Po uchyleniu przepisów ustawy covidowej sytuacja medyków, którzy byli narażeni na kontakt z koronawirusem, kształtuje się znacznie korzystniej. W przeciwieństwie do placówek, które ich zatrudniają.
– Po 5 września lekarze, którzy stali się niezdolni do pracy z powodu COVID-19, nawet gdy do zachorowania doszło w związku z wykonywaniem obowiązków w placówce medycznej, w której są zatrudnieni, nie otrzymują już zasiłku chorobowego w wysokości 100 proc. podstawy wymiaru – przypomina adwokat Karolina Podsiadły-Gęsikowska z kancelarii adwokacko-radcowskiej Podsiadły-Gęsikowska, Powierża.
Jak podkreśla, wszystko za sprawą uchylenia art. 4c ustawy z 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (Dz.U. z 2020 r. poz. 374 ze zm.).
Potwierdza to resort zdrowia. – Obecnie nie ma szczególnych przepisów regulujących zasiłki chorobowe dla pracowników podmiotów leczniczych, którzy zachorowali w wyniku styczności zawodowej z pacjentami zarażonymi COVID-19 – informuje biuro prasowe Ministerstwa Zdrowia. I przypomina, że rozwiązanie to od początku miało charakter czasowy. W związku z tym zastosowanie mają przepisy dotyczące ogółu pracowników.
To jednak nie oznacza, że medycy nie mogą już liczyć na stuprocentowe zasiłki w razie złapania koronawirusa. Procedura jednak jest zupełnie inna.

Choroba zawodowa

Ustawa z 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1205) przewiduje, że jeśli niezdolność do pracy spowodowana została chorobą zawodową, to przysługuje zasiłek chorobowy w wysokości 100 proc. – Między innymi z tego powodu Naczelna Rada Lekarska w apelu do ministra zdrowia poruszyła sprawę uznania COVID-19 za chorobę zawodową lekarzy i lekarzy dentystów. Odpowiedź pozwoliła zaliczyć do chorób zawodowych sytuację, w której można z wysokim prawdopodobieństwem uznać, że zakażenie się przez lekarza koronawirusem miało miejsce w środowisku pracy – relacjonuje Rafał Hołubicki, rzecznik prasowy NRL.
Jednak, jak wskazuje dr Tomasz Lasocki z Wydziału Prawa i Administracji UW, podstawowa różnica między uchylonymi przepisami ustawy covidowej z 2 marca a ogólnymi regulacjami, które obecnie obowiązują, polega na tym, że na mocy tych drugich nie jest możliwa wypłata zasiłku chorobowego w wysokości 100 proc. z powodu kwarantanny lub izolacji ubezpieczonego w związku z COVID-19. Nie kwalifikuje się bowiem to ani pod wypadek przy pracy, ani chorobę zawodową. Przysługiwał zatem będzie wówczas zasiłek w wysokości 80 proc. z ubezpieczenia chorobowego.
– W innej sytuacji są natomiast osoby niezdolne do pracy w związku z koronawirusem, u których niezdolność ta powstała w związku z wykonywaniem obowiązków wynikających z zatrudnienia w placówce leczniczej. Po uchyleniu przepisów ustawy covidowej ich sytuacja kształtuje się znacznie korzystniej. Kluczowe znaczenie ma tu interpretacja Ministerstwa Zdrowia, zgodnie z którą zachorowanie na COVID-19 ma być uznawane za chorobę zawodową (patrz ramka) – wyjaśnia dr Lasocki.
Zwraca jednak uwagę na konsekwencje takiej interpretacji. – Jeżeli zakażenie koronawirusem lekarza zostałoby uznane za chorobę zawodową, to będzie przysługiwał zasiłek z ubezpieczenia wypadkowego w wysokości 100 proc., finansowany od początku przez ZUS – wyjaśnia ekspert. Ponadto, gdyby w wyniku zarażenia doszło do powikłań zdrowotnych, wówczas chory mógłby liczyć na rentę wypadkową. – Co więcej, gdyby z powodu koronawirusa zmarł, jego najbliższym będzie przysługiwać renta rodzinna wypadkowa, która jest świadczeniem korzystniejszym niż ogólna renta rodzinna, bowiem obowiązują minimalne gwarancje jego wysokości. Dodatkowo najbliżsi otrzymają z ZUS jednorazowe odszkodowanie – wyjaśnia dr Lasocki.

Skomplikowana procedura

Z jednej strony interpretacja resortu zdrowia jest dla medyków korzystna. Karolina Podsiadły-Gęsikowska zwraca jednak uwagę, że proces uznania schorzenia za chorobę zawodową jest długi i skomplikowany. Przyznaje to także Rafał Hołubicki. – Oczywiście rozwiązaniem znacznie prostszym byłoby utrzymanie nieobowiązującego już zapisu ustawy covidowej do czasu zakończenia epidemii, biorąc pod uwagę ryzyko zarażenia personelu medycznego podczas wykonywania pracy – zaznacza.
Doktor Lasocki zauważa jednak, że procedura jest złożona, m.in. z uwagi na korzyści płynące z uznania zakażenia koronawirsuem za chorobę zawodową. – Nie wystarcza bowiem zwykłe zaświadczenie lekarskie, tylko konieczne jest uruchomienie trzyetapowej procedury zakończonej wydaniem orzeczenia przez lekarza orzecznika o rozpoznaniu choroby zawodowej – wyjaśnia. Ale jeśli już chory takie potwierdzenie uzyska, otrzyma należne świadczenie naliczane od momentu zaistnienia ryzyka ubezpieczeniowego – np. niezdolności do pracy.
A co w sytuacji gdy chory na COVID-19, u którego orzeczono chorobę zawodową, wyzdrowieje? – Taka osoba wraca do pracy, a wobec tego, że ryzyko ubezpieczeniowe przestanie zachodzić, nie otrzymuje kolejnych świadczeń. Choroba zawodowa to klasyfikacja prawna jednego konkretnego schorzenia. Wbrew obiegowej opinii nie musi występować przez całe życie – tłumaczy dr Lasocki.

Wyższe koszty dla szpitali

Doktor Lasocki zwraca jednocześnie uwagę, że klasyfikowanie COVID-19 jako choroby zawodowej może spowodować problem dla szpitali. Będą one bowiem musiały płacić wyższe składki na ubezpieczenie wypadkowe. – Stopa procentowa składki na ubezpieczenie wypadkowe zależy od kategorii ryzyka ustalonej dla danej grupy działalności oraz liczby poszkodowanych i narażonych w danym zakładzie – wskazuje ekspert.
To może sprawić, że cała procedura okaże się dla medyków jeszcze bardziej skomplikowana. Już w czasie obowiązywania przepisów ustawy covidowej były problemy, m.in. we współpracy z zatrudniającym lekarza szpitalem, żeby bowiem przysługiwał mu zasiłek w wysokości 100 proc., musiał być zgłoszony do kwarantanny przez pracodawcę, który potwierdzał, że do zakażenia doszło podczas wykonywania obowiązków. I tu, jak wskazywała Maria Kłosińska ze stołecznej izby lekarskiej, często pojawiały się rozbieżności interpretacyjne. W przypadkach gdy jest podejrzenie zakażenia, przeprowadzane jest postępowanie (przez pielęgniarkę epidemiologiczną w szpitalu albo przez sanepid), które ma ustalić okoliczności. Zdarza się, że lekarz czy pielęgniarka nie zgadzają się z wynikiem tej analizy. Medycy obawiają się, że w przypadku choroby zawodowej postępowanie dowodowe będzie jeszcze trudniejsze.
Stanowisko Ministerstwa Zdrowia w sprawie uznania COVID-19 za chorobę zawodową
Zgodnie z art. 235 Kodeksu pracy za chorobę zawodową uznaje się chorobę, wymienioną w wykazie chorób zawodowych, jeżeli w wyniku oceny warunków pracy można stwierdzić bezspornie lub z wysokim prawdopodobieństwem, że została ona spowodowana działaniem czynników szkodliwych dla zdrowia występujących w środowisku pracy albo w związku ze sposobem wykonywania pracy.
Wykaz chorób zawodowych określa załącznik do rozporządzenia Rady Ministrów z 30 czerwca 2009 r. w sprawie chorób zawodowych (Dz.U. z 2013 r. poz. 1367). W pkt 26 tego wykazu jako chorobę zawodową wpisano choroby zakaźne lub pasożytnicze albo ich następstwa.
Definicję choroby zakaźnej zawiera ustawa z 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1239, ze zm.). Wykaz zakażeń i chorób zakaźnych, do których mają zastosowanie jej przepisy, określa załącznik do ustawy. Z kolei jej art. 3 ust. 2 upoważnia ministra zdrowia do ogłoszenia w drodze rozporządzenia innych zakażeń lub choroby zakaźnej niż wymienione w załączniku, do których stosuje się przepisy ustawy.
W rozporządzeniu z 27 lutego 2020 r. w sprawie zakażenia koronawirusem SARS-COV-2 (Dz.U. poz. 325) zakażenie to zostało objęte przepisami ustawy.
W świetle powyższego (…) zgodnie z obowiązującymi przepisami COVID-19 jest chorobą zakaźną i stwierdzenie choroby zawodowej w tym przypadku będzie odbywało się na takich samych zasadach jak w przypadku innych chorób zakaźnych.