Czasem połowę, czasem więcej - lekarze nie zlecają badań diagnostycznych, ponieważ za ich zlecanie dopłacają z własnej kieszeni.

Kilka dni temu informowaliśmy o procederze >>>> , który polega na zatrudnianiu lekarzy na kontrakcie z atrakcyjnym wynagrodzeniem, z którego sami muszą sfinansować zlecone pacjentowi badania. Takie praktyki stosują przede wszystkim placówki, które mają umowy z NFZ – związane określonymi limitami i zmuszone do oszczędzania. Efekt jest taki, że im bardziej dokładną diagnostykę lekarz zleci, tym mniej zarobi.

Screen umowy. Fot. Lekarz Bartosz Fiałek / Media
Screen umowy. Fot. Lekarz Bartosz Fiałek / Media

Jak przekonywał Bartosz Fiałek z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy nie są to jednostkowe przypadki. Dziś publikuje dowody w postaci screenów umów z lekarzami i rozliczeń za wykonane badania.

– Chodzi o oferty pracy kierowane do specjalistów lub osób w trakcie szkolenia specjalizacyjnego. Placówka proponuje dość atrakcyjną umowę, gdzie zarobki stanowią określony odsetek kontraktu (np. 70 proc. z 10 tys. zł). Ale jednocześnie pracodawca informuje, że lekarz ponosi koszt badań – USG, RTG, laboratoryjnych itp. Czyli procent wartości kontraktu pomniejszany jest o wartość zleconych badań – tłumaczył w rozmowie z DGP Bartosz Fiałek z zarządu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który sam się spotkał z tego rodzaju propozycją. Jak dodaje, zmusza się w ten sposób lekarza do oszczędzania na badaniach.

Screen umowy. Fot. Lekarz Bartosz Fiałek / Media

Zdaniem lekarza takich ofert pojawia się coraz więcej, głównie z przychodni, które mają kontrakt z NFZ. Jego zdaniem to wina systemu i limitowania świadczeń. Efektem jest uzależnienie diagnostyki jednego człowieka od zarobków innego. Jak dodaje, zgłosił się do niego lekarz, który pracował na takim kontrakcie i musiał do niego dopłacić. Inny zamiast 3 tys. zł w ciągu miesiąca dostał 400 zł.

Screen umowy. Fot. Lekarz Bartosz Fiałek / Media