Od dwóch dni, zgodnie z zapowiedzią ministra obrony Mariusza Błaszczaka sprzed trzech tygodni, w Warszawskim Centrum EXPO XXI powinien funkcjonować tymczasowy szpital wojskowy do walki z epidemią.
W pierwszym etapie miał mieć 300 łóżek. „Maksymalnie obiekt pozwoli na zorganizowanie nawet tysiąca łóżek. Szpital będzie zbudowany w sposób modułowy. Jeden moduł może pomieścić od 12 stanowisk intensywnej terapii do nawet 30 do leczenia zachowawczego”. To cytat z komunikatu resortu obrony z 24 października.
Dosyć szczegółowy. Na tej podstawie można by sądzić, że plan jest gotowy i dobrze przemyślany. Nic bardziej mylnego. Już dwa tygodnie później, 6 listopada, dowiedzieliśmy się, że szpital tymczasowy przygotowywany przez MON powstanie jednak w hangarze bazy lotniczej na Okęciu. Dlaczego? ‒ Efektywnej wydamy pieniądze, które przeznaczyliśmy na ten cel, dlatego że baza jest w pełni własnością Wojska Polskiego. Przeniesienie lokalizacji wiąże się z tym, że nie musimy płacić czynszu właścicielowi EXPO. Te pieniądze przeznaczamy na wyposażenie i czas przygotowania tego szpitala znacząco się skróci – wyjaśnił minister Błaszczak. Ministra widać zaskoczył fakt, że za korzystanie z czyjejś nieruchomości trzeba płacić czynsz. W tym miejscu warto też dodać, że przyspieszenie, o którym mówi szef MON, polega na tym, że szpital ma być gotowy do końca listopada. Wcześniej mowa była o 16 listopada, ale najwyraźniej doszło tu do pewnego zakrzywienia czasu i teraz koniec listopada przychodzi szybciej niż jego połowa.
Po tym jak znów przekonaliśmy się, że czas jest względny, wyciągnijmy z tej budowy szpitala tymczasowego wnioski. Po pierwsze, zmiana planów po dwóch tygodniach działania jest kolejnym dowodem na to, że rząd przez pół roku przygotowywał się do drugiej fali pandemii w najlepszym razie w sposób umiarkowany. Choć sam przed nią ostrzegał. Nie brakuje nam respiratorów czy maseczek ochronnych (choć można się zastanowić, czy trafiają do wszystkich placówek, które ich potrzebują). Ale zupełnie nie przygotowano choćby planów budowy szpitali tymczasowych. Niestety, MON nie jest tu żadnym wyjątkiem. Było to też widać przy szybkiej, ale niezaplanowanej wcześniej i robionej na łapu capu budowie szpitala na Stadionie Narodowym. A to, że teraz te plany budowy szpitali tymczasowych zmieniamy w biegu i angażujemy w nie spółki Skarbu Państwa, pokazuje, jak bardzo byliśmy i jesteśmy nieprzygotowani do tego zadania.
Po drugie, warto zapytać, czy faktycznie Wojsko Polskie i Sztab Generalny nie mają gotowych planów na stworzenie sieci szpitali tymczasowych. Jeśli nie mają, to określenie „państwo z dykty” jest zbyt łagodne. Ale taki scenariusz wydaje mi się mało prawdopodobny. Jest też możliwość, że plany istnieją, ale minister Błaszczak z nich nie skorzystał, bo cywilni piarowcy polityka zadziałali bez konsultacji z wojskowymi planistami. Jakiekolwiek byłoby wytłumaczenie, dwa dodatkowe tygodnie zostały zmarnowane.
Sprawna budowa sieci szpitali tymczasowych najwyraźniej nasze niesprawne państwo przerasta.