- Każda placówka powinna mieć techniczną możliwość, by wystawiać e-recepty. Jednocześnie staramy się, by przejście na elektroniczne wersje dokumentów było wygodne, ale też opłacalne - mówi Janusz Cieszyński, wiceminister zdrowia.
Choć kadencja rządu dobiega końca, resort zdrowia pozostaje bardzo aktywny pod względem legislacyjnym. W ostatnich tygodniach do konsultacji skierowano kilka projektów rozporządzeń ważnych z punktu widzenia informatyzacji ochrony zdrowia. Najnowsze zobowiązuje placówki medyczne do podłączenia się do platformy P1. To nowa forma nacisku na broniących się przed cyfryzacją?
Rolą Ministerstwa Zdrowia jest przygotowanie dobrych regulacji, które pozwalają każdemu zorganizować pracę w sposób optymalny. Nie jest zadaniem ministra – poza wyjątkowymi przypadkami – bezpośrednio ingerować w pracę konkretnych placówek. Mamy wielu menadżerów bardzo dobrze zarządzających lecznicami, jednocześnie mamy duże oczekiwania ze strony organów prowadzących, jeśli chodzi o optymalizację kosztów, więc jestem przekonany, że wszyscy na coraz większą skalę będą wchodzili do systemu informatycznego – choćby kierując się motywacją stricte finansową. Dlatego proponujemy lekarzom rodzinnym, poradniom specjalistycznym i szpitalom dofinansowanie wydatków na informatyzację – zakup sprzętu, oprogramowania czy szkoleń. W przyszłorocznym planie finansowym NFZ będzie na to 100 mln zł.
Z drugiej strony resort ma prawo oczekiwać przestrzegania pewnych standardów. Właśnie dlatego zaproponowaliśmy zmianę rozporządzania o ogólnych warunkach umów (OWU) tak, żeby każdy podmiot, który ma umowę z NFZ, dysponował certyfikatem i kontem w systemie. To rozsądne oczekiwanie, bo tak jak rozumiemy, że są sytuacje, kiedy nie da się wystawić e-recepty, to jednocześnie uważamy, że każdy powinien mieć taką możliwość. Chcemy motywować podmioty lecznicze regulacjami na poziomie OWU. Na pewno wejdzie ono w życie przed końcem roku, bo od nowego będzie już obowiązek wystawiania e-recept.
Tydzień wcześniej do konsultacji trafił inny projekt – w sprawie zakresu danych zdarzenia medycznego przetwarzanego w Systemie Informacji Medycznej (SIM). Kiedy lekarze będą mieli dostęp do tych informacji?
Myślę, że nastąpi to w 2021 r. Wtedy powstanie informatyczny „most” pomiędzy prywatną a publiczną ochroną zdrowia, wszystkie wizyty lekarskie będą sprawozdawane do SIM. Projekt rozporządzenia wskazuje jednoznacznie, jakie informacje na temat wizyty powinny się znajdować w systemie i do których z nich powinien mieć dostęp lekarz.
Efektem ma być system, w którym każdy lekarz, do którego pacjent pójdzie, będzie mógł – za jego zgodą – mieć dostęp do pełnych informacji o historii leczenia?
Dokładnie tak. Chodzi o komplet informacji dotyczący zdrowia pacjenta. Przykładowo pacjent idzie do ortopedy w prywatnej placówce, ten widzi, że miał wcześniej przeprowadzony zabieg w szpitalu, potem przechodził rehabilitację itd. Dzięki temu lekarz ma pełen pogląd na historię leczenia.
To dopiero za ponad rok. A do jakich informacji lekarz może mieć wgląd już teraz?
Obecnie może mieć dostęp do tych danych, które są w systemie, czyli przede wszystkim wystawionych recept elektronicznych oraz wszystkich, które pacjent zrealizował w aptece, a także do będących w fazie pilotażu e-skierowań. Można to zrobić m.in. za pośrednictwem platformy gabinet.gov.pl. Docelowo pracujemy nad tym, aby zapisywały się tam informacje na temat zdarzeń medycznych. Warunkiem jest zgoda pacjenta. Przy czym należy podkreślić, że platforma gabinet.gov.pl to podstawowa wersja dla tych lekarzy, którzy nie mają oprogramowania gabinetowego, bo korzystają z systemów informatycznych na tyle rzadko, że go nie potrzebują.
Jak to możliwe, by w dobie cyfryzacji ochrony zdrowia lekarz nie potrzebował oprogramowania?
Na razie cyfryzacja dotyczy głównie recept. Tymczasem lekarze niektórych specjalności twierdzą, że wypisują ich na tyle mało, że proszą o zwolnienie z obowiązku wystawiania ich formie elektronicznej. To np. dermatolodzy. Natomiast Naczelna Izba Lekarska apelowała, by podobny wyjątek zrobić dla lekarzy emerytów i tych, którzy uzyskają specjalną zgodę okręgowej izby lekarskiej.
I resort zamierza się przychylić do tych wniosków?
Nawet jeśli udałoby się wypracować jakąś formułę kompromisową, to nie mamy już takich legislacyjnych możliwości. W obecnej sytuacji politycznej trudno byłoby taką nowelę przed końcem roku przeprowadzić.
Czy pana zdaniem lekarze są gotowi, by od nowego roku całkowicie przestawić się na elektroniczne recepty? Ostatnio ponownie pojawiły się apele o okres przejściowy.
Dużo zależy od gotowości dostawców. Ona jest różna w poszczególnych regionach, ale systematycznie wzrasta. Już co czwarta realizowana w aptece recepta jest elektroniczna, wystawia je coraz więcej lekarzy. Na koniec wakacji było 150 tys. e-recept dziennie, teraz mamy prawie 800 tys., czyli w ciągu niecałych dziesięciu tygodni odnotowaliśmy pięciokrotny wzrost. To w mojej ocenie satysfakcjonujące tempo, pozwala uznać za realny cel, który sobie postawiliśmy. Około 30 tys. lekarzy wystawiło już co najmniej jedną e-receptę. Ale pamiętajmy, że 20 proc. lekarzy wystawia 80 proc. recept. Dlatego jesteśmy przekonani, że ewolucyjny sposób dochodzenia do celu jest lepszy, bo z cyfrowych rozwiązań powinniśmy korzystać przede wszystkim dlatego, że są wygodne.
Wydaje się, że wciąż nie wszyscy uczestnicy systemu są o tym przekonani.
Dlatego staramy się, by przejście na elektroniczne wersje dokumentów było też opłacalne. W przypadku e-skierowań chcemy wykorzystać metody sprawdzone już przy e-recepcie, czyli płacenie za wynik. Chodzi o to, by powiązać wystawianie e-skierowania z korzyściami dla placówek medycznych. Tam, gdzie zostanie umówiona i przyjęta w dniu realizacji kolejna wizyta, będziemy udzielali dodatkowej premii. To korzystne dla pacjenta, bo od razu otrzymuje informację, jaki jest następny krok w jego leczeniu. Będziemy takie narzędzia systematycznie wdrażać, jednocześnie pracując z przedstawicielami zawodów medycznych, a także producentami oprogramowania, po to by sprawnie wdrożyć te największe elementy, czyli zdarzenia medyczne i elektroniczną dokumentację.
Dążymy też do tego, by ograniczyć biurokrację w szpitalach i innych placówkach ochrony zdrowia. W innym rozporządzeniu, które też jest obecnie w konsultacjach, przyjmujemy zasadę, że dokumentacja, poza miejscami, gdzie nie jest to możliwe, ma być prowadzona elektronicznie. Chcemy też, by podmioty nie prowadziły jej równolegle w dwóch wersjach, co często obecnie robią – mają ją w komputerze, ale na wszelki wypadek drukują, zapełniając archiwa. To jest strata czasu i pieniędzy. Wprowadzamy też zasadę, że informacje w danym podmiocie wystarczy wprowadzić raz. Dziś, gdy jesteśmy przyjmowani na oddział szpitalny, nasze dane są wpisywane co najmniej trzy razy – w księdze głównej, w dokumentacji oddziałowej, na naszej indywidualnej karcie. Chcemy, by informacje o pacjencie szły za nim i nie wymagały od personelu wpisywania go wielokrotnie.
To będzie trudne, bo dziś pacjent nie podejdzie do recepcji, jeśli nie wypełni wcześniej odpowiedniego druku. Niezależnie od tego, ile razy już wcześniej był w tej placówce i ten sam druk wypełniał. To jest bariera na wejściu, od tego pracownik rejestracji zaczyna w ogóle kontakt z petentem.
Między innymi dlatego chcemy, żeby wszelkie zgody i pełnomocnictwa – bo to one często są przedmiotem tych druków – były nadane domyślnie w Internetowym Koncie Pacjenta, żeby można było ich udzielać za pomocą aplikacji w telefonie. Oferujemy też mechanizm, który lekarz może wykorzystać podczas wizyty – system wysyła SMS do pacjenta w gabinecie, a w odpowiedzi pacjent potwierdza, że daje lekarzowi dostęp do danych. Chcemy z takich wygodnych narzędzi korzystać na coraz większą skalę.