Nie wiadomo, czy szczepienia dadzą trwałą odporność, dlatego testy wciąż będą miały kluczowe znaczenie ‒ mówi dr Luiza Handschuh, pracująca nad testami na koronawirusa

Przy pierwszej fali koronawirusa Światowa Organizacja Zdrowia apelowała: testy, testy, testy. Teraz świat żyje szczepionką. Testy przestały być priorytetem?
Dopóki nie ruszą narodowe programy szczepień, rozpoznawanie zakażonych i chorych będzie kluczowe. A nawet i później, bo nie możemy dziś bezspornie stwierdzić, czy szczepienia dadzą trwałą odporność. Dlatego tak ważna jest precyzyjna wiedza: test genetyczny, który teraz powstał w naszym laboratorium, pozwala na odróżnienie, czy pacjent jest zakażony wirusem SARS-CoV-2 czy wirusem grypy. Jest w stanie wykryć wirusa grypy typu A i B, a także różne odmiany koronawirusa wywołującego COVID-19, w tym najnowszą odmianę, czyli tzw. wariant angielski.
Co ta wiedza oznacza dla lekarza?
Faktem jest, że dzięki zachowywaniu dystansu, noszeniu maseczek i myciu rąk grypa nie jest tak rozpowszechniona jak w poprzednich sezonach. Było to już widać wiosną. Ale ta wiedza płynęła przede wszystkim z obserwacji lekarzy. Bo choć istnieją testy diagnostyczne potwierdzające obecność wirusa grypy, nie przeprowadza się ich rutynowo pacjentom zgłaszającym się do lekarza rodzinnego. Przy założeniu, że COVID nie zawsze daje oczywiste objawy, lekarz ma szansę teraz zyskać wiedzę, na podstawie której kieruje pacjenta na właściwą ścieżkę terapeutyczną. Pozwoli to odciążyć system opieki zdrowotnej i jest kluczową informacją z epidemiologicznego punktu widzenia. Nie można również zapominać o ryzyku koinfekcji, czyli jednoczesnego wystąpienia obu wirusów u tej samej osoby. Do tej pory nie ma zbyt wielu informacji na temat skali tego zjawiska.
W ostatnich miesiącach słyszeliśmy, że są testy dobre i złe. Pisaliśmy o wynikach, które przekłamywały rzeczywistość…
Laboratoria na całym świecie uczą się nowego wirusa. Ale jak w wielu sytuacjach, czasem błąd jest po stronie człowieka. Choćby pobranie materiału. Wymazówka musi dotrzeć dość głęboko do nosogardzieli. W teście różnicującym COVID i grypę zastosowaliśmy system kontrolny, który pozwala sprawdzić poprawność pobrania wymazu. Odbywa się to poprzez wykrycie w materiale diagnostycznym ludzkiego genu, który jest obecny w komórkach nabłonka. Jeśli go nie ma, to wyraźny sygnał, że pobranie trzeba powtórzyć. Kolejna rzecz to czas wykonania testu. Testy robione za wcześnie po kontakcie z osobą zakażoną mogą nie wykryć wirusa. To apel, który nie przedarł się do ludzkiej świadomości: jeśli nie mamy typowych objawów, a jedynie kontaktowaliśmy się bezpośrednio z zakażonym, to przed zrobieniem testu trzeba odczekać min. cztery, pięć dni. Wcześniejsze badanie nie ma sensu.
Teraz słyszymy, że wirus mutuje, szczególnie niepokoi jego angielska „odmiana”. Czy to oznacza, że nauka zawsze jest krok za wirusem?
Test projektuje się tak, by jego działanie oparte było na takich fragmentach genomu wirusa, które mutują najrzadziej. Tę wiedzę czerpiemy z baz danych, europejskich i światowych, gdzie znajdują się już tysiące sekwencji SARS-CoV-2. W pandemii niezwykle cenne okazało się to, że świat nauki potrafi pracować ponad granicami. Mamy choćby globalną inicjatywę GISAID czy europejską platformę COVID-19 Data Portal, którą współtworzymy wraz z Poznańskim Centrum Superkomputerowo-Sieciowym. Są to źródła, które zapewniają otwarty dostęp do danych genomowych nowego koronawirusa, a także innych wirusów, w tym grypy.
Projektując test w oparciu o tę wiedzę, możemy wykryć i wariant z Wuhan, i z Wielkiej Brytanii. Oczywiście, każdy projektant testu czy szczepionki musi mieć świadomość, że jego produkt nie jest skończony i może wymagać modyfikacji.
Teoretycznie zawsze jest możliwe pojawienie się nowych mutacji, które leżą w naturze wirusa i powstają stale, na drodze przypadku. Nie każda ma groźne konsekwencje, wiele z nich to tzw. mutacje neutralne. W przypadku testu zabezpieczeniem jest metoda polegająca na wykrywaniu dwóch różnych genów wirusa. I od razu dopowiem: istnieje niewielkie ryzyko powstania równoczesnej mutacji w tych konkretnych fragmentach genów, które wykrywa test. Co do samego oddziaływania na człowieka, to moim zdaniem panika jest przedwczesna. Nie mamy dziś jeszcze wyników zaawansowanych badań pokazujących, że nowa mutacja wpływa radykalnie na przebieg choroby.
Byliśmy świadkami dyskusji, również politycznej, jaki wariant testowania jest najlepszy: masowy, wybranych grup społecznych. A pani zdaniem?
Sprawdzanie jak najszerszej rzeszy ludzi w tak licznym kraju jak Polska nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Testowanie nawet całej populacji to jedynie wiedza na tu i teraz, a przedsięwzięcie kosztowne i trudne logistycznie. Myślę, że mamy dziś najrozsądniejszą strategię, by testować pacjentów objawowych i tych z bezpośredniego kontaktu z zakażonym. Jeśli chodzi np. o testowanie nauczycieli czy studentów wracających na zajęcia, to sprawdziłyby się testy przesiewowe, np. szybkie testy antygenowe. Nawet jeżeli mają pewien odsetek błędnych wskazań, to jednak w dużej skali mogą znaleźć zastosowanie. Inną ekonomiczną opcją dla grup zawodowych jest robienie testów genetycznych, ale w pulach. Czyli pobieramy materiał od np. 10 osób, łączymy go i robimy jeden test. Przy wyniku negatywnym, zamykamy temat. Przy pozytywnych trzeba indywidualnie przebadać wszystkich. Z kolei wykonanie testów na przeciwciała, jak np. robiły to w maju niektóre samorządy przed decyzją o ewentualnym otwieraniu przedszkoli, dałoby wiedzę o tym, ilu dziś mamy rekonwalescentów, czyli osób, które mają infekcję za sobą, potencjalnie odpornych na wirusa. Tu jednak trzeba mieć świadomość, jak działa dany test. Nasz, dwugenowy, jednodołkowy, odróżniający grypę od SARS-CoV-2, będzie dostępny od stycznia. Marzeniem wszystkich, którzy nad nim pracowali, jest to, by znalazł się w powszechnym użyciu, a nie zalegał w magazynach. Mamy wydolność produkcji na poziomie 50 tys. tygodniowo, którą w razie konieczności możemy zwiększyć. Bo choć wszyscy dziś czekamy na szczepienia, ciągle najważniejszym orężem w walce z koronawirusem jest wiedza i czas, w jakim się otrzymuje wynik testu. Inaczej narasta strach, który jest pożywką dla fake newsów.
Ma pani swoje ulubione fake newsy?
Irytują mnie wiadomości, które mylą testy genetyczne z antygenowymi. Owszem, w obu występuje słowo „gen”, ale na tym podobieństwo się kończy. Wynika to z niewiedzy, a niewiedza rodzi strach. Stąd już niedaleko do teorii spiskowych.
Dr Luiza Handschuh pracuje w Pracowni Genomiki Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu