Pieniądze i źródło ich pochodzenia – ta kwestia wzbudza najwięcej wątpliwości w dyskusji. Projekt prezydenckiej ustawy trafił do Sejmu.
Wprowadzenie bezlimitowego leczenia dzieci, łatwiejszy dostęp do innowacyjnych terapii, pieniądze na modernizację szpitali oraz na profilaktykę. To niektóre z założeń projektu. Wywołuje on jednak wiele kontrowersji. Dwa główne zarzuty to źródło i wysokość finansowania oraz sposób przeprowadzania zmian. Podczas trzygodzinnej dyskusji w komisji sejmowej opozycja ostro skrytykowała pomysł funduszu.
W projekcie zapisano, że nakłady m.in. na innowacyjne leczenie oraz modernizację szpitali mają sięgać do 4 mld zł rocznie. Wątpliwości wzbudza słówko „do”, a także brak wskazania źródła finansowania. Jak przekonują posłowie opozycji, można było zapisać „nie mniej niż”, co by dawało pewność, że taka kwota na pewno się znajdzie.
A to nie koniec wątpliwości. Nawet jeżeli odpowiednio dużo pieniędzy się znajdzie, to nie wiadomo, czy będą wliczane do budżetu zdrowotnego, czy będą to środki dodatkowe. Zgodnie z przepisami w przyszłym roku na zdrowie ma być przeznaczone 120 mld zł – czyli 5,30 proc. PKB. Czy budżet Funduszu Medycznego będzie się wliczał do tych środków? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Autorzy projektu ustawy przekonują, że mogą być, ale nie muszą. Zapisy w projekcie nie rozstrzygają tej kwestii.
Nie tylko politycy, ale i środowisko medyczne zgłaszało swoje uwagi. Naczelna Rada Lekarska negatywnie oceniła pomysł, wskazując, że to kolejny fundusz celowy, który z jednej strony generuje dodatkowe koszty obsługi, z drugiej – powoduje brak spójności w systemie. „Projektowana ustawa wprowadza mało transparentne i zawiłe procedury, które nie pozwalają na jednoznaczne stwierdzenie, na jakie cele i w jakim zakresie środki Funduszu Medycznego zostaną faktycznie przeznaczone. […] O podziale środków na poszczególne zadania, które będą finansowane z Funduszu Medycznego, zdecyduje minister zdrowia”– zauważono. Przeciwne jest także Porozumienie Pracodawców Ochrony Zdrowia, które wskazuje, że na projekcie mogą zyskać jedynie szpitale i specjalistyczne ośrodki. Nie poprawi to jednak sytuacji funkcjonowania podstawowej opieki zdrowotnej. Obawia się, że środki uszczuplą dotacje do NFZ i że może to pośrednio zmniejszyć środki m.in. na POZ.
Z kolei przedstawiciele firm farmaceutycznych są sceptyczni wobec zmian dotyczących procesu refundacji. Zapisy w projekcie dają większe kompetencje Komisji Ekonomicznej, do której należałoby prowadzenie negocjacji z firmami i podejmowanie decyzji, a zmniejszają uprawnienia ministra zdrowia. – To powoduje, że nie ma odpowiedzialności ministra zdrowia, tylko anonimowego ciała – mówiła Bogna Cichowska-Duma, dyrektor generalny Infarmy, zrzeszającej firmy innowacyjne. I postulowała, żeby te zapisy „wyjąć” z projektu ustawy – a zostawić do opracowania w ustawie refundacyjnej. Przewodniczący komisji zdrowia poseł Tomasz Latos (PiS) przyznawał, że to kwestia, która rodzi pytania.
Profesor Piotr Czauderna z Kancelarii Prezydenta, który jest współautorem projektu, przekonywał z kolei, że zmiany działania Komisji Ekonomicznej miałyby dotyczyć wyłącznie negocjacji leków finansowanych z Funduszu Medycznego.
Uwagi do projektu pojawiły się w opinii Biura Analiz Sejmowych. Eksperci z jednej strony podkreślali, że nie ma wskazanego precyzyjnie źródła finansowania. Z drugiej strony zwracali także uwagę, że powstanie tego funduszu może prowadzić do zmniejszenia przejrzystości finansów publicznych.
Wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski, który pracował nad projektem, oraz wiceszef Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha przekonywali, że nikomu nie zostaną zabrane środki i będą takie, jak zapisano w ustawie. Paweł Mucha zapewnił również, że są otwarci na dyskusję oraz na zmiany zapisów projektu. – Jest pełna wola do analizowania przepisu po przepisie – podkreślał wiceszef Kancelarii Prezydenta.
Nie wiadomo, czy środki na fundusz nie uszczuplą dotacji do NFZ