało tylko 24 proc. respondentek akcji „Lepszy poród”. Pozostałe informowały w ankiecie, że kontakt z dzieckiem był dużo krótszy, czasem polegał tylko na przytuleniu do policzka, a w przypadku 6,5 proc. kobiet nie było go wcale. Aż 28 proc. internautek nie otrzymało po urodzeniu potomstwa wsparcia w podjęciu naturalnego karmienia, co także jest niezgodne ze standardami. Kolejne zaś 11 proc. z powodu braku takiej pomocy zakończyło karmienie piersią podczas pobytu w szpitalu.
Szkoły dezinformacji
Z badania płynie jeszcze jeden przygnębiający wniosek. Ujawniło ono, że poziom edukacji przedporodowej jest bardzo niski. Kobiety nie wiedzą np. o tym, że każda interwencja medyczna podczas porodu oraz badanie wewnętrzne wymagają – zgodnie ze standardami – ich zgody. To efekt m.in. tego, że nie wszystkie szkoły rodzenia informują o istnieniu rozporządzenia w tej sprawie i wynikających z niego uprawnieniach.
– Docierają do nas sygnały, że szkoły rodzenia kształcą grzeczne pacjentki. Jeśli już wspomina się o prawach, jakie daje kobietom rozporządzenie ministra zdrowia, to od razu uprzedza się je: u nas na to wszystko nie liczcie – wskazuje Karolina Piotrowska.
Wyniki ankiety nie dziwią ekspertów Fundacji Rodzić po Ludzku, która w ubiegłym roku przyglądała się, jak standardy są przestrzegane w woj. mazowieckim. Okazało się, że nie zostały wdrożone w pełni w żadnej z placówek objętych monitoringiem. Przepisy były traktowane lekceważąco, nie jako obowiązujące prawo.
– Personel szpitalny postrzega rozporządzenie o standardach jako niepotrzebny nikomu dokument, przyznający kobiecie rodzącej zbyt duże uprawnienia i wymuszający dodatkową pracę, na którą nie wystarcza czasu – zauważa Joanna Pietrusiewicz, prezes Fundacji Rodzić po Ludzku. Nie zawsze to kwestia złej woli. Problemem są najczęściej ograniczenia finansowe, które sprawiają, że liczba personelu jest zbyt mała. Podobnie twierdzą lekarze.
– W naszym oddziale staramy się wykonywać wszystkie procedury zgodnie z rozporządzeniem, ale żeby je zrealizować w pełni, każda rodząca musiałaby mieć indywidualnego opiekuna, np. lekarza rezydenta lub położną. Na to nie pozwalają braki kadrowe – zaznacza Maciej Kinalski, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu Wojewódzkim w Białymstoku, gdzie miesięcznie odbywa się około 200 porodów.
O tym, że nie jest dobrze z przestrzeganiem standardów opieki okołoporodowej, wie także Ministerstwo Zdrowia. Tak przynajmniej wynika z odpowiedzi na zapytanie posła Jerzego Ziętka (niezrzeszony). Wyniki kontroli przeprowadzanych przez konsultantów krajowych i wojewódzkich w pierwszym roku obowiązywania standardów wskazywały na występowanie wielu nieprawidłowości. Nie pomogło nawet organizowanie przez resort zdrowia spotkań edukacyjnych z dyrektorami oraz pracownikami szpitali w poszczególnych województwach.
„Nieprawidłowości w tym zakresie można wiązać z silnym oporem ze strony pracowników medycznych do modyfikowania swojej postawy wobec pacjentki rodzącej oraz jej oczekiwań zgodnych ze standardami” – napisał w odpowiedzi Sławomir Neumann, wiceminister zdrowia. Przyznał też wprost, że resort zdrowia nie ma narzędzi do egzekwowania od szpitali stosowania wymogów określonych w rozporządzeniu.
– Ministerstwo nie dysponuje instrumentami umożliwiającymi bieżące, wiarygodne monitorowanie przestrzegania przez pracowników ochrony zdrowia obowiązującego prawa. Informacje na temat stosowania standardów w zakresie opieki okołoporodowej uzyskiwane są od konsultantów krajowych i wojewódzkich oraz z bieżącej korespondencji – podkreśla Sławomir Neumann.
Tymczasem prof. Stanisław Radowicki, konsultant krajowy ds. położnictwa i ginekologii, do zarzutów rodzących kobiet odnosi się z dystansem. – Trzeba ostrożnie interpretować wyniki ankiet internetowych. Wolę odwoływać się do danych o umieralności okołoporodowej noworodków, bo dla mnie jest to jedyny wiarygodny wskaźnik. W skali kraju wynosi on obecnie średnio 4,9 promila i nigdy w historii polskiej ginekologii nie był tak niski. Jeszcze trzy lata temu przekraczał 7 promili. To znaczy, że jakość opieki zdecydowanie się poprawiła. I to niewątpliwie zasługa standardów – ocenia prof. Stanisław Radowicki.
Personel szpitalny postrzega rozporządzenie o standardach jako niepotrzebny nikomu dokument