Z koszyka świadczeń powinny najpierw zniknąć przestarzałe i nieefektywne terapie. Wykaz procedur finansowanych przez NFZ trzeba doprecyzować - Dr Jerzy Gryglewicz, ekspert z Uczelni im. Łazarskiego.

Na koniec roku wygasają wszystkie rozporządzenia koszykowe, które określają, za co płaci NFZ. Resort zdrowia pracuje nad nowymi i nie kryje, że zamierza dokonać w nich cięć. Jakie poprawki są niezbędne?

Koszyk świadczeń gwarantowanych uchwalony w 2009 r. miał być narzędziem stale nowelizowanym. Nowe efektywne technologie miały być cały czas do niego dopisywane, natomiast te, które są przestarzałe, nieefektywne i kosztowne – usuwane. Do tej pory tak się nie działo. Na pewno pierwszy ruch, który powinien być wykonany przy koszyku, to pozbycie się z niego procedur przestarzałych, które nie powinny być realizowane ze względu na bezpieczeństwo pacjentów oraz ich kosztochłonność wyższą niż innych nowoczesnych. Koszyk trzeba też uregulować w tej części, gdzie nie jest precyzyjny.

Co ma pan na myśli?

Dobrym przykładem jest znieczulenie zewnątrzoponowe do porodu fizjologicznego. Dziś mamy zupełnie nieuregulowaną sytuację, bo nie wiadomo, czy przysługuje ono kobiecie rodzącej. Gdybyśmy mieli jasny sygnał, że znieczulenie jest w koszyku świadczeń gwarantowanych, byłoby jasne, że nie można za nie pobierać opłat, co próbują robić niektóre szpitale.

Zmian w rozporządzeniach koszykowych chce NFZ ze względu na dziurę w jego budżecie. Gdzie fundusz będzie szukał oszczędności?

Mówi się o zniesieniu przepisu, który daje możliwość korzystania bez skierowania z wizyt u lekarzy specjalistów. To jest co prawda zmiana, która wymaga nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Jest to jednak element związany z koszykiem. W nim są zapisane nie tylko konkretne świadczenia, ale też określona procedura ich realizacji. Wymóg skierowania do wszystkich lekarzy okulistów i dermatologów istotnie zmieni zasady funkcjonowania systemu w tych dwóch zakresach świadczeń.

Czy możliwe jest radykalne odchudzenie koszyka, np. wyjęcie z niego jakiegoś całego zakresu świadczeń i objęcie go dodatkowymi ubezpieczeniami. Mówi się np. o lecznictwie uzdrowiskowym.

Nie sądzę. Firmy ubezpieczeniowe chcą, żeby tworzyć dla nich nisze, w której mogłyby zafunkcjonować, ale nie da się w mojej ocenie od razu w pierwszym kroku zrobić radykalnego cięcia koszyka. Lecznictwo uzdrowiskowe na pewno nie jest produktem ubezpieczeniowym, który może w istotny sposób wpłynąć na rozwój sektora ubezpieczeń prywatnych.

Czy dlatego, że – jak wynika z badań – większość Polaków chce bezpłatnej opieki zdrowotnej? Duże zmiany spowodowałyby opór społeczny?

Każda radykalna zmiana wywoła gigantyczne protesty. Będzie więc ciężko podjąć decyzję polityczną o odchudzeniu koszyka o całą grupę świadczeń, które są skuteczne, akceptowalne społecznie. Jeśli z dnia na dzień przestaną być finansowane ze środków publicznych, spotka się to z dużym oporem. Należy traktować zmiany w rozporządzeniach koszykowych jako proces ciągły. Eliminować te procedury, co do których będziemy mieli pewność, że ich brak w koszyku nie wpłynie na poziom zdrowotności i nie wywoła protestów pacjentów, świadczeniodawców oraz dostawców wyrobów medycznych i leków. Trzeba mieć świadomość, że w wyniku zmian także ci ostatni mogą ponieść określone starty.

Może pan podać jakiś przykład procedur, które mogłyby szybko zostać usunięte z koszyka bez dużej szkody?

Jest całe mnóstwo świadczeń, do których pacjenci są przywiązani, ale których finansowanie nie jest do końca racjonalne. Na przykład w sanatorium piją wody lecznicze i jest to procedura finansowana przez NFZ, chociaż nie ma dla tego żadnego naukowo udokumentowanego uzasadnienia. Można za te same środki sfinansować efektywną procedurę w rehabilitacji uzdrowiskowej.

Tyle że takie zmiany w koszyku nie wpłyną na rynek ubezpieczeniowy, a jego ograniczenie ma być powiązane z tworzeniem systemu dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Jakie zmiany satysfakcjonowałyby ubezpieczycieli?

Towarzystwa ubezpieczeniowe oczekują określenia takiego koszyka, który dałby im szansę rozwoju. Są pewne procedury, np. z zakresu mikrochirurgii, które mogą być realizowane w sposób tradycyjny lub za pośrednictwem nowych, drogich technologii. Pierwsze zostałyby w systemie publicznym. Te drugie mogłyby wypaść z koszyka, bo NFZ nie stać na ich finansowanie. Zostałyby objęte dodatkowymi ubezpieczeniami. Wadą każdego publicznego systemu ochrony zdrowia na świecie są też kolejki. Nie mamy w katalogu świadczeń określonego maksymalnego czasu na ich udzielenie. Gdyby zostało określone, że np. na zabieg wszczepienia endoprotezy pacjent oczekuje dwa lata, to byłby czytelny sygnał, w jakim czasie płatnik publiczny jest zobowiązany do udzielenia świadczenia. Wtedy jednym z produktów ubezpieczeniowych mogłaby być jego szybsza realizacja. Pacjent wykupując dodatkowe ubezpieczenie otrzymywałby gwarancję, że na wykonanie zabiegu nie będzie czekał dłużej niż np. tydzień czy dwa tygodnie. Jeżeli będzie decyzja polityczna o tym, że znieczulenie zewnątrzoponowe jest poza koszykiem, także to świadczenie może być częścią oferty towarzystw ubezpieczeniowych.