Zapewniają bezpośrednią opiekę zdrowotną dla 70 proc. mieszkańców kraju. Według danych Ministerstwa Zdrowia wykonywanych w nich jest 35 proc. wszystkich hospitalizacji. W lokalnych lecznicach pracuje jednak poniżej 20 proc. lekarzy specjalistów, a kształconych podyplomowo w ramach rezydentury jest jedynie 2 proc. medyków w trakcie specjalizacji
Media
Ten dość istotny z punktu widzenia pacjentów fragment publicznego systemu lecznictwa znajdujący się najbliżej ich miejsca zamieszkania z lepszym lub gorszym skutkiem radził sobie w realiach polskiej gospodarki rynkowej, zwłaszcza po okresie reformy służby zdrowia w 1999 r.

Źródła finansowania

Dobrym tego przykładem jest SPZOZ w Garwolinie posiadający w swoich strukturach zarówno szpital, jak i poradnie specjalistyczne. W pierwszym dziesięcioleciu XXI w. doszło do jego rozbudowy o nowe budynki oraz został przeprowadzony gruntowny remont, co pozwoliło na zwiększenie komfortu pobytu pacjentów (w szczególności łazienka z prysznicem w każdej sali chorych, nowoczesne i funkcjonalne pomieszczenia oddziałów, bloku operacyjnego, pracowni tomografii komputerowej, RTG, endoskopii, sali cięć cesarskich).
Finansowanie tych zmian odbyło się dzięki pieniądzom z budżetu państwa (prawie 79 mln zł). Wielkim wsparciem okazały się również środki unijne – dzięki nim zakupiony został m.in. sprzęt medyczny, przeprowadzono informatyzację, doposażono SOR. Do tego doszło zaangażowanie samorządu – pieniądze własne pozwoliły na otwarcie nowych oddziałów chirurgii urazowo-ortopedycznej z odrębnym kontraktem na wszczepianie protez bioder i kolan oraz kardiologii z pracownią hemodynamiki.

Wzrost wynagrodzeń

Placówka w Garwolinie i działania podejmowane przez samorząd na rzecz poprawy jakości opieki to tylko jeden z przykładów dobrych zmian, jakie dokonały się w lokalnych lecznicach. Ale przyszedł 2018 r., a wraz z nim ogólnopolskie protesty lekarzy rezydentów, pielęgniarek i położnych. Ich efektem był wzrost wynagrodzeń. Dodatkowo od 1 lipca 2018 r. kolejne podwyżki wymusiły oświadczenia lojalnościowe dla lekarzy, którzy zdecydowali się przejść z kontraktów na rzecz pracy etatowej w jednej placówce (poza pewnymi wyjątkami). Szpitale zostały również zobowiązane do podniesienia płacy minimalnej m.in. dla ratowników.
I choć trudno podważać zasadność żądań pracowników opłacanych poniżej ich kwalifikacji, to cała akcja podwyżkowa odbyła się kosztem szpitali powiatowych. Rząd bowiem nie zapewnił pełnego pokrycia finansowego jej przeprowadzenia. Płace od wielu lat znajdowały się na niezmienionym poziomie, jednakże zrobienie tego w znacznych kwotach dla głównych i dosyć licznych medycznych grup zawodowych spowodowało wzrost kosztów wynagrodzeń o około 10 proc. w 2018 r. w stosunku do roku poprzedniego. W przypadku wielu szpitali powiatowych przekroczył on wartość 70 proc. wszystkich wydatków ponoszonych rocznie przez lecznice.

Na skraju wytrzymałości

Sytuacja taka doprowadziła wiele placówek powiatowych na skraj wypłacalności – to zmusza je do zaciągania kredytów lub dofinansowania ich działalności przez podmioty tworzące, tj. powiaty, które obowiązkowo muszą pokrywać ich straty netto, jeżeli same szpitale nie są w stanie tego zrobić.
W tym roku na obiecane podwyżki przez ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego czekają kolejne grupy zawodowe – technicy RTG i laboratoryjni, diagności laboratoryjni, fizjoterapeuci, farmaceuci z aptek szpitalnych, nie wspominając o personelu administracyjnym i gospodarczym. Sytuacja jest więc patowa – jeżeli podwyżek nie będzie (zapowiedź ich sfinansowania z minimalnie zwiększonego od kwietnia br. ryczałtu dla szpitali są nieporozumieniem), to istnieje realna groźba paraliżu systemu ochrony zdrowia, w tym lecznic powiatowych. Pracownicy bowiem już zapowiadają akcje protestacyjne.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że w związku ze zwiększoną w ostatnich dwóch latach inflacją oprócz kosztów płac rosną także wydatki szpitali na zakup materiałów i usług (w szczególności na materiały jednorazowe, leki, odczynniki laboratoryjne, konserwację i naprawę sprzętu medycznego czy energię elektryczną). Dodatkowo należy mieć na uwadze konieczność kolejnej podwyżki od miesiąca lipca 2019 r. na podstawie ustawy „radziwiłłowskiej” oraz zabezpieczenie środków na wchodzące od 1 lipca br. pracownicze plany kapitałowe.
Jeżeli minister zdrowia w tym roku nie przeznaczy znaczących środków na sfinansowanie wyżej przytoczonych, rosnących kosztów funkcjonowania powiatowej służby zdrowia, w szczególności szpitali, to w ciągu najbliższego roku może okazać się, że najbliższym miejscem, gdzie pacjenci będą mogli liczyć na przyjęcie, będzie odległy szpital wojewódzki. Odległość to jeden problem, drugi to, że ze względu na ograniczenia lokalowe część chorych zostanie odesłanych z kwitkiem – nawet ci, którzy mają mieć wykonane zabiegi planowe. Nawet najbogatszych powiatów nie będzie po prostu stać na dopłacanie milionów złotych do dalszego funkcjonowania lokalnego systemu lecznictwa.