Punkty szczepień masowo przemeblowują grafiki, by dostosować się do nowego systemu dostaw. I to w dniu, w którym pacjentom z grupy 1 zaczęto podawać drugą dawkę.

Zamieszaniu towarzyszy widoczny wzrost zachorowań na koronawirusa.
– Odwrócenie tendencji staje się faktem. Dzisiejszy wynik – 5178 nowych zakażeń – jest o ponad 1 tys. większy niż tydzień temu. Trend dla tygodniowej stopy wzrostu (średnia ruchoma 7-dniowa) po raz pierwszy od połowy listopada (pomijając anomalię postświąteczną) jest dodatni – napisał wczoraj na Twitterze minister zdrowia Adam Niedzielski.
Eksperci uspokajają, że turbulencje związane z drugą dawką nie niosą zagrożenia medycznego, ale wyzwanie logistyczne już tak. Jeden z powodów to zmiana strategii: rząd już nie zostawia połowy dostaw na drugie wkłucie. To pokrywane będzie głównie z nowych transz, a te są nierówne.
– Mieliśmy zacząć podawać w poniedziałek drugą dawkę, musieliśmy przesunąć wszystkich pacjentów na środę – mówi kierowniczka jednego z punktów w Warszawie. – To był logistyczny szpagat – dodaje lekarka. Musieli obdzwonić 60 osób. Nie każdy może przyjść w nowym terminie. Nie jest łatwo.
To samo słyszymy w innych miejscach. Szczególnie trudno jest mały punktom – są już umówieni pacjenci na kolejne dni, kłopotem staje się wciśnięcie dodatkowych. – Naszym wąskim gardłem jest dostęp do lekarza, który kwalifikuje do szczepienia. Nie możemy dowolnie zwiększać liczby pacjentów w danym dniu – mówi dyrektor jednego z pomorskich gabinetów.
W ambulatorium na Chełmskiej w Warszawie, które prowadzi szczepienia, również nas poinformowano, że dostawa została przesunięta z poniedziałku na środę. Do tej pory szczepienia odbywały się w poniedziałek i we wtorek; teraz zostały przesunięte na pozostałe dni tygodnia. Pierwszy raz miało tam trafić 60 dawek, zamiast 30, z powodu rozpoczęcia szczepień drugą dawką.
Analizując dane podawane na stronach rządowych, było widać, że w piątek 12 lutego – tuż przed rozpoczęciem szczepień drugą dawką – w magazynie Agencji Rezerw Materiałowych było 98 tys. dawek (pozycja „Stan magazynu – w tym dawki na II szczepienie i w trakcie realizacji”). Teoretycznie zaś na drugie wkłucie czekało wtedy ponad 800 tys. osób. To by mogło oznaczać, że w zapasie (w danym momencie) brakowało preparatu dla ponad 700 tys. osób. Rezerwa w ostatni poniedziałek, dzięki nowym dostawom, zwiększyła się do ponad 700 tys. (choć we wtorek pojawiła się już aktualizacja, że jest już 600 tys.). To jednak także preparaty dla osób dopiero rozpoczynających szczepienia, bo jak widać górka szybko maleje, a terminy na pierwszą dawkę są rozpisane do końca marca.
To o tyle zaskakujące, że do niedawna rząd deklarował, że każdą dostawę dzielimy na dwie równe części – z przeznaczeniem na pierwszą i drugą dawkę, by osoby zaszczepione miały gwarancję, że po kilku tygodniach otrzymają kolejny zastrzyk. Jak nam tłumaczy jeden z naszych rozmówców, strategię zmieniono, jak zaczęły się problemy z dostawami w połowie stycznia. W pierwszych trzech dostawach (począwszy od 28 grudnia ub.r. do 17 stycznia br.) dostawaliśmy po ok. 350 tys. dawek od Pfizera oraz jednorazowo 29 tys. od Moderny. Ale w czwartym tygodniu (18 stycznia) do Polski trafiło jedynie 176 tys. dawek Pfizera. Wtedy zdecydowano, by jednak nie dzielić dostaw pół na pół. – Inaczej byśmy praktycznie przestali szczepić, musielibyśmy odwoływać już umówionych pacjentów, więc odkładaliśmy już nie 50 proc., ale ok. 30 proc. Reszta była wydawana. Przy kolejnej partii odzyskaliśmy ten bufor – mówi nasz rozmówca. Obecnie, kiedy rozpoczęły się szczepienia drugą dawką pacjentów z grupy 1, w praktyce preparat na drugie wkłucie był wydawany z nowych dostaw.
– Z każdą dostawą Pfizer informuje nas, ile dostarczy w kolejnym tygodniu. Wiedząc to, jesteśmy w stanie zaplanować, o ile w piątek nasz bufor może się skurczyć, by odbudować go w poniedziałek wraz z kolejną dostawą – dodaje nasz rozmówca z rządu. Ale, jak twierdzi, na komplikacje związane z ograniczonymi dostawami nałożyły się też decyzje podejmowane przez niektóre punkty szczepień. – Przy ograniczaniu harmonogramu pojawiła się potrzeba przesunięcia terminów dla części osób z grupy 1, w związku z czym wyznaczyliśmy też preferencje, tzn. w pierwszej kolejności należy szczepić osoby drugą dawką, następnie pacjentów z grupy 1 i grupę zero, czyli medyków. Niestety niektóre punkty zdążyły już zaszczepić pierwszą dawką osoby z grupy 1, wobec czego zabrakło im na drugą dawkę. Po prostu nie zareagowali na zmieniające się dostawy. Teraz Agencja Rezerw Materiałowych będzie im dosyłała preparaty na drugie wkłucia – tłumaczy nasz rozmówca.
Na harmonogram szczepień wpływ mogą mieć kolejne doniesienia naukowe. We Francji władze sanitarne podjęły decyzję, że ozdrowieńcom można podawać jedną dawkę. W ich opinii osoby po COVID-19 nabyły już „pamięć immunologiczną”, a jedna dawka szczepionki służy układowi odpornościowemu jako „przypomnienie”. W Polsce dotyczyłoby to ponad 1,2 mln osób. Jednak jak informował PAP minister zdrowia, rząd czeka na dowody naukowe i rekomendacje specjalistów w sprawie ewentualnego podawania ozdrowieńcom tylko jednej dawki szczepionki przeciw COVID-19. – Na razie absolutnie żadnej takiej decyzji nie podejmujemy – powiedział.