Co to jest polski produkt? Ministerstwo Zdrowia spiera się o to z krajowymi producentami leków. W tle pomysł limitowania cen.

Jak pisał DGP w ubiegłym tygodniu, resort zdrowia chce ustalać maksymalne ceny leków i w ten sposób sprawić, by pacjenci zostawiali mniej pieniędzy w aptekach. Jak się dowiedzieliśmy, ministerstwo zadeklarowało jednak, że produktów, które powstały w Polsce, takie obostrzenia nie będą obowiązywały. Polskie firmy mówią „nie”. Paradoksalnie większość produkcji preparatów krajowych firm odbywa się za granicą.
Presja cenowa resortu zmusiła wielu wytwórców do przeniesienia części produkcji do Azji. Aby relokować ją z powrotem do Polski, potrzeba kilku lat – tłumaczą producenci. W całej dyskusji chodzi o korytarze cenowe, czyli mechanizm wprowadzający maksymalną cenę, powyżej której lek wypadałby z refundacji. Mógłby pozostać na rynku, ale bez współfinansowania ze strony państwa. Ministerstwo chce w ten sposób obniżyć ceny leków dla pacjentów. Jak czytamy w ostatnim raporcie Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) „Health at Glance”, państwo dopłaca w Polsce do leków 36 proc. ich ceny, a resztę pokrywają pacjenci.
To niemal dwa razy mniej niż średnia OECD, która wynosi 61 proc. We Francji państwo pokrywa aż 88 proc., w Niemczech – 84 proc., a w Czechach – 58 proc. Mechanizm prowadzący do obniżek najmocniej uderzyłby jednak w polskich producentów leków generycznych. Resort przekonuje, że to nie jest uderzenie w polski przemysł, bo restrykcje nie obejmą produktów wytwarzanych nad Wisłą. Tych jednak w portfolio polskiego przemysłu paradoksalnie jest niewiele. Udział krajowych producentów w refundowanych terapiach wynosi 48 proc. Nie oznacza to jednak, że dostarczane przez nich leki są wytwarzane w Polsce – takich jest ok. 20 proc. Dokładnej listy firmy nie podają, a Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego – Krajowi Producenci Leków (PZPPK) tłumaczy, że ze względu na przepisy o konkurencji nie posiada takich informacji.
Związek wskazuje inne rozwiązanie. Jego zdaniem, gdyby minister zdrowia zgodził się nie obejmować korytarzem cenowym leków pod warunkiem przeniesienia ich produkcji do Polski w ciągu kilku lat, zwiększona zostałaby liczba preparatów wytwarzanych w kraju. – Korytarze cenowe nie napędzą transferu technologii. Żadna z firm na ich podstawie nie zacznie przenosić masowo produkcji do kraju. Może tak się stać najwyżej w przypadku pojedynczych preparatów – mówi Barbara Misiewicz-Jagielak, wiceszefowa PZPPK. I dodaje, że skutek będzie odwrotny, bo wiele leków znajdzie się poza refundacją.
Pomysł korytarza cenowego pojawił się w projekcie nowelizacji ustawy refundacyjnej. Projekt opuścił już resort zdrowia i jest w kancelarii premiera. Oprócz regulacji dotyczących sposobu refundacji leków, zawiera też inne pomysły, na które czekał cały przemysł, a mające zachęcić do produkcji w Polsce. Producenci uważają, że to metoda kija i marchewki. Sami proponują, żeby firmy farmaceutyczne, które legitymują się odpowiednim odsetkiem leków w refundacji, miały z tego tytułu odpowiednie korzyści. – Mogłyby np. liczyć na gwarancje cen ustawowych przy lekach refundowanych – mówi Misiewicz-Jagielak. Rozmowy na ten temat trwają od lat.
Także Unia Europejska myśli o tym, jak doprowadzić do transferu technologii. 25 listopada ukazały się kolejne ważne dokumenty: Strategia farmaceutyczna dla Europy i „Pełne wykorzystanie potencjału innowacyjnego UE. Plan działania w zakresie własności intelektualnej wspierającej odbudowę i odporność”. W strategii Komisja Europejska zapowiada, że do końca 2022 r. przedstawi propozycję zmian europejskiego prawa dotyczącego leków. Mają one wzmocnić bezpieczeństwo lekowe państw Unii Europejskiej i uniezależnić je od innych regionów świata. W budowie niezależności mają pomóc eurofundusze z programów EU4Health i funduszu odbudowy.
Nieco wcześniej, bo 11 listopada, został opublikowany projekt rozporządzenia rozszerzający uprawnienia Europejskiej Agencji Leków (EMA). – Projektowana zmiana ma na celu ustanowienie jasnych ram do wykorzystywania przez EMA podczas przygotowań do stanu zagrożenia zdrowia publicznego i zwiększenie zdolności UE do szybkiego, skutecznego i skoordynowanego reagowania na takie sytuacje – tłumaczy Grzegorz Rychwalski z PZPPK.
– Można to osiągnąć poprzez opracowanie uzgodnionych metod monitorowania, sprawozdawczości i gromadzenia danych. Priorytetem jest gromadzenie danych na temat kluczowych leków i wyrobów medycznych, które mogą się okazać potrzebne w stanie zagrożenia zdrowia – dodaje nasz rozmówca. Projekt powstał na bazie wniosków wyciągniętych z epidemii COVID-19.