Podczas gdy w wielu krajach w Europie przybywa zakażeń koronawirusem, to – inaczej niż wiosną – nie idzie to w parze z obłożeniem oddziałów szpitalnych czy wzrostem liczby zgonów.
DGP
Przykładem chociażby Francja, gdzie druga fala przyniosła już prawie tyle infekcji co pierwsza, ale ofiar COVID-19 jest znacznie mniej niż w kwietniu, kiedy choroba zabierała nad Sekwaną ponad tysiąc ludzi dziennie. Na sierpniowy i wrześniowy przebieg pandemii na razie nie ma jednoznacznej odpowiedzi (dodajmy do tego, że nagle o dwie trzecie zmalała liczba wykrywanych infekcji w Polsce). Naukowcy podają kilka hipotez, podkreślając, że działanie wirusa wciąż nie jest do końca znane. Profesor Krzysztof Pyrć z Uniwersytetu Jagiellońskiego tłumaczy, że w okresie letnim ludzki organizm jest bardziej odporny, zaś w okresie zimowym i jesiennym zanieczyszczenie powietrza, niska temperatura, krótki dzień oraz ryzyko innych chorób osłabiają ciało, a odporność spada. W efekcie dużo gorzej przechodzimy infekcje, także koronawirusem.
Większa liczba przypadków wiąże się zaś z poluzowaniem ograniczeń epidemicznych. – Ale naiwnością byłoby wierzyć, że wirus już przeszedł oraz że my jako Polska jesteśmy wyjątkowi i już nie musimy się go obawiać – tłumaczy prof. Pyrć.
Do tego dochodzi profil zakażonych: w ostatnich tygodniach prym w tej grupie wiodą osoby młode, często przed czterdziestką, wśród których odsetek hospitalizacji jest niższy niż u seniorów. Nie bez znaczenia jest także zwiększona liczba testów – to trend widoczny we wszystkich państwach.
Skąd w Polsce spadek z niemal tysiąca przypadków do 300? Oprócz wyżej wymienionych powodów także zmiana sposobu testowania – liczba testów wzrosła pod koniec sierpnia, obecnie jest ich znowu mniej. Jest mniej dużych ognisk na Śląsku, gdzie podczas testów przesiewowych przy okazji jest wyłapywanych wiele bezobjawowych przypadków, ale zmniejszyła się także ogólna liczba badań. Zdaniem prof. Roberta Flisiaka zwiększona liczba przypadków miała związek z powrotami z wakacji.
Naukowcy nie mają pewności, czy do łagodniejszego przebiegu pandemii przyczyniło się „złagodnienie” samego wirusa. Profesor Flisiak mówi, że istnieje taka możliwość, ponieważ my sami przyczyniamy się do eliminacji bardziej zjadliwych szczepów, lecząc ich ofiary w szpitalach; lekarz zaznacza jednak, że to tylko hipoteza. – Na razie nie ma jednak żadnych dowodów na to, że wirus jest mniej zjadliwy, niż był – mówi prof. Pyrć.