6 marca 2013 r. Wtedy odbyło się pierwsze czytanie projektu autorstwa PO w sprawie instytutów badawczych. Od tego czasu minęły 2 lata, 5 miesięcy i 12 dni. Tyle czasu zmarnował Sejm, ale i rząd (był on pomysłodawcą projektu) na polityczne gierki.
Zamiast ratować zadłużone placówki, które leczą skomplikowane schorzenia, resort zdrowia wplątał się w spory z lekarzami rodzinnymi i wdrożył dziurawy pakiet onkologiczny. A liczby porażają.
Dług Centrum Zdrowia Dziecka – 275,5 mln zł, Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi – ok. 293 mln zł. Łączne zadłużenie 16 instytutów badawczych to 900 mln zł. To mniej więcej tyle, ile w przyszłym roku NFZ chce przeznaczyć na refundację wszystkich wyrobów medycznych (np. protez, wózków inwalidzkich). Projekt przewidywał obowiązek wdrażania przez instytuty programów naprawczych. Tym, które by tego nie robiły, groził nadzór komisaryczny. Nie chodziło zatem o udzielenie prostej pomocy, czyli pieniędzy na oddłużenie, które w przypadku ochrony zdrowia wpadają w studnie bez dna, ale zmuszenie placówek do faktycznego działania.
Projektu, który ponad dwa lata przeleżał w Sejmie, już nikt nie uchwali. Za to instytutom szykowany jest prezent. Oddłużenie bez warunków, bez restrukturyzacji. No bo kto bogatemu zabroni? Skoro stać nas na cykliczne oddłużania w ochronie zdrowia, to zapewne stać nas też na brak dyskusji w sprawie składki zdrowotnej, współpłacenia czy dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. W razie czego się dorzuci. A, że z pustego? Kto by sobie tym zawracał głowę.