- Lekarz pracujący w jednym miejscu powinien być lepiej wynagradzany. Większość zaakceptowałaby takie rozwiązanie - mówi w rozmowie z DGP Krzysztof Bukiel, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
Z końcem roku wygasają przepisy dotyczące wyższych płac dla lekarzy specjalistów, którzy zdecydują się na pracę w jednym szpitalu (wynegocjowane w 2018 r. przez protestujących rezydentów). Czy OZZL rozmawia z ministrem zdrowia o tym, co będzie dalej?
Oczywiście, takie rozmowy się toczą. Uważamy jednak, że funkcję tego przepisu powinna przejąć ustawa o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych. Ten przepis miał bowiem z założenia charakter czasowy, a ustawa jest czymś stałym. Warto też zauważyć, że wtedy, kiedy minister Lukasz Szumowski wprowadzał to rozwiązanie, stawka 6750 zł stanowiła 1,6 średniej krajowej za poprzedni rok. Gdyby minister Adam Niedzielski chciał utrzymać te relacje płacowe, powinien natychmiast zwiększyć tę kwotę.
Jak przebiegają prace nad planowaną nowelizacją ustawy?
Jest powołany zespół, który ma przygotować projekt, ale w nim są przedstawiciele reprezentatywnych związków działających w ramach Rady Dialogu Społecznego, czyli trzy centrale. W zespole jest po jednej osobie z każdej z tych central, więc wiadomo, że nie będzie tam reprezentantów wszystkich zawodów medycznych. W związku z tym minister spotyka się też z ich przedstawicielami, toczą się rozmowy. My również przedstawiamy swoje postulaty i liczymy, że minister się do nich odniesie.
W związku z planowanymi negocjacjami w sprawie płac sprawdzili państwo, czy rzeczywiście – jak nierzadko przekonują politycy – nie ma przyzwolenia społecznego na wzrost wynagrodzeń lekarskich. Wyniki badania wskazują, że jest inaczej (patrz ramka). Co związek zrobi z tą wiedzą?
Będziemy przekonywać ministra, by podniósł wskaźnik przypisany do lekarzy w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia (obowiązujące w niej stawki są wyliczane jako iloczyn kwoty bazowej i określonego wskaźnika – red.). Obecny to 1,27, nasz postulat to 3. Jest pole do dyskusji, pytanie, czy resort jest gotowy, by jakkolwiek negocjacje w tej sprawie podjąć.
Warto podkreślić, że my przedstawiliśmy propozycję dość ugodową, to znaczy dopuszczamy, że jakaś część wskaźnika mogłaby być uzależniona od tego, czy lekarz pracuje w jednym miejscu. Miałby wówczas wskaźnik wyższy, czyli w zamian za to, że jest wyżej wynagradzany, będzie pracował w jednym szpitalu i tym samym będzie się bardziej angażował, nie będzie rozpraszał się na kilka innych ośrodków. Zestawiamy to z sytuacją sędziów, bo jest to zawód porównywalny, wynagradzany ze środków publicznych i z brakiem możliwości dorabiania.
A co na to lekarze? Zgodziliby się na taką wyłączność?
Wszystko zależy od wysokości wynagrodzenia. Z innego naszego badania wynika, że tylko 16 proc. nie chce pracować w jednym miejscu, niezależnie od stawek. Ale pozostałe 84 proc. uzależnia deklaracje w tej kwestii od wynagrodzeń. Przy zarobkach rzędu 15 tys. zł netto wszyscy, poza wspomnianą 16-proc. grupą, są gotowi pracować w jednej placówce. Jeśli miałaby to być kwota do 7 tys. zł, to zgodziłoby się jedynie 3 proc. lekarzy, do 10 tys. – 9 proc. i do 15 tys. – 18 proc.
Czy pana zdaniem to wyłącznie kwestia pieniędzy?
Dla tych 84 proc. to na pewno jest kwestia pieniędzy, bo deklarują otwarcie, że gdy będą zarabiać więcej, zgodzą się pracować w jednym miejscu. Ale dla tych 16 proc., którzy tego nie chcą niezależnie od stawek, ważne są pewnie inne kwestie. Ja oczywiście nie wiem, jak jest naprawdę, mówimy o deklaracjach. Jednak w badaniu wskazywane były różne aspekty. Przykładowo lekarze krytykują organizację pracy w publicznej służbie zdrowia, to z kolei jest główną zaletą prywatnego sektora, dlatego niektórzy łączą pracę w publicznych i prywatnych placówkach. Niektórzy twierdzą, że nie chcą pracować tylko w dużym, publicznym szpitalu, bo ich to wykańcza emocjonalnie. Wolą np. pracować tam na pół etatu, a drugą połowę mieć w prywatnej lecznicy, gdzie operują żylaki, które dają dużo pieniędzy, a nie obciążają psychicznie. Ale taka relacja jest dzisiaj i jest to relacja zaburzona. Tak jak muzyk, który w filharmonii zarobi kilkakrotnie mniej, niż grając w knajpie do kotleta.
Czy pana zdaniem teraz w sytuacji epidemii lekarze zmuszeni do pracy w jednym miejscu powinni otrzymywać dodatki?
Jeśli jest jakiekolwiek odgórne ograniczenie, to oczywiste, że powinna za tym iść finansowa rekompensata. Praca na wyłączność zawsze powinna się wiązać z dodatkowymi pieniędzmi, jak każdy inny zakaz konkurencji.
Wyobrażenia vs realia
Opinie o zarobkach lekarzy
■ średnio 6470 zł netto – na tyle Polacy oceniają wynagrodzenia lekarzy w publicznej ochronie zdrowia. W rzeczywistości, według OZZL, są one 30 proc. niższe (MZ podaje, że przeciętne wynagrodzenie lekarza specjalisty za jeden etat w publicznym sektorze to ok. 7 tys. zł brutto, czyli ok. 5100 zł netto)
■ co najmniej 9300 zł netto, czyli 13 tys. zł brutto na jednym etacie – tyle zdaniem większości badanych powinni zarabiać lekarze (87,8 proc. wśród osób zdecydowanych na takie rozwiązanie)
40 proc. badanych popiera pomysł niełączenia przez lekarzy pracy w publicznej i prywatnej ochronie zdrowia, 28 proc. jest przeciwnych, a 32 proc. nie ma zdania w tej kwestii
■ zarówno grupy zwolenników, jak i przeciwników dostrzegają jednak korzyści z pracy lekarza w jednym miejscu: większe zaangażowanie w pracę, zmniejszenie kolejek oraz wyeliminowanie procederu „wejścia do szpitala” dzięki prywatnej wizycie
6245 zł brutto – tyle wynosi obecnie poziom płac lekarzy ustalony w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych (1,27 przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej, czyli 4918,17 zł za 2019 r.)
co najmniej 13 tys. zł brutto – tyle powinni zarabiać lekarze zdaniem uczestników sondażu (ok. 90 proc. zdecydowanych respondentów wskazało na 2,6 przeciętnego wynagrodzenia)
Motywacje lekarzy
■ 24 proc. lekarzy pracuje dzisiaj w jednym miejscu
■ 79 proc. medyków pracuje maksymalnie w trzech miejscach
■ 62 proc. badanych ponad 70 proc. swojego czasu pracy spędza w publicznej ochronie zdrowia
■ 42 proc. badanych łączy pracę w publicznej i prywatnej ochronie zdrowia przede wszystkim z powodu niskich zarobków w publicznym systemie i konieczności dorobienia
■ jako rzeczy najbardziej przeszkadzające w pracy lekarze wskazali nieadekwatne wynagrodzenia (57 proc.), organizację pracy (46 proc.), fakt, że muszą pracować w kilku miejscach (29 proc.)
■ pytani o atuty publicznej ochrony zdrowia jako dwa najważniejsze lekarze wskazali możliwość lepszego leczenia pacjenta (45 proc.) i rozwoju zawodowego (48 proc.)
■ główne atuty prywatnej ochrony zdrowia to według lekarzy wynagrodzenia (81 proc.) i organizacja pracy (60 proc.)
Źródło: badania przeprowadzone przez OZZL