Resort zdrowia, NFZ i firma farmaceutyczna kłócą się o ceny leków na białaczkę. Efekt jest taki, że u części chorych wstrzymano leczenie, a szpitale deklarują, że nie będą go rozpoczynać u nowych. Sprawa dotyczy dwóch specyfików: revilimidu i vidazy.
Zamieszanie zaczęło się w lutym. Wtedy resort zdrowia złożył wniosek o wycofanie revilimidu, którym są leczeni chorzy na szpiczaka. To drogi lek, wydawany w ramach chemioterapii niestandardowej (leczenia, na które trzeba otrzymać zgodę z NFZ). Resort wysłał więc wniosek z prośbą o rekomendację w sprawie usunięcia tego świadczenia do Agencji Oceny Technologii Medycznej, która analizuje takie sprawy. AOTM wskazała, że preparat jest potrzebny i skuteczny, należy go więc nadal stosować, ale według wyliczeń powinien kosztować mniej.
Opinia agencji została przez NFZ wysłana do szpitali, aby je poinformować, że od teraz będzie płacił za lek 20 proc. mniej niż do tej pory. Jeżeli dotąd trzy cykle leczenia tym lekiem były wyceniane na 40 tys. zł, to teraz fundusz będzie zwracał 33 tys. zł. Nie wiadomo, kto ma pokryć różnicę 7 tys. zł.
Wszyscy umywają ręce: NFZ twierdzi, że zobowiązują go wytyczne z AOTM, ta wskazuje, że jest jedynie ciałem eksperckim, które wydaje opinię, resort zdrowia zaś twierdzi, że przepisy zobowiązują go do wysyłania wniosków do agencji o ocenę leczenia. Firma z kolei tłumaczy, że i tak dała cenę najniższą w Europie, więc nie ma pola manewru. Ponadto podkreśla, że nikt jej w ogóle nie informował o zmianie ceny. – Już kilka lat temu były robione wyliczenia i obniżyliśmy cenę maksymalnie – mówi dyrektor firmy farmaceutycznej, która produkuje lek.
Teraz szpitale nie chcą podejmować ryzyka zadłużenia się. I planują wycofanie się ze stosowania leku. Prof. Kazimierz Kuliczkowski, dolnośląski konsultant w dziedzinie hematologii, mówi wprost: choć w jego placówce jest kilkudziesięciu pacjentów potrzebujących tej terapii, to jej nie otrzymają. – Mógłbym zostać oskarżony o niegospodarność. Dyrekcja placówki jest zobowiązana do pilnowania budżetu – mówi prof. Kuliczkowski. W jego placówce regionalny oddział NFZ nie tylko zapowiedział zmianę cen dla nowych pacjentów, lecz także za leczonych tym lekiem zażądał zwrotu finansowania od momentu pojawienia się opinii AOTM. W sumie 76 tys. zł.
Jacek Gugulski, prezes Polskiej Koalicji Organizacji Pacjentów Onkologicznych, informuje, że wrocławskie przykłady nie są odosobnione. Ma sygnały z różnych województw od pacjentów, którym przerwano leczenie. Chorzy na białaczkę leczeni innymi lekami też mają problemy z dostępem do leczenia. – Na Pomorzu wielu czeka w kolejce, bo choć ze względów medycznych należy im się konkretne leczenie, nie ma na to funduszy – mówi Gugulski.
Sytuacja jest patowa. Jak przekonuje krajowy konsultant w dziedzinie hematologii prof. Wiesław Jędrzejczak – szpital do leków nie może dopłacać. Jednak firma – z prawnego punktu widzenia – nie ma obowiązku obniżyć ceny. Nawet jeżeli byłaby ona nieproporcjonalnie wysoka. – Musiałby dopłacać pacjent. Ale takiej możliwości prawnej też nie ma – wnioskuje Gugulski.
Leczenie w ramach chemioterapii niestandardowej będzie istniało tylko do końca 2013 r. Potem część leków wydawanych tą drogą przejdzie do programów lekowych. – Chemia niestandardowa jest w okresie przejściowym i zgodnie z ustawą refundacyjną powinna być realizowana na dotychczasowych zasadach. Dlatego nie powinno dochodzić do nowej wyceny – mówi prawnik Paulina Kieszkowska-Knapik, partner w Baker & McKenzie Krzyżowski i Wspólnicy. Dodaje, że jeżeli chemioterapia jest świadczeniem gwarantowanym, to powinna być pokrywana w całości przez NFZ, a nie np. w 80 proc.
Jednak Joanna Mierzwińska, rzecznik dolnośląskiego NFZ, wskazuje, że zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia akceptacja finansowania świadczenia przez dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ następuje po spełnieniu warunków zawartych w rekomendacji prezesa Agencji Oceny Technologii Medycznych. To samo stanowisko zajmuje centrala NFZ.

Niestandardowe leczenie w pułapce

Problemy z dostępem do leków w ramach chemioterapii niestandardowej zaczęły się trzy lata temu, kiedy wiele szpitali nie podpisało na to umów z NFZ. Ówczesny prezes funduszu zarządził, że kontrakt otrzymają jedynie te placówki, które zatrudniają konsultantów. Liczba szpitali oferujących ten typ leczenia zmniejszyła się prawie o połowę. Na początku 2010 r. większość szpitali odsyłała pacjentów z kwitkiem. Decyzję zmieniono. Kłopoty były też na początku 2012 r., kiedy część leków z chemioterapii przeszła do programów lekowych (nowego sposobu rozliczania finansowania leczenia nowoczesnymi lekami). Choć wypadły z chemioterapii niestandardowej, nie wydano przepisów wprowadzających je do programów. Część pacjentów znów została bez leczenia. Chemioterapia niestandardowa to leczenie, na które trzeba za każdym razem otrzymać zgodę NFZ. Tych leków nie ma na liście refundacyjnej i są finansowane z osobnego budżetu.