Giganci rynku farmaceutycznego chcą poprawić nadszarpniętą aferami korupcyjnymi opinię. Nie będą już sponsorować medyków, a umowy z organizacjami będą upubliczniać.



Kilkaset umów z lekarzami, w tym sponsoring udziału w konferencjach i seminariach – taką współpracę z branżą medyczną firma GlaxoSmithKline prowadziła w zeszłym roku. Dwustu lekarzom koncern zapłacił za szkolenia lub sesje satelitarne na kongresach, stu medykom sfinansował udział w konferencjach medycznych. Teraz GSK chce te relacje ograniczyć do minimum. Koncern, jako pierwsza firma, już od tego roku wprowadza w Polsce zakaz zawierania indywidualnych umów z lekarzami.
GSK chce też restrykcyjnie zastosować się do kodeksu przejrzystości całej branży, który zakłada, że od 2016 r. firmy zrzeszone w związku pracodawców Infarma zaczną publikować na swoich stronach raporty o świadczeniach finansowych na rzecz organizacji ochrony zdrowia i lekarzy. Koncern brytyjski zapowiada, że będzie publikować pełne dane z kwotami i nazwiskami. Nie będzie też nawiązywać współpracy z tymi przedstawicielami środowiska medycznego, którzy nie zgodzą się upublicznić swoich danych. W swoich rozwiązaniach GSK idzie dalej niż większość firm farmaceutycznych.
Firmy zrzeszone w europejskiej organizacji EFPIA chcą tymi działaniami poprawić swoją reputację, którą nadwyrężyły kolejne skandale. Za GlaxoSmithKline także ciągnie się, nadal nierozwiązana, sprawa podejrzenia o korupcję w ramach programu edukacyjnego Patron. Chodzi o łapówki, które przedstawiciele firmy mieli wręczać lekarzom – po kilkaset złotych na osobę za fikcyjne szkolenia. Zdaniem śledczych warsztaty się nie odbywały, a wynagrodzenie było najprawdopodobniej formą łapówki za przepisywanie recept na medykamenty tej firmy. Sprawę bada prokuratura. Koncern zamieszany był też w podobną aferę w Chinach. W dodatku to przecież ta brytyjska firma została ukarana największą jak do tej pory karą za łapówki dla lekarzy i nielegalną promocję leków. Nałożono ją w USA i wynosiła 3 mld dol.
GSK to niejedyny farmaceutyczny gigant, który musiał płacić za swoje grzechy. Kilka lat temu Pfizer – też w Stanach Zjednoczonych – został ukarany kwotą 2,3 mld dol. za nielegalne promowanie viagry i leków przeciwbólowych.
Ujawnianie nazwisk lekarzy i korzyści, które otrzymali od firm, pewnie będzie miało też wpływ na wysokość przekazywanych korzyści. W USA wprowadzono tę praktykę już w 2013 r. i dzięki temu rocznie wartość finansowania środowiska lekarskiego spadła o 75 proc. – z 56 mln do 14 mln dol.
Zdaniem socjolog dr Pauliny Polak, autorki książki „Nowe formy korupcji. Analiza socjologiczna sektora farmaceutycznego w Polsce”, wprowadzenie klauzuli mówiącej o tym, iż współpracę z firmą może nawiązać jedynie lekarz, który godzi się upublicznić swoje dane – jest koniecznością. – Bez tego ujawnianie ogólnych wydatków przeznaczonych na środowisko lekarskie będzie działaniem pozornym – podkreśla socjolożka.
Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej, popiera nowe rozwiązania – choć ma obawy, że może stać się to powodem do niepotrzebnego wskazywania lekarzy jako grupy najbardziej narażonej na korupcję. Za szczególnie słuszny uważa on pomysł brytyjskiej firmy, by ograniczyć zatrudnianie lekarzy do promowania nowych leków. – Często leki prezentowali profesorowie, konsultanci, których pozycja w środowisku medycznym mogła wpływać na odbiór preparatu. Nawet jeżeli było wiadomo, że zostali wynajęci przez firmę, ich autorytet mógł zakłócać obiektywizm w podejściu do prezentowanego produktu – tłumaczy Hamankiewicz. Dodaje, że sytuacja będzie bardziej obiektywna, jeżeli nowe leki będą przedstawiali pracownicy firm.