- Zajmuję się rynkiem aptecznym już od kilkudziesięciu lat. I tak jak wiele rzeczy krytykuję, ale rozumiem, dlaczego są lub nie są robione, tak tego, dlaczego wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni podlegają wojewodom – po prostu nie rozumiem. To dywersja przeciwko przyzwoitej polityce lekowej państwa - mówi Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, były opolski wojewódzki inspektor farmaceutyczny.
Marek Tomków wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, były opolski wojewódzki inspektor farmaceutyczny / DGP

Od kilku lat wszyscy zastanawiają się nad tym, jak przeciwdziałać nielegalnemu wywozowi leków. Mimo ogromu pomysłów i nowelizacji prawa farmaceutycznego przestępcy nadal są bezkarni. Da się temu zaradzić?
Przede wszystkim oprócz teorii musi zmieniać się także praktyka. To, że przyjmowane są nowe ustawy, które powinny ułatwić walkę z procederem wywozu leków – to dobrze. Ale trzeba nam silnej egzekucji. Tymczasem inspekcja farmaceutyczna jest bardzo słaba: niedofinansowana i źle ulokowana w systemie. Zapewne część czytelników nie wie, ale wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni faktycznie nie podlegają pod głównego inspektora farmaceutycznego, lecz pod wojewodów.
Wojewódzki inspektor farmaceutyczny często zajmuje najdalsze miejsce przy stole, jego rola w wielu województwach jest marginalizowana. W takiej sytuacji nie da się skutecznie walczyć z nielegalnym wywozem leków. Przykładowo, jak wykrywać nieprawidłowości w województwie opolskim, skoro przez kilka miesięcy nie było w nim ani jednego inspektora, a obecnie jest jeden?
Po pionizacji inspekcji, czyli podporządkowaniu wojewódzkich inspektoratów głównemu inspektorowi, byłoby lepiej?
Na pewno. Główny inspektor farmaceutyczny zdaje sobie sprawę z wagi nielegalnego wywozu leków oraz innych patologii na rynku farmaceutycznym. Bądź co bądź mówimy o rynku wartym ponad 30 mld zł rocznie.
Obecna podległość wojewodom jest paraliżująca dla samej inspekcji oraz szkodliwa dla właścicieli aptek. Okazuje się bowiem, że te same przepisy prawa farmaceutycznego są różnie interpretowane w poszczególnych jednostkach samorządu terytorialnego. I gdy ktoś prowadzi dwie apteki, np. w Warszawie i Szczecinie, musi stosować się do dwóch różnych reżimów prawnych. Przecież to tragikomiczne. Pionizacja inspekcji spowodowałaby większą stabilność dla wszystkich. Jedne przepisy byłyby interpretowane w jeden sposób.
Zastanawiam się jednak, czy skoro generalnie brakuje inspektorów i inspekcja jest niedofinansowana, sama zmiana podległości zmieniłaby sytuację na lepszą.
Oczywiste jest to, że inspekcja powinna mieć więcej pieniędzy. Ale już sama pionizacja moim zdaniem wydatnie by pomogła. Proszę sobie wyobrazić, że gdyby inspektorzy farmaceutyczni chcieli skontrolować wszystkie placówki pozaaptecznego obrotu produktami leczniczymi – czyli m.in. sklepy i stacje benzynowe – zaledwie jeden raz, potrzeba by na to było 1200 lat! Tymczasem gdyby główny inspektor farmaceutyczny mógł planować celowe kontrole, sytuacja by się poprawiła szybko. Przykładowo można by wysłać kontrolę do wszystkich stacji benzynowych w województwie łódzkim. W kilka tygodni by sprawdzono wszystkie placówki. I jestem przekonany, że nałożenie kilkudziesięciu mandatów by spowodowało, iż w całej Polsce właściciele by się zastanowili nad tym, jak przechowują leki.
Zajmuję się rynkiem aptecznym już od kilkudziesięciu lat. I tak jak wiele rzeczy krytykuję, ale rozumiem, dlaczego są lub nie są robione, tak tego, dlaczego wojewódzcy inspektorzy farmaceutyczni podlegają wojewodom – po prostu nie rozumiem. To dywersja przeciwko przyzwoitej polityce lekowej państwa.