Na rynku istnieje szeroka oferta komercyjnych testów, które mają wykazać, czy ktoś ma za sobą COVID-19.
GIS ich nie zaleca. Jak tłumaczy prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, ich skuteczność jest mocno ograniczona: nie dają gwarancji prawidłowego wyniku. Trzeba je zrobić w bardzo konkretnym momencie od pojawienia się objawów (dwa‒trzy tygodnie). U osób bezobjawowych nie dają wiarygodnych odczytów.
‒ Jeśli ktoś chce to zrobić, powinien wybrać rekomendowane i wiarygodne laboratorium. Są niestety takie, które pracują na testach szybkich, przy których wynik dodatni nie musi jeszcze oznaczać zakażenia, a negatywny ‒ że go nie ma ‒ mówi Izabela Kucharska, wiceszefowa GIS.
Konsultanci krajowi w dziedzinie Mikrobiologii Lekarskiej, Chorób Zakaźnych, Diagnostyki Laboratoryjnej oraz prezes Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych wskazali w oficjalnym stanowisku, że jeżeli już ktoś robi takie testy, to instytucja lub lekarz zlecający powinni być zobowiązani do interpretacji wyniku, a także zlecenia i sfinansowania wykonania testu RT-PCR w celu weryfikacji każdego przypadku dodatniego.
Ujemny wynik testu wykrywającego przeciwciała nie wyklucza zakażenia ze względu na okno serologiczne lub brak wytwarzania przeciwciał przez niektóre osoby. Z kolei wynik dodatni zawsze wymaga weryfikacji badaniem molekularnym.
Takie stanowisko wywołało burzę. Wiele, również tych renomowanych, laboratoriów ma kwestionowane testy w ofercie. Koszt badania przeciwciał zależy od rodzaju procedury i mieści się w granicach od kilkudziesięciu do ok. 250 zł.
‒ Nie powinno się ograniczać dostępu do takich badań. Choć rozumiem, że to sposób na ukrócenie pirackich praktyk na rynku oraz efekt tego, że ciągle nie wiadomo tak do końca, co pozytywne badanie oznacza dla pacjenta – ocenia dr n. med. Tomasza Anyszek, pełnomocnika zarządu ds. medycyny laboratoryjnej Diagnostyka. Podkreśla, że testy przeszły dużą ewolucje, a wyniki są dużo bardziej czułe niż kilka miesięcy temu.
Z kolei dr hab. n. med. Anna Wójcicka, współzałożycielka Warsaw Genomics, uważa, że badanie przeciwciał na pewno ma sens, tylko trzeba zrozumieć, w jakich przypadkach. ‒ Przeciwciała to cząsteczki w naszym organizmie, które wytwarzają się po kontakcie z wirusem czy bakterią i mają nas przed nią chronić. Aby takie przeciwciała się wytworzyły, potrzeba czasu, niekiedy jest to 10–14 dni, a w niektórych przypadkach nawet trzy‒cztery tygodnie. Testy badające przeciwciała dają możliwość potwierdzenia, czy nasz układ odpornościowy je wytworzył i czy próbował zwalczyć wirusa SARS-CoV2, natomiast nie mogą być wykorzystywane do diagnostyki aktywnego, wczesnego zakażenia– uważa dr hab. n. med. Anna Wójcicka. Precyzuje: jeśli pacjent trzy dni temu miał kontakt z osobą zainfekowaną bądź ma objawy choroby, to nie jest we właściwym momencie na badanie przeciwciał. W takiej sytuacji należy wykonać badanie molekularne RT-PCR i jednoznacznie potwierdzić lub wykluczyć zakażenie.
Czy powinien zlecać je lekarz? ‒ Oczywiście idealnym rozwiązaniem byłoby zlecanie testów na przeciwciała przez lekarza. To jednak będzie trudne. W Polsce bowiem ogranicza się dostęp do badań pacjentom. Powodem jest to, że są one kosztem lekarza, który je zleca. Dlatego pacjenci jak nie wymuszą badań, to robią je komercyjnie. Poza tym wielu lekarzy i tak nie potrafi poprawnie odczytać wyniku – zaznacza dr n. med. Tomasz Anyszek i dodaje, że zarzut stawiany tym badaniom można postawić wszystkim wykonywanym w warunkach laboratoryjnych. ‒ Zawsze może się zdarzyć, że czas wykonania nie jest odpowiedni. Dlatego tak ważna jest rola lekarza, który wie, kiedy je zlecić – dodaje.
A jeśli chodzi o uregulowanie rynku, to zdaniem naszych rozmówców należałoby wprowadzić wzmożony nadzór nad jakością i wiarygodnością badań i laboratoriów. Powinna być też prowadzona edukacja wśród pacjentów na temat tego, czemu faktycznie służą takie badania i co dają.
Ujemny wynik testu na przeciwciała nie wyklucza zakażenia