Dyrektor regionalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Europie Hans Kluge stwierdził w czwartek, że przyszedł czas na zaostrzenie środków walki z pandemią. Zaapelował jednak, by restrykcje były proporcjonalne, a zamknięcie szkół było ostatnią deską ratunku.

Kluge odpowiedział w ten sposób na konferencji prasowej na pytanie o lawinowo rosnącą liczbę zakażeń m.in. w Czechach oraz innych krajach regionu.

"Przyszedł czas zaostrzyć środki" - stwierdził szef europejskiego regionu WHO, zauważając, że wirus rozprzestrzenia się w tempie geometrycznym. Jak stwierdził, wyższa liczba notowanych zakażeń - ale też mniejsza śmiertelność i współczynnik hospitalizacji niż na wiosnę - mają związek z większą liczbą testów oraz faktem, że infekcjom ulegają obecnie częściej młodsi ludzie. Ekspert przestrzegł jednocześnie, że jeśli Europie nie uda się stłumić nowej fali wirusa, w rezultacie liczba ofiar śmiertelnych w styczniu może być 4-5 razy wyższa niż wiosną.

Zaapelował jednak do rządów, by stosowane środki były proporcjonalne, były zaostrzane stopniowo i określone czasowo. Dodał, że rządy nie powinny zwlekać z wprowadzaniem stosunkowo niewielkich restrykcji - by uniknąć konieczności stosowania ostrzejszych środków.

"To, co rozumiemy dziś przez lockdown, nie jest tym, czym był lockdown wiosną. Wtedy to było całkowite zamknięcie. Zostaliśmy wówczas zaskoczeni(...). Dziś wiemy więcej o wirusie i mamy więcej środków do dyspozycji" - powiedział dyrektor. Dodał, że czas restrykcji należy wykorzystać do zwiększenia możliwości państw w zakresie testów i śledzenia kontaktów zakażonych osób.

Kluge stwierdził, że szczególną troskę należy przy tym poświęcić, by zminimalizować efekty uboczne restrykcji, zwłaszcza jeśli chodzi o opiekę nad chorymi na inne choroby. Zaapelował też, by zamknięcie szkół było stosowane tylko w ostateczności, by nie pozbawiać dzieci edukacji. Ekspert wezwał rządy do jasnego komunikowania wprowadzonych zmian.

Odpowiadając na pytanie PAP o związek otwarcia szkół ze wzrastającymi liczbami infekcji, ekspert WHO dr Catherine Smallwood stwierdziła, że dotychczasowe doświadczenia m.in. z Izraela wskazują, że szkoły są znaczącym wektorem rozprzestrzeniania się wirusa, lecz należy zrobić wszystko, by uniknąć ich zamykania.

"Bardzo uważnie przyglądamy się danym, które spływają do nas od września. Ale są też inne duże czynniki napędzające rozprzestrzenianie się wirusa: uniwersytety, miejsca publiczne, czy zgromadzenia i imprezy" - powiedziała ekspertka. "WHO jest zdania, że szkoły powinny być priorytetem. A to może oznaczać dokonywania poświęceń w innych miejscach" - przyznała.

Pytana o różnice między sytuacją w szkołach i przedszkolach, Smallwood stwierdziła, że małe dzieci rzadziej chorują na Covid-19, a przebieg choroby jest u nich na ogół lżejszy.