Rozmowa z Jackiem Krajewskim, szefem Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
DGP
Minister zdrowia Adam Niedzielski, pytany w wywiadzie dla DGP o zmniejszającą się liczbę testów na koronawirusa, tłumaczył, że w przeważającej mierze decyduje o tym liczba zleceń wystawianych przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Czy rzeczywiście zlecają oni ich mniej? Jeśli tak, to dlaczego?
Minister zdrowia Adam Niedzielski, pytany w wywiadzie dla DGP o zmniejszającą się liczbę testów na koronawirusa, tłumaczył, że w przeważającej mierze decyduje o tym liczba zleceń wystawianych przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Czy rzeczywiście zlecają oni ich mniej? Jeśli tak, to dlaczego?
To nieporozumienie, bo z wypowiedzi ministra wybrzmiało, że są pacjenci, ale my ich nie kierujemy na testy. To nie tak. Po prostu nie ma pacjentów, którym można zlecić test. Mniej więcej od połowy zeszłego tygodnia nie mamy chorych z ewidentnymi objawami, więc nie ma powodów do wystawiania zleceń. Pacjentów infekcyjnych jest mniej.
To chyba dobrze, bo oznacza, że działają wprowadzone przez rząd obostrzenia?
Nie mam innego wytłumaczenia, tak chyba właśnie jest. Szkoły pracują zdalnie, więc nie ma tego miejsca, gdzie jest rozsadnik transmisji infekcji. My od początku mówiliśmy, że powrót do szkół będzie bombą epidemiologiczną i tak się stało. Wycofanie się z tego, przejście na naukę zdalną – choć zdajemy sobie oczywiście sprawę ze wszystkich złych konsekwencji takiego trybu nauczania – przyniosło pozytywny efekt w postaci mniejszej liczby zachorowań. Natomiast pamiętajmy, że to nie jest jedyny wskaźnik kontroli nad epidemią. Ważnymi kryteriami są również liczby zgonów, zajętych respiratorów, osób przebywających w szpitalach z ciężkimi powikłaniami. To pokazuje, czy kontrolujemy epidemię, czy nie. Ale rzeczywiście liczba nowych zachorowań pozwala spokojniej podchodzić do oceny, czy dopływ chorych będzie mniejszy. Jak na razie wygląda na to, że tak jest, że – abstrahując od tego, że diagnozujemy wyłącznie pacjentów objawowych – jest spadek liczby zachorowań.
Czy testowanie osób z objawami to słuszna strategia, czy raczej jedyna możliwa do zastosowania w naszej sytuacji? A może już pora, żeby ją zmienić?
Jeszcze chyba nie. Pamiętajmy, że testy molekularne (genetyczne) nie są badaniem przesiewowym. Przede wszystkim ekonomicznie byłoby to szaleństwo, ale także rekrutacja pacjentów, czyli wychwycenie osób, które powinny się poddać temu badaniu, byłaby niezwykle trudna. Mogłoby więc to być niemiarodajne. Wydaje się, że teraz przy spadku zachorowań trzeba podejmować inne działania. Jeśli będzie się zmniejszać liczba testów molekularnych, to być może te uznane testy antygenowe, które są zdecydowanie tańsze, można by było stosować w przypadku osób z kontaktu, przebywających w kwarantannie, mimo braku objawów choroby. Natomiast żeby zrobić badania przesiewowe, to chyba jesteśmy za dużym krajem. Już przy tej najwyższej fali zatykały się nam laboratoria i były problemy z otrzymaniem wyników. Jeszcze niedawno zdarzało się, że ludzie czekali tydzień, a nawet dłużej. Kończyła się kwarantanna w związku ze skierowaniem na test, a dopiero przychodził wynik. Oczywiście nie wszędzie były takie problemy. Ale pamiętajmy, że w związku z testami jest bardzo dużo biurokracji. Gdybyśmy poszli w masowe testowanie, moglibyśmy zaniedbać tych, którzy faktycznie potrzebują testu. Mogłoby się zdarzyć, że zajęlibyśmy laboratoria, szukając potencjalnie chorych, ze szkodą dla tych, którzy wymagają szybkiego przebadania.