Choć od stycznia mają stać się pracownikami urzędów wojewódzkich, wielu dyspozytorów medycznych nadal nie wie, na jakich warunkach będą zatrudnieni. Niektórzy już zdecydowali, że do wojewodów nie przejdą.
DGP
Karetki stojące pod SOR-ami w kilkugodzinnych kolejkach, nerwowe poszukiwanie miejsc dla pacjentów, krążenie pomiędzy szpitalami – tak wygląda praca pogotowia ratunkowego w czasie pandemii. By ją ułatwić, w uchwalonej w zeszłym tygodniu przez Sejm ustawie o zmianie niektórych ustaw w związku z przeciwdziałaniem sytuacjom kryzysowym związanym z wystąpieniem COVID-19 wprowadzono krajowego koordynatora ratownictwa medycznego, który ma kompetencje rozstrzygania sporów dotyczących przyjęcia do szpitala osoby w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego w drodze decyzji administracyjnej.

Nie będzie lepiej

Dyspozytorzy i ratownicy są wobec tej zmiany sceptyczni. – Decyzja nie sprawi, że miejsca dla pacjentów się rozmnożą. Nawet jeśli szpital będzie miał nakaz przyjęcia i tak trzeba będzie poczekać, aż zwolni się łóżko. Karetki jak stały pod szpitalami, tak dalej będą stać – przewidują pracownicy pogotowia.
Już za dwa miesiące problemy mogą się jeszcze pogłębić. Od nowego roku dyspozytornie mają stać się częścią urzędów wojewódzkich. Wielu pracowników nie jest z tej zmiany zadowolonych, część nadal nie zna warunków, na jakich miałoby się odbyć przejście. Niektórzy nie zamierzają czekać do ostatniej chwili i już szukają nowej pracy. A wykwalifikowani ratownicy i pielęgniarki – bo to oni najczęściej pracują jako dyspozytorzy – w ofertach mogą przebierać, zwłaszcza w czasie pandemii. Może się więc okazać, że od stycznia największym wyzwaniem będzie nie koordynacja, lecz brak pracowników w dyspozytorniach.

Nikt nic nie wie

O tym, że dyspozytornie zmienią strukturę, wiadomo od dawna. Nastąpi to na mocy nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym z 10 maja 2018 r. (Dz.U. poz. 1115). Już w zeszłym roku zaczęto organizować spotkania na ten temat. Dyspozytorzy wiedzą zatem, czego się spodziewać. Duża część jednak wciąż nie otrzymała konkretnych propozycji.
Było to jednym z powodów odwieszenia protestu ratowników (z początkiem października). Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych, zwracał wówczas uwagę na chaos informacyjny związany z przejęciem dyspozytorni przez wojewodów.
– Ratownicy się tej zmiany obawiają, jest duża niepewność. Warunki nie są dziś sprecyzowane i duża część dyspozytorów wciąż nie podjęła decyzji, czy przejdzie do wojewodów. Większość jednak z tego rozwiązania nie jest zadowolona – mówi Ireneusz Szafraniec, szef Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych. Jak dodaje, można szacować, że prawie połowa – w skali kraju –nie zdecyduje się na przejście.
Potwierdza to dyspozytorka z warszawskiego pogotowia. – U nas większość nie przejdzie. Zwłaszcza że zasady opisane w ustawie o PRM są dla nas mniej korzystne niż te dotyczące przejęcia zakładu pracy na podstawie art. 23 kodeksu pracy. Gdyby je zastosować, mielibyśmy dodatkowe dwa miesiące na podjęcie ostatecznej decyzji i może więcej osób by to rozważyło – tłumaczy.

Trwają negocjacje

Zapytaliśmy urzędy wojewódzkie, na jakim etapie są przygotowania do przyjęcia dyspozytorni. Wojewoda mazowiecki przesłał nam w odpowiedzi link do komunikatu, w którym nie było jednak informacji, na których najbardziej zależy dyspozytorom. Prośba o doprecyzowanie i ustosunkowanie się do ich wątpliwości pozostała bez odpowiedzi.
Niektórzy wojewodowie mają już jednak większość ustaleń za sobą. Urząd podkarpacki przypomina, że ustawa nałożyła obowiązek zawiadomienia dyspozytorów – w terminie do 30 września br. – o zmianach, jakie mają nastąpić w zakresie ich umowy w związku z przejęciem.
– Z informacji wynika, że dysponenci wywiązali się z tego obowiązku. Analiza danych daje podstawy do stwierdzenia, że nowe warunki płacowe dyspozytorów w większości przypadków będą bardziej korzystne od dotychczasowych – informuje tamtejszy urząd. Dodaje, że większość pracowników nie złożyła oświadczeń o rozwiązaniu umowy.
Również w województwie łódzkim nowe warunki zatrudnienia zostały przedstawione dyspozytorom w terminie i w ocenie służb podległych wojewodzie są one korzystniejsze – w szczególności w zakresie wynagrodzenia zasadniczego oraz dodatkowego wynagrodzenia rocznego, które obecnie im nie przysługuje. Dotychczas żaden z dyspozytorów pozostających na etacie nie zadeklarował odejścia z pracy. Urząd zapowiada, że w najbliższym czasie wojewoda ogłosi nabór na 70 etatów dyspozytorskich, obecnie bowiem tylu dyspozytorów zatrudnionych jest na podstawie umów cywilnoprawnych. Siedziba dyspozytorni pozostanie ta sama co obecnie. Docelowo zostanie ona włączona w struktury Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.
O zaawansowanych przygotowaniach poinformowały także urzędy dolnośląski, lubelski oraz lubuski. – Pod względem technicznym i infrastrukturalnym jesteśmy w pełni gotowi. Obecnie dyspozytornia medyczna dla województwa lubuskiego umieszczona jest w budynku Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wielkopolskim i jest z nim technicznie powiązana. W tym kontekście nie planuje się żadnych zmian – podkreśla Karol Zieleński, dyrektor biura wojewody. Jak dodaje, warunki zatrudnienia w urzędzie są oparte na obowiązujących przepisach, a ramy finansowe określono w najwyższych możliwych przedziałach.
– Jesteśmy w trakcie analizy zainteresowania złożoną ofertą. Należy mieć świadomość, że dyspozytorzy to przede wszystkim specjaliści z dziedziny ratownictwa medycznego, co przy niedoborze kadr medycznych w całym systemie ochrony zdrowia zawsze stanowi wysoki czynnik ryzyka odpływu tych osób do innych podmiotów, np. szpitalnych oddziałów ratunkowych czy do pracy w ambulansach. Z pewnością zależy nam, aby jak największa grupa osób podjęła pracę w ramach struktury Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego – dodaje.

Zbyt wiele niewiadomych

Dlaczego – skoro według zapewnień wojewodów warunki zatrudnienia się nie pogorszą – dyspozytorzy nie chcą pracować w nowej strukturze?
– Płace zasadnicze mogą być nawet wyższe, ale jako pracownicy medyczni zyskujemy na pochodnych, a u wojewody będzie nam przysługiwał jedynie dodatek funkcyjny – mówi nasza rozmówczyni z warszawskiego pogotowia.
Dodaje, że na jednym z wcześniejszych spotkań mowa była o stawkach ok. 5,7 tys. zł brutto dla dyspozytora i 6,6 tys. zł dla dyspozytora głównego, do tego niecałe 300 zł dodatku.
Pieniądze to jednak nie wszystko. Dla pracowników medycznych liczy się też ciągłość wykonywania zawodu. – Co do tego, czy zachowamy ją jako pracownicy urzędów, są wątpliwości – dodaje dyspozytorka.
Poza tym w niektórych województwach zmiana struktury wiąże się z likwidacją części jednostek. Przykładowo wojewoda lubelski podjął decyzję o funkcjonowaniu od nowego roku jednej dyspozytorni, co oznacza, że w Chełmie, Zamościu i Białej Podlaskiej dyspozytornie znikną, a ich zadania przejmie dyspozytornia w Lublinie. Dla niektórych pracowników może to oznaczać konieczność dojeżdżania do pracy do innego miasta.
Czy grozi nam paraliż dyspozytorni po 1 stycznia? – Patrząc na dzisiejszą sytuację, myślę, że wojewodowie sobie nic z tego nie robią, bo po prostu w razie czego skierują do dyspozytorni innych ratowników – przewiduje Ireneusz Szafraniec.
Podkreśla jednak, że praca dyspozytora to nie tylko przyjmowanie wezwań i wysyłanie karetek, ale także zarządzanie skomplikowanym systemem, umiejętność zadysponowania odpowiedniego zespołu, uwzględniającego czas dojazdu, stan pacjenta i wiele innych czynników. – A dziś, kiedy karetki stoją godzinami przed szpitalami, dyspozytorzy mają duży problem, żeby spełnić wymagania – podsumowuje.