Jak płacić lekarzowi zatrudnionemu na umowie cywilnoprawnej, który nie wywiązuje się z niej nie ze swojej winy? To pytanie zadaje sobie coraz większa liczba dyrektorów i wspierających ich prawników.
Choć resort zdrowia rekomenduje, by placówki medyczne powoli wracały do wykonywania planowych świadczeń, większość z nich wciąż nie pracuje w normalnym trybie. W związku z tym pojawia się pytanie, jakie wynagrodzenie należy się lekarzom, którzy zatrudnieni są na kontraktach. Ich zarobki uzależnione są zwykle od wykonanych procedur; jeśli nie pracują, nie zarabiają.
Dyrektorzy zastanawiają się nad tym niemal od początku epidemii. I przyjmują różne strategie. Ostatnio burzę wywołał internetowy wpis lekarki, która poinformowała, że w jej szpitalu dyrekcja zaproponowała pensje „na kredyt” – teraz zostaną wypłacone w normalnej wysokości, ale będzie trzeba je później odpracować (chodziło o osoby na kontraktach, których wynagrodzenie uzależnione jest od liczby procedur – w kwietniu wykonywały ich mniej niż zwykle, ale dyżurowały i leczyły pacjentów urazowych). Sprawą zainteresował się nawet NFZ, jednak – jak nas poinformował – na razie czeka na szczegóły sprawy, więc nie chce komentować tej sytuacji.

Przestój trzeba odrobić

Sprawa jest skomplikowana, bo w okresie, kiedy nie są wykonywane planowe świadczenia, na mocy rozporządzenie ministra zdrowia z 14 marca 2020 r. (Dz.U. poz. 437) lecznice dostają jedną dwunastą kontraktu. Jak jednak podkreślają prawnicy, jest to swoista pożyczka.
– Obecnie mamy taką sytuację, że szpitale dostają kredyt od NFZ, ale nie znamy warunków jego spłaty. Może się zdarzyć, że fundusz nie będzie wymagał odrobienia niewykonanych procedur, czyli tę pożyczkę umorzy. Ale na razie tego nie wiemy – mówi Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym.
Także Katarzyna Fortak-Karasińska, radca prawny, partner w Kancelarii Fortak &Karasiński, zwraca uwagę, że z tych pieniędzy dyrektorzy będą musieli się rozliczyć – na nieznanych jeszcze zasadach.
– Należy się jednak spodziewać, że przed końcem okresu rozliczeniowego będzie trzeba niewykonane świadczenia nadrobić. Nie powinni o tym zapominać także ci dyrektorzy, którzy gotowi są płacić swoim lekarzom pełne stawki, nawet mimo niewykonania całości umowy. Nie wiadomo, jak potraktuje to NFZ – podkreśla.
Dodaje, że ta jedna dwunasta to pieniądze dla placówki, nie jest powiedziane, że mają one trafić na wynagrodzenia.
– Roszczenia lekarzy, by w związku z tym, że placówka dostaje część kontraktu, płacić im wynagrodzenia, czyli tak naprawdę środki za niewykonane procedury, bez konieczności wykonania ich później, są nieuzasadnione. To jest niestety ryzyko pracy na kontrakcie – przekonuje prawniczka.
Zgadza się z nią Rafał Janiszewski. – Jeśli umowa jest skonstruowana w ten sposób, że uzależnia wynagrodzenie od liczby wykonywanych procedur, zrozumiałe jest, że gdy jest ich mniej, to jest ono mniejsze, a gdy więcej – większe. Wielu przedsiębiorców ma teraz przestój – placówki medyczne również. Błędem jest jednak przekładanie relacji płatnika z placówką na rozliczenia placówki z lekarzem. To, jak są wynagradzani lekarze, nie powinno być powiązane z tym, czy placówka dostaje od NFZ część kontraktu i jak się z tego rozliczy – wskazuje.

Lepiej renegocjować

Zdaniem Rafała Janiszewskiego w obecnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem jest płacenie np. za gotowość. Można też lekarza, który nie wykonuje zabiegów, wykorzystać na innych oddziałach.
– To jednak powinno być efektem aneksowania umowy. Stawianie lekarzy wobec narzucanych odgórnie rozwiązań w porządku nie jest. W umowie pomiędzy lekarzem a szpitalem obie strony są równe – podkreśla.
Przekonuje, że generalnie lepszym rozwiązaniem jest takie konstruowanie umów, by opiewały one na konkretne kwoty zgodne z cennikiem, a nie uzależniały płace od wykonania kontraktu. Bo w takiej sytuacji słuszne jest oczekiwanie lekarza, by jego wynagrodzenie wzrastało, jeśli wzrośnie wartość świadczeń. Tymczasem w tej kwocie zawiera się też wiele innych kosztów.
W obecnej sytuacji należy jednak wyjść z założenia, że skoro zmieniły się warunki zewnętrzne, to i warunki w umowie powinny zostać zmienione. To jednak nie jest takie proste.
– Pod tym względem w nieco lepszej sytuacji są lekarze z placówek niepublicznych, bo tam jest większa swoboda renegocjacji umów. Jeśli publiczna placówka zatrudnia lekarza na kontrakcie, musi rozpisać konkurs i zawarta z nim umowa pozostaje niezmienna przez cały okres jej trwania. Trudno też liczyć na jej zmianę w oczekiwanym przez lekarzy kierunku, gdyż byłoby to na niekorzyść placówki, a publiczne lecznice muszą przestrzegać dyscypliny finansów publicznych. Inna sprawa, że w nich rzadziej lekarze zatrudniani się na umowach, w których wynagrodzenie ustalane jest jako pochodna ceny NFZ z wykonanej procedury medycznej, tam częściej mają płacone stawki za godzinę pracy – mówi Katarzyna Fortak-Karasińska.