Resort zdrowia ustami wiceministra Sławomira Neumanna oficjalnie potwierdził: chce ograniczyć koszyk świadczeń gwarantowanych. Oznacza to zmniejszenie zakresu bezpłatnych usług medycznych w ramach składki zdrowotnej.
Część z nich będzie dostępna po wykupieniu dodatkowego ubezpieczenia. Co wypadnie z koszyka, jeszcze nie wiadomo. Kłopot w tym, że z badań wynika, iż Polacy nie są przychylni takiemu rozwiązaniu. Także przedstawiciele partii politycznych (poza PO) nie są przekonani do propozycji resortu zdrowia. Nawet PSL, czyli koalicjant, nieoficjalnie przyznaje, że pomysł wprowadzenia odpłatnej publicznej służby zdrowia bardzo mu się nie podoba. Tylko Ruch Palikota jest entuzjastą wprowadzenia ubezpieczeń.

Ubezpieczenia zdrowotne dzielą Sejm

Największy opór rządowym planom zmniejszenia zakresu bezpłatnych świadczeń medycznych stawić może koalicjant – PSL. Paradoksalnie silniejszego wsparcia w tym zakresie prawdopodobnie udzieli Ruch Palikota

Resort zdrowia wraca do pomysłu dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Zapytaliśmy przedstawicieli partii o ich stosunek do tego rozwiązania.

Koalicjant rządowy, czyli PSL, na razie nie chce się oficjalnie wypowiadać, ale jego przedstawiciele w kuluarowych rozmowach mówią, że to państwo konstytucyjnie odpowiada za zapewnienie równego dostępu do służby zdrowia wszystkim obywatelom. Dlatego nie będą popierać projektu, który mógłby spowodować zróżnicowanie społeczeństwa ze względu na zasobność portfela.

Z kolei Marek Balicki z SLD przekonuje, że ograniczanie koszyka nie powinno być robione w celu wprowadzenia na to miejsce odpłatnego ubezpieczenia. – To oferta dla kilku lub kilkunastu procent Polaków, którzy na ogół rzadziej chorują. Może jednak okazać się niedostępna np. dla chorujących przewlekle – twierdzi Balicki.

Tymczasem zdaniem Bolesława Piechy z PiS raczej należałoby przejrzeć koszyk i go zracjonalizować. – Obecnie bowiem jedne świadczenia są w nim niedoszacowanych, a za inne NFZ przepłaca – uważa Piecha i dodaje, że ewentualne dopuszczalne byłoby wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń jako formy dopłacania do wyższego standardu.

Andrzej Włodarczyk, ekspert Ruchu Palikota i były wiceminister zdrowia, popiera pomysł dodatkowych ubezpieczeń. – Dzięki niemu można by zbilansować możliwości płatnika z potrzebami systemu – mówi. Jego zdaniem takie rozwiązanie dałoby szansę na rozwój rynku dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Uważa, że poza pediatrią, onkologią czy opieką nad ciężarnymi z każdej dziedziny można wyjąć 20–30 proc. świadczeń i udostępnić za częściową lub całkowitą dopłatą.

Ubezpieczenia do finansowania służby zdrowia

Dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne mogą pomóc w zniwelowaniu braków w państwowej kasie związanych z wydatkami na leczenie. Polska Izba Ubezpieczeń zorganizowała specjalną konferencję na ten temat. Zdaniem ekspertów przy wsparciu rozsądnych regulacji prawnych Polacy za kilka lat mogliby w znacznie większym stopniu niż obecnie korzystać z polis. – Jeśli resort zdrowia, który przystępuje do prac nad odpowiednimi przepisami, wzorem krajów zachodnich wesprze rynek ubezpieczeń zdrowotnych, możemy liczyć na stopniowe zwiększanie liczby ubezpieczonych – zapewnia Adam Perz, ekspert Ernst & Young. Teraz z polis zdrowotnych korzysta 3,5 proc. Polaków, 12 proc. Brytyjczyków, 20 proc. Niemców i aż 50 proc. Irlandczyków.

Zdaniem specjalistów dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne oznaczają krótsze kolejki do specjalistów, lepiej zorganizowaną opiekę medyczną kładącą nacisk na profilaktykę i ulepszanie procesów diagnostyki.

Ubezpieczenie odliczymy od podatku - rozmowa ze Sławomirem Neumannem, wiceministrem zdrowia

Czy resort zdrowia planuje ograniczenie koszyka świadczeń zdrowotnych?

Tak. Jeżeli chcemy wprowadzić dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne, to nie ma innej możliwości.

Jeszcze pół roku temu mówił pan, że będą tylko dodatkowe ubezpieczenia, ale koszyk zostanie ten sam.

Nie da się i nie dało się tego zrealizować w żadnym kraju – tak by wszystko było za darmo w ochronie zdrowia dla wszystkich. To są miraże i oszukiwanie ludzi. Wszyscy wiemy, że istnieją ograniczenia, które wynikają z dostępnych środków publicznych, których przecież nie będzie przyrastało w sposób gwałtowny. Sposobem na zwiększenie tych środków są dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne.

Trudno się spodziewać, że Polacy łatwo się na to zgodzą.

Już teraz często płacą. Abonamenty medyczne lub ubezpieczenia medyczne ma wykupione ok. 2,5 mln pacjentów. A dodatkowo wiele osób, kiedy ma poważny problem zdrowotny, płaci za wizytę u lekarza z własnej kieszeni, uważając to za coś oczywistego. Teraz chcemy, by te wydatki były tańsze i podejmowane rozsądniej. To znaczy, że płatnik, czyli wybrany ubezpieczyciel, będzie je podejmował za nas, negocjował stawki z placówkami medycznymi, lekarzami etc. Taki produkt musi być powszechny i tani, by wspierał system publiczny, a nie z nim konkurował.

Jak zamierza pan do takiego pomysłu przekonać Polaków?

Z jednej strony zachętą ekonomiczną, czyli np. możliwością odliczenia od podatku lub zwolnieniem z podatku, gdyby składkę płacił pracodawca. Ale też zachętami ze sfery medycznej, czyli finansowaniem procedur spoza koszyka gwarantowanego przez NFZ. W przyszłości czeka nas ograniczenie koszyka. Ubezpieczenia muszą być tanie, aby były dostępne dla Polaków. Muszą być masowe. Będzie trzeba wytłumaczyć Polakom, dlaczego niektóre rzeczy nie znajdą się w koszyku świadczeń gwarantowanych.

A jeśli będziemy się ubezpieczać, dodatkowo zmniejszona będzie obowiązkowa składka zdrowotna?

Nie.

Jakie mogą być kwoty, które będzie trzeba dopłacać?

Za wcześnie na szczegóły. Ale chcemy, by ubezpieczenia były masowe, czyli dostępne cenowo. Tak aby objęły nawet kilkanaście milionów Polaków.

Co może zniknąć z koszyka?

Na razie zaczynamy rozmowy dotyczące projektu ustawy. Na pewno nie dopuścimy do tego, żeby było zagrożone bezpieczeństwo pacjentów. Każdy pomysł będziemy konsultować z ekspertami z poszczególnych dziedzin medycyny.