Nie ma nieograniczonej solidarności w zakresie ochrony zdrowia. Iluzją jest mówienie, że opiekę zdrowotną da się doprowadzić do takiego poziomu, że wszystko będzie dla wszystkich - podkreśla ekspert Pracodawców RP Robert Mołdach, specjalista w dziedzinie strategii ochrony zdrowia.

W jakiej sytuacji znajduje się polski system ochrony zdrowia?

Kluczowym wyzwaniem jest finansowanie. Jako państwo wyczerpaliśmy wszystkie proste metody finansowania wzrostu, chodzi o restrukturyzację zadłużenia, prywatyzację, pomoc unijną, finansowanie długiem. Poza wzrostem gospodarczym i efektywności nie można wskazać kolejnych systemowych metod zaspokajania rosnących potrzeb ze strony państwa.

Może w przypadku ochrony zdrowia konieczne jest zwiększenie składki na obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne?

Można zdobyć dodatkowe środki poprzez zwiększenie obciążeń pacjentów i pracodawców, ale nie rozwiąże to problemu. Istnieje przecież granica zwiększania tych obciążeń. A potrzeby zdrowotne będą rosły stale. Ma na to wpływ m.in. starzenie się społeczeństwa, zwiększająca się świadomość zdrowotna, dynamiczny rozwój technologii medycznych. Wymagania będą coraz większe. Jako społeczeństwo musimy zrozumieć, co oznacza art. 68 ust. 1 konstytucji, mówiący o tym, że każdy ma prawo do ochrony zdrowa. Ten artykuł nie mówi nic o tym, jaka ma być ta ochrona zdrowia. Nie wymaga, by była na miarę ambicji, potrzeb, czy oferowana w optymalnym dla zdrowia pacjenta miejscu i czasie. Trzeba sobie uświadomić, że oznacza to brak nieskończonego solidaryzmu w ochronie zdrowia.

Poza krótkoterminową ulgą, zwiększenie składki nie sprawi, że pacjenci będą mieli poczucie, że coś się radykalnie poprawiło, że ich potrzeby są w pełni zaspokojone. Społeczeństwo musi zaakceptować zróżnicowanie jakości opieki zdrowotnej, którą otrzymuje. Jest oczywiście baza świadczeń, którą w ramach solidaryzmu powinniśmy zapewnić każdemu, ale ponad tym są kolejki i usługi niefinansowane. Ci, którym to nie wystarcza, powinni się móc ubezpieczyć. Pomocne byłoby też ograniczenie nieuzasadnionego popytu poprzez wprowadzenie dopłat.

Jak zatem należy uregulować dostęp do świadczeń zdrowotnych?

Państwo powinno skoncentrować się na opiece ratującej zdrowie i życie. Winno naturalnie otoczyć szczególną opieką dzieci, kobiety ciężarne, osoby niepełnosprawne i w podeszłym wieku. Natomiast jest duży obszar świadczeń, których natychmiastowa realizacja nie jest konieczna lub takich, za które państwo nie musi brać odpowiedzialności. Pacjenci mogą albo czekać w kolejkach na takie świadczenia, albo zapłacić z własnej kieszeni. Musimy się zgodzić, że jest podział na świadczenia zdrowotne, które system gwarantuje w należytym miejscu i czasie oraz takie, na które trzeba czekać lub zapłacić.

Iluzją jest mówienie, że opiekę zdrowotną da się doprowadzić do takiego poziomu, że wszystko będzie dla wszystkich. Im szybciej się to jasno powie społeczeństwu, tym lepiej.

Problem rozwiążą dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne?

System, który obecnie nazywa się ubezpieczeniowym, tak naprawdę nie ma nic wspólnego z ubezpieczaniem, jest to raczej system zabezpieczeniowy. W systemie ubezpieczeniowym działają firmy ubezpieczeniowe. Firmy konkurują o płatności pacjenta, który wybiera, gdzie idzie jego składka. Aby uniknąć wykluczenia społecznego, powołuje się regulatora np. urząd nadzoru nad ubezpieczeniami zdrowotnymi.

Jest kwestią dyskusji swoboda konkurencji i zakres ubezpieczenia. Optymalne rozwiązanie winien określić zespół ekspertów. Są choroby, które wymykają się ubezpieczeniom: np. choroby przewlekłe, wrodzone, rzadkie. Musi powstać system opieki nad takimi chorymi. Upraszczając, można to rozwiązać na dwa sposoby: redystrybuując składkę między ubezpieczycielami albo pozostawiając pewną jej części w systemie publicznym. Problem stanowi jak zachęcić ludzi, by zamiast płacić za leczenie, gdy mają nóż na gardle, opłacali regularnie składkę ubezpieczeniową. Nieuniknione jest stworzenie zachęt, np. ulg podatkowych. Wprowadzenie ubezpieczeń nie sprawi jednak, że w systemie środków będzie więcej. Pieniądze się nie rozmnożą. Będą natomiast w sposób zorganizowany wpływać do operatorów, którzy je efektywniej wydadzą.

Wspominał pan o dopłatach do świadczeń, przeciwnicy tego rozwiązania uważają, że doprowadzi to do wykluczenia osób mniej zamożnych.

Współpłacenie ma dwa mechanizmy: ogranicza popyt i przenosi ciężar na pacjenta. Jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Nie widzę także alternatywy. Ktoś może powiedzieć: dobrze, ale to wyklucza ludzi. Tymczasem to nie jest kwestia wykluczenia, ale uporządkowania dopłat do świadczeń medycznych w cywilizowany sposób. Osoby, których nie stać na dopłacanie, powinny się od dopłat ubezpieczyć. Dopłacanie do leków, do świadczeń medycznych podlega normalnemu procesowi ubezpieczeniowemu. Nie widzę problemu, aby pacjenci w Polsce dopłacali do świadczeń medycznych, tak jak dopłacają do leków, i ubezpieczali się od tego. To uporządkuje system i pozwoli na efektywne planowanie usług i zarządzanie nimi. Osoby, których nie stać na ubezpieczenie, powinny móc korzystać z pomocy społecznej, polegającej na płaceniu ich ubezpieczenia. To jest system zweryfikowany w wielu krajach.

Jaką rolę w systemie ubezpieczeń i dopłat, o którym pan mówi, miałby spełniać Narodowy Fundusz Zdrowia?

NFZ nie ma konkurencji, dlatego jego efektywność nie może być zadowalająca. Konieczne jest wprowadzenie innych podmiotów. Obywatel decydowałby, gdzie kierowane są pieniądze z jego składki ubezpieczeniowej, byłaby mobilizacja do jakości i efektywności.

W ostatnim czasie kontrowersje wśród lekarzy i aptekarzy wzbudzają niektóre zapisy ustawy refundacyjnej, które zaczną obowiązywać od 2012 r. Jakie jest pana zdanie w tej sprawie?

Założenie, że kilkanaście tysięcy aptek bez zastrzeżeń zaakceptuje wzór umowy refundacyjnej z NFZ (przepis z ustawy refundacyjnej - PAP) i bez sprzeciwu ją podpisze, jest naiwne. Nie można ludziom, którzy są niezależnymi podmiotami gospodarczymi, narzucać schematów, odpowiedzialności, kar, w sytuacji, gdy oni się z tym nie zgadzają i mają racjonalne argumenty.

Podobnie sprawa wygląda z lekarzami. Nie jest rolą lekarza sprawdzanie, czy pacjent jest ubezpieczony. To jest zadanie tego, kto zajmuje się finansowaniem opieki zdrowotnej. Popieram stanowisko Naczelnej Rady Lekarskiej w tej kwestii. Brakuje mechanizmów, za pomocą których lekarze mogliby weryfikować fakt ubezpieczenia pacjenta. Miały być wprowadzone nowe dowody osobiste z chipami, które umożliwiłyby to w prosty sposób, ale tak się nie stało.

Czy pozostawienie samorządom decyzji ws. przekształceń szpitali w spółki jest właściwym rozwiązaniem?

Przekształcenia szpitali powinny być obowiązkowe. Spółki kapitałowe otwierają cały wachlarz możliwości finansowania się. Mówienie, że spółka nic nie daje szpitalowi, jest niepoważne, przede wszystkim stwarza możliwość bardziej efektywnego zdobywania środków na działalność. Poza tym obowiązkowość zapewniłaby równość podmiotów, której tak brakuje.

Jak ocenia pan projekt ustawy powołującej Agencję Taryfikacji, która miałaby ustalać wycenę świadczeń medycznych?

Obecnie taka agencja byłaby pozbawiona narzędzi, konieczne są jeszcze ustawy o rachunku kosztów i jakości w ochronie zdrowia. Brakuje mechanizmu oceny, na podstawie, której wyceniane miałby być świadczenia. Nie ma także precyzyjnych przepisów mówiących o tym, że wycena Agencji Taryfikacji byłaby wiążąca dla NFZ przy podpisywaniu umów na świadczenia zdrowotne.