W praktyce medycznej występują często sytuacje niestandardowe, niemieszczące się w ramach, które nakreślono w przepisach. Dlatego regulować je powinni eksperci, a nie minister w drodze rozporządzenia - mówi Radosław Tymiński.
W ostatnich dniach niemal wszyscy lekarze interesują się zmienianymi przez Ministerstwo Zdrowia standardami. A pana zdaniem to ścieżka donikąd, bo prawodawca nie powinien sięgać po rozporządzenia jako metodę uregulowania postępowania lekarza wobec pacjenta. Dlaczego?
Oczywiście postępowanie lekarskie musi być do pewnego stopnia uregulowane prawem. Nie ulega przecież wątpliwości, że podstawowe obowiązki lekarza czy prawa pacjenta powinny być określone prawnie. W Polsce od 1997 r. obowiązują przepisy precyzyjnie normujące najważniejsze obowiązki lekarza wobec pacjenta: ratowania w przypadkach niecierpiących zwłoki, udzielania informacji, uzyskania zgody na świadczenia zdrowotne itd. Ale to nie oznacza, że wszystko należy opisywać w ustawach i rozporządzeniach, a niestety w tym kierunku zmierzamy. W moim przekonaniu, a nie jestem osobą odosobnioną w tej opinii, prawo nie może regulować postępowania medycznego lekarza wobec pacjenta.
Jakiś przykład?
Rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej. Określono w nim m.in. zakres świadczeń profilaktycznych i działań w zakresie promocji zdrowia oraz badań diagnostycznych i konsultacji medycznych wykonywanych u kobiet w okresie ciąży, wraz z okresami ich przeprowadzania. Innymi słowy, wskazano, jakie badania i kiedy ma zlecać kobiecie osoba prowadząca ciążę.
Wydaje się to nawet dobre, bo każdy ma napisane czarno na białym, co ma robić.
Tyle że tak szczegółowe uregulowanie w przepisach prawa powszechnie obowiązującego postępowania medycznego ma swoje poważne konsekwencje. Po pierwsze, wiedza medyczna zmienia się szybciej niż standardy opieki okołoporodowej uregulowane w rozporządzeniu. Trudno oczekiwać, żeby minister co chwila zmieniał przepisy, bo istotą prawa, jedną z jego najbardziej pożądanych cech, jest przecież stabilność. Po drugie, w praktyce medycznej występują często sytuacje niestandardowe, a więc niemieszczące się w ramach, które nakreśliło rozporządzenie. Po trzecie, naruszenie standardów określonych prawem powszechnie obowiązującym zawsze prowadzi do odpowiedzialności prawnej. Tym samym może dojść do paradoksalnej sytuacji: lekarz postępował zgodnie z wiedzą medyczną dla dobra pacjenta, lecz poniesie odpowiedzialność za to, że nie postąpił sztampowo, rutynowo, ale zgodnie z przepisami.
No dobrze, podał pan jeden przykład, na dodatek z 2018 r. A rozmawiamy w 2020 r., kiedy dyskutuje się o standardach dotyczących leczenia COVID-19.
Przykłady mógłbym mnożyć. Chce pani coś dotyczącego koronawirusa? Proszę bardzo. W rozporządzeniu w sprawie chorób zakaźnych powodujących powstanie obowiązku hospitalizacji, izolacji lub izolacji w warunkach domowych oraz obowiązku kwarantanny lub nadzoru epidemiologicznego uregulowano, że lekarz podstawowej opieki zdrowotnej może zlecić test RT-PCR (badanie w kierunku zakażenia SARS-CoV-2) pacjentowi: po przeprowadzeniu badania fizykalnego albo po teleporadzie, jeżeli pacjent zgłasza mu łącznie następujące objawy: temperaturę ciała powyżej 38 st. C, kaszel i duszności oraz utratę węchu lub smaku. Proszę zwrócić uwagę na paradoks tego rozwiązania: pacjentowi po badaniu fizykalnym lekarz można zlecić zawsze test RT-PCR, jednakże pacjentowi, który dzwoni, można ten test zlecić tylko, jeżeli ma pewien zespół objawów. De facto więc wprowadzono niezgodne z wiedzą medyczną ograniczenie możliwości wysyłania na testy pacjentów z określonymi objawami.
Dlaczego niezgodne z wiedzą medyczną?
Ponieważ objawów infekcji koronawirusem SARS-CoV-2 jest o wiele więcej i nie muszą one występować łącznie. Przykładowo główny inspektor sanitarny jako objawy podejrzenia zakażenia SARS-CoV-2 wskazuje wystąpienie co najmniej jednego z objawów: gorączka, kaszel, duszności, kłopoty z oddychaniem, bóle mięśni, ogólne zmęczenie, temperaturę ciała 37–38 st. C, objawy przeziębieniowe. W praktyce zatem lekarz postępujący zgodnie z wiedzą medyczną powinien podejrzewać infekcję SARS-CoV-2 u pacjenta, który zgłasza co najmniej jeden z tych objawów, jednakże zgodnie z rozporządzeniem nie może takiemu pacjentowi w ramach teleporady zlecić testu. Co więcej, jeżeli u mojej żony rozpoznano koronawirusa, a ja wspólnie z nią mieszkam i zapiszę się na teleporadę, to lekarz nie może mi zlecić testu, jeżeli nie mam wyżej wymienionych objawów. W praktyce więc ograniczono postępowanie zgodne z wiedzą medyczną.
Nie powinno być więc żadnych standardów postępowania medycznego?
Oczywiście, że powinny być. Tyle że powinny ustalać je towarzystwa naukowe czy konsultanci krajowi w ochronie zdrowia, a nie minister w drodze rozporządzenia. Prawo stanowione bowiem nie jest najlepszym narzędziem do regulowania postępowania medycznego, które powinno być przede wszystkim oparte na wiedzy medycznej, etyce zawodowej i dobru pacjenta.