111 mln zł ma kosztować system, dzięki któremu zostanie zinformatyzowany nadzór nad krwiodawstwem. Po jego wprowadzeniu będzie można na bieżąco kontrolować, gdzie, ile i jakie są zapasy krwi
Początek stycznia: do tysięcy osób trafia SMS z prośbą o oddanie krwi rzadkiej grupy B RH- dla chorego na białaczkę dziecka. 19 stycznia w Pomorskiem brakuje grup 0 RH+, 0 RH- , A RH+, A RH-. Koniec lutego w Krakowie apel o oddawanie kwi o grupach 0 RH+ i AB RH-. I tak praktycznie tydzień w tydzień przez cały rok. Problemy nawet nie tyle z brakiem krwi, ile z brakiej informacji o niej, ciągną się od lat. Ich rozwiązaniem ma być system e-Krew, czyli projekt informatyzacji publicznej służby krwi. Obok Platformy Telemedycznej i IPOZ, czyli informatyzacji placówek ochrony zdrowia, ma być jednym z pierwszych, e-systemów, który zawalczy o unijne dotacje w ramach działania 2.1 Programu Operacyjnego Cyfrowa Polska.
Konkurs na nie zaczął się pod koniec lutego. Chętnych za pewno będzie sporo, bo do zdobycia jest ok. 900 mln zł. Do preselekcji projektów e-administracji trafiło 46 zgłoszeń, a resort cyfryzacji pozytywnie ocenił 19 z nich. E-Krew znalazła się na liście rezerwowej, ale mimo to, jak potwierdziło nam Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, wniosek o jej dofinansowanie w pierwszej kolejności trafi do procedury konkursowej. – To naprawdę ważny projekt, który może zasadniczo zmienić sytuację krwiodawstwa w Polsce – zachwala Jolanta Antoniewicz-Papis, szefowa Narodowego Centrum Krwi. – Dzięki temu systemowi będzie wreszcie możliwie kontrolowanie na bieżąco, w czasie rzeczywistym, gdzie, ile i jakiej jest krwi. Dziś też jest to raportowane, ale raz dziennie, a to nie wystarczy, by sprawnie zarządzać zasobami krwi. Stąd też te ciągłe problemy i apele o oddawanie krwi danej grupy. Tak więc gdy będziemy potrzebowali krwi dla jakiegoś biorcy z rzadką grupą, zamiast dzwonić, słać faksy, wystarczy sięgnąć do systemu i sprawdzić, gdzie odpowiedni dawcy ostatnio oddawali krew – dodaje Antoniewicz-Papis i tłumaczy, że ten system to więcej niż tylko raportowanie. To również wielka baza wiedzy o działaniach związanych z jej oddawaniem, przetaczaniem i chorobami. By mogła zadziałać, dane muszą być w niej zarchiwizowane wstecznie i stąd spory koszt, na jaki szacowany jest projekt. Jeżeli dostanie dofinansowanie, to jego start przewidywany jest na początek 2018 r.
Podobne przewidywania są także w stosunku do Platformy Telemedycznej i IPOZ. Oba projekty oszacowano na ponad 195 mln zł. Mogą jednak wcale nie mieć tak łatwej ścieżki po dotację, bo w pierwszym konkursie do wydania jest 900 mln zł, a na projekty, które przeszły preselekcję, łącznie potrzeba ponad 2,5 mld zł. Tylko koszt informatyzacji zdrowia oszacowany został na blisko 900 mln zł. Bo oprócz wspomnianych projektów na liście CSIOZ znajdują się jeszcze rozwój platform P1 i P2 (czyli podstawowych systemów e-Zdrowia, które wciąż nie zostały uruchomione), budowa repozytoriów danych medycznych i interEDM, czyli poprawa korzystania z e-dokumentacji medycznej. – Niestety to nie są dobrze przemyślane projekty. Wszystkie one, z wyjątkiem e-Krwi, która jest rozwiązaniem typowo sektorowym, niestety wciąż powtarzają błędy silosowego myślenia o cyfryzacji. Czyli skupiają się na budowaniu dużych baz, w których dane nie pochodzą z najważniejszych źródeł, czyli nie tylko z resortowych szpitali, a przede wszystkim z powszechnych ośrodków zdrowia – ocenia Robert Mołdach, ekspert Instytutu Zdrowia i Demokracji ds. informatyzacji ochrony zdrowia. – Wątpliwe, by doprowadziły do takiej cyfryzacji, która usprawni funkcjonowanie służby zdrowia – podsumowuje.

NIK: kulawy system krwiodawstwa

W raporcie o systemie krwiodawstwa przed kilkoma tygodniami Najwyższa Izba Kontroli ostro skrytykowała obecną sytuację. Aktywnych krwiodawców jest ponad 700 tys., oddawanej krwi jest co roku coraz więcej. Równolegle z roku na rok coraz więcej krwi się niszczy. W 2010 r. zutylizowano 4,9 proc. zapasów, a w 2013 r. już 7,4 proc. W sumie w ciągu czterech lat zniszczono 275 tys. litrów. Jednocześnie Polska co roku wydaje około 150 mln zł na składniki krwi, które kupuje za granicą. Dodatkowo w ocenie NIK brakuje „systemowego rozwiązania zagospodarowywania nadwyżek osocza”. Do celów klinicznych wykorzystuje się bowiem tylko ok. 30 proc. pobieranego osocza krwi. Głównymi powodami są brak krajowej fabryki przetwarzającej osocze oraz słaby obieg informacji o tym, gdzie jaka krew obecnie się znajduje.