Strusia taktyka czasami przynosi efekty. Zwłaszcza gdy nikomu na rękę nie jest nagłaśnianie takich problemów, jak ograniczona pomoc społeczna dla dzieci, pogłębiająca się sfera biedy czy brak reformy przywilejów górników czy rolników. Jednym zdaniem: jak się o czymś nie pisze albo nie mówi, to znaczy, że tego nie ma. Ale można się sparzyć.
Wkładanie głowy w piach i udawanie, że nie ma problemu, nie pomaga np. resortowi zdrowia. Nie przygotował na czas ustawy, która umożliwia leczenie się za granicą bez zgody prezesa NFZ. I spodziewał się, że nikt tego nie zauważy. Niestety Polacy zawiedli. Nie dość, że zaczęli wyjeżdżać za granicę, np. do Czech, i wykonywać tam proste zabiegi, jak usunięcie zaćmy, to jeszcze domagają się zwrotu poniesionych kosztów. Składają w tych sprawach wnioski do NFZ, a jak to nie pomaga, walczą przed sądami.
Polacy to sprytny naród, więc poszli nawet dalej. Są tacy pacjenci, którzy wyjechali za granicę, zrobili bardzo drogą operację (na którą zgoda prezesa jest potrzebna na podstawie innych, od dawna obowiązujących przepisów) i też domagają się zwrotu pieniędzy. A nuż się uda. Pewności nie ma, ale warto spróbować. W efekcie udawanie może się kiepsko skończyć. Bo sądy strusiej taktyki nie uznają. I już zapadają pierwsze orzeczenia korzystne dla pacjentów. Za niefrasobliwości resortu zdrowia zapłaci więc NFZ, czyli my wszyscy, którzy płacimy składki zdrowotne.