Wspólnota szczepi się wolniej niż Wielka Brytania i Izrael. Winą obarczana jest Komisja Europejska, zawiadująca zakupem szczepionek.

Wielka Brytania, która zaszczepiła już ponad milion obywateli, wczoraj jeszcze przyspieszyła (o sytuacji w tym kraju piszemy tutaj >>>). Na Wyspach ruszyło szczepienie preparatem koncernu AstraZeneca opracowanym we współpracy z Uniwersytetem Oksfordzkim. Został on dopuszczony do użycia jeszcze pod koniec minionego roku. To drugi po szczepionce BioNTechu i Pfizera preparat, który podawany jest obywatelom Zjednoczonego Królestwa. Najszybciej na świecie szczepi się Izrael. Do niedzieli pierwszą dawkę preparatu BioNTechu i Pfizera otrzymało 1,1 mln Izraelczyków, co oznacza, że łącznie zaszczepiono już 12 proc. mieszkańców tego kraju.
Na tym tle Unia Europejska wypada blado. 1 stycznia podano, że liczba zaszczepionych Francuzów wynosi 516, a Holandia w ogóle nie zaczęła jeszcze swojego programu szczepień. W Niemczech, które są w europejskiej czołówce, jeśli idzie o liczbę zaszczepionych, do soboty pierwszą dawkę szczepionki Biontechu i Pfizera otrzymało niecałe 240 tys. osób. Tam też pojawiło się największe zniecierpliwienie. Premier Bawarii Markus Söder winą za ten stan rzeczy obarczył Brukselę. W jego ocenie niewłaściwa była procedura zakupu szczepionek prowadzona przez Komisję Europejską, która miała zamówić za mało „właściwych” szczepionek. Za długo też trwało debatowanie nad ceną preparatów poszczególnych firm. Söder skrytykował także wolne tempo ich zatwierdzania. Europejska Agencja Leków (EMA) dopuściła do użycia preparat BioNTechu i Pfizera 21 grudnia, z prawie dwutygodniowym opóźnieniem w stosunku do Wielkiej Brytanii. Jutro z kolei ma podjąć decyzję w sprawie szczepionki firmy Moderna, ale na rozstrzygnięcie w sprawie preparatu z Oksfordu możemy jeszcze poczekać, bo EMA potrzebuje dodatkowych informacji związanych z jego jakością.
Brukselę skrytykowali także szefowie Biontechu, którzy w wywiadzie udzielonym niemieckiemu „Spieglowi” uznali, że Unia Europejska mogła zamówić o wiele więcej szczepionek. To pozwoliłoby uniknąć luki w dostawach, która na dzisiaj wydaje się bardzo prawdopodobna. – Zakładano, że wiele firm opracuje szczepionki. Przeważyło przekonanie: „Dostaniemy dość, nie będzie tak źle, mamy wszystko pod kontrolą”. To było dla mnie zaskakujące – mówił Ugur Sahin, współwłaściciel BioNTechu.
Negocjacje prowadzone przez KE w sprawie szczepionek są objęte tajemnicą handlową. Powołując się na źródła UE, „Spiegel” ujawnił, że Biontech proponował Brukseli kontrakt na 500 mln dawek, ale ostatecznie KE zdecydowała się zarezerwować 200 mln z możliwością dokupienia 100 dodatkowych. To podobno wywołało irytację w Berlinie. Niemiecki minister zdrowia Jens Spahn miał naciskać w Brukseli na większe zamówienia z BioNTechu, ale pojawiła się opozycja ze strony innych państw. Jednym z powodów było to, że taką samą liczbę 300 mln dawek zarezerwowano we francuskim koncernie Sanofi (ma ukończyć badania nie wcześniej niż w drugiej połowie tego roku). Kupienie większej liczby dawek od niemieckiego koncernu nie wchodziło w grę, nawet gdy pojawiły się informacje o tym, że szczepionka Biontechu jest skuteczna w 95 proc.
Być może to stało się powodem, dla którego Berlin na własną rękę zaczął prowadzić rozmowy z koncernem. Takie doniesienia pojawiły się po tym, jak włoski wirusolog Roberto Burioni zauważył na Twitterze, że liczba dawek trafiająca do Niemiec jest wyższa niż wynika to kryteriów przyjętych przez UE, zgodnie z którymi liczba dawek jest przydzielana zgodnie z wielkością populacji. Zgodnie z zapowiedziami Jensa Spahna do końca minionego roku do Niemiec miało trafić łącznie 1,3 mln dawek. Reuters relacjonował w zeszłym tygodniu, że włoski dziennikarz zapytał się o dodatkowe dawki szczepionek na briefingu prasowym w niemieckim ministerstwie. W odpowiedzi potwierdzono, że Berlin podpisał dwustronną umowę z koncernem na dodatkowe 30 mln dawek szczepionek.
Pozostaje pytanie o różnicę pomiędzy liczbą zaszczepionych w Niemczech a zapowiadaną przez Spahna liczbą dostarczonych dawek. Minister zdrowia zwracał już uwagę, że niektóre landy nie do końca radzą sobie z organizacją szczepień i chociaż są kraje związkowe, które z powodu niedoborów zawiesiły program szczepień, są też i takie, które prowadzą go o wiele wolniej.
Tymczasem KE odrzuca krytykę Biontechu. Rzecznik KE Stefan de Keersmaecker przypomniał wczoraj oświadczenie Pfizera, który podpisując umowę z UE, określił ją największym kontraktem na świecie. Bruksela wyjaśnia, że w momencie negocjowania umów działano w stanie naukowej niepewności, bo nie było jeszcze wiadomo, którym koncernom uda się szybko opracować antidotum. KE zdecydowała się więc na podpisanie umów z sześcioma firmami.
De Keersmaecker nie chciał komentować doniesień o ofercie pół miliarda szczepionek od BioNTechu. Podkreślił jednak, że dzisiaj problemem nie jest liczba zamówionych dawek, ale zdolności produkcyjne koncernów. Czy Bruksela rozmawia z BioNTechem o przyspieszeniu dostaw? – Szczepionki są dostarczane co tydzień zgodnie z harmonogramem ustalonym do września 2021 r. Chcę zwrócić uwagę na fakt, że ich dostawa, liczba, lokalizacja, wszystkie tego rodzaju szczegóły są ustalane pomiędzy krajami członkowskimi a koncernem i KE nie ma na ten temat informacji – podkreślił rzecznik.
Trwają właśnie rozmowy z państwami co do zakupu dodatkowych 100 mln dawek zabezpieczonych w kontrakcie przez KE z BioNTechem.