Wysyp odry zachęci rodziców do szczepień – tak uważali eksperci. Rzeczywistość jest inna: liczba odmów rośnie dramatycznie.
Antyszczepionkowcy sięgają po kolejne metody walki z państwem: próbują blokować pracę urzędów. W trybie dostępu do informacji publicznej wysyłają pisma nawet z setkami pytań do stacji sanitarnych, a także do resortu zdrowia. Za brak odpowiedzi jest pozew do sądu. O tym, że to zorganizowana akcja, świadczą zestawy pytań, czasem są niemal identyczne, czasem zmieniona jest tylko kolejność. Nadzieją na zmianę trendu był powrót odry. Od początku roku do końca kwietnia na odrę zachorowało już 808 osób. To aż 15 razy więcej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. W całej Europie, według WHO, zachorowało w 2018 r. 80 tys. osób, a 70 umarło. Jarosław Pinkas, szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego, przekonywał, że ta sytuacja może się przełożyć pozytywnie na świadomość Polaków, którzy zaczną się szczepić. Nic bardziej mylnego – jak się okazuje liczba odmów szczepień zamiast spadać, rośnie. Choć zbiorczych danych na temat odmów w PZH jeszcze nie ma, to ogromny wzrost potwierdzają wojewódzkie stacje sanitarno-epidemiologiczne. – W I kw. tego roku uchyleń było 5,9 tys. Przed rokiem było ich ponad tysiąc mniej, 4,7 tys.– informuje Ewelina Suska, rzecznik WSSE w Poznaniu. Na Pomorzu liczba niezaszczepionych wzrosła rok do roku o ok. 300. – Na koniec ubiegłego roku szczepieniom nie poddało się w naszym regionie 3,6 tys. osób, a na koniec I kw. liczba niezaszczepionych wyniosła już 3,9 tys. Ten wzrost jest jeszcze bardziej widoczny na przestrzeni roku. Na koniec I kw. 2018 r. liczba niezaszczepionych dzieci sięgała 3155 – wylicza Anna Obuchowska z WSSE w Gdańsku. Podobnie jest w innych województwach. W zachodniopomorskim, jak mówi Małgorzata Kapłan, rzecznik lokalnego sanepidu, na koniec I kw. tego roku zanotowano 1477 odmów. Przed rokiem 977.
Wzrost potwierdza też WSSE we Wrocławiu, choć jak mówi tamtejszy rzecznik, nie jest on tak drastyczny jak w innych regionach. – Określamy skalę problemu poprzez liczbę wszczętych postępowań przeciwko rodzicom, którzy odmówili obowiązkowego szczepienia. Od 2014 r. podjęliśmy ich już 400. W tym roku przybyło kolejnych kilka – mówi Magdalena Odrowąż-Mieszkowska z WSSE z Wrocławia.
DGP
Ruchy antyszczepionkowe nie są tu bardzo aktywne. A to ich działania najczęściej są powodem, dla którego następuje odmowa szczepienia. Głównym argumentem jest najczęściej strach przed powikłaniami.
Wszystko wskazuje na to, że w tym roku może zostać pobity rekord odmów. W 2018 r. było ich 40,3 tys. To o jedna trzecią więcej niż w 2017 r. W tym roku ich liczba może przekroczyć już 50 tys., jeśli dotychczasowe tempo zostanie utrzymane. Stan zaszczepienia w Polsce spadł do poziomu najniższego od lat. W 2018 r. dla dawki podstawowej szczepionki MMR (odra, świnka, różyczka) wyniósł 92,9 proc., a dla przypominającej – 92,4 proc. W 2009 r. było to odpowiednio ponad 98 proc. i 94 proc. – wynika z danych PZH.
Tomasz Augustyniak, szef pomorskiego sanepidu, przyznaje, że wszystkich zaskoczyło, że odmowy nie ustały, a ich liczba rośnie. – Patrząc na to, co się dzieje w zachodniej Europie, a także za naszą wschodnią granicą, możemy się obawiać pierwszych śmiertelnych przypadków – dodaje. Sanepidy borykają się nie tylko z docieraniem do rodziców, którzy odmawiają szczepienia dzieci, ale także muszą radzić sobie z plagą pism, które wpływają również do ich stacji. Pytań, choć wiele z nich jest niemerytoryczna, a także nie leżą w gestii sanepidu, nie można lekceważyć. Jeden z powiatowych inspektorów sanitarnych w Wielkopolsce nie odpowiedział na wszystkie pytania i został pozwany. Wojewódzki Sąd Administracyjny pod koniec kwietnia przyznał rację skarżącemu i zobowiązał urząd do udzielenia odpowiedzi oraz zasądził 600 zł tytułem zwrotów kosztów postępowania.
Podobna taktyka jest stosowana wobec resortu zdrowia, do którego wpłynęło kilkadziesiąt identycznie brzmiących petycji z żądaniem, by na stronach resortu znalazły się odpowiedzi na setki pytań, głównie takich, które sugerują, że szczepienia to spisek koncernów. Na przykład: „Czy jeśli dziecko szczepione zgodnie z PSO zachoruje na nowotwór złośliwy, to skąd wiadomo, że przyczyną tego nowotworu nie była nadmierna immunizacja? Czy zawsze można to z całą pewnością stwierdzić? Czy producenci szczepionek są także producentami leków wykorzystywanych w leczeniu nowotworów? Jeśli tak, to które szczepionki wykorzystywane do szczepień PSO są produkowane przez firmy, które produkują także leki onkologiczne?”.
Przedstawiciele WHO oraz Unii są coraz bardziej zaniepokojeni tym, co się dzieje w Europie. Toczyły się rozmowy nad wprowadzeniem wspólnego kalendarza szczepień. A poszczególne państwa, jak Francja czy Włochy, poszerzają obowiązkowe szczepienia. Unia zabrała się do diagnozy problemu – po raz pierwszy zbadała postawy Europejczyków dotyczące szczepień. Ich wiarę w skuteczność i obawy przed skutkami ubocznymi. Na podstawie krzyżowych pytań udało się sprawdzić postawy w różnych państwach. Polacy nie wypadli źle, jeżeli chodzi o poziom wiedzy. Ale zaskoczyli w kilku tematach. Uważają, że polio i grypa we współczesnym świecie nie są groźne. Że choroba Heinego-Medina może obecnie powodować zgon, wierzy 9 proc. Polaków. Jesteśmy w czołówce społeczeństw, które uważają, że szczepienia są głównie dla dzieci. Wykazujemy się też wyjątkowym egoizmem: nie dostrzegamy, że chroniąc siebie przed chorobami – możemy uratować osoby, które nie mogą się zaszczepić.



W Polsce nadal grasuje prątek gruźlicy

rozmowa

DGP

Jest problem ze szczepieniem przeciw gruźlicy. Sytuacja jest poważna?

Jest trudna. Producent ma kłopoty z produkcją, a nasza polska szczepionka jest bezpieczna dla pacjentów. Alternatywny preparat, duński, najbardziej popularny w Europie, wywołuje dużo odczynów poszczepiennych. Dlatego nie pozostaje nam nic innego niż cierpliwie poczekać na wznowienie produkcji.

I co dalej?

Jak już pojawi się na rynku szczepionka, która przejdzie pozytywne testy, trzeba będzie dotrzeć z nią do dzieci, najlepiej jeszcze przed ukończeniem pierwszego roku życia.

To będzie trudne logistycznie, teraz dzieci otrzymują szczepienie w szpitalu, jeszcze przed wyjściem do domu.

To prawda, dlatego mamy tak wysoki odsetek zaszczepionych i chronionych dzieci, od lat w granicach 92-93 proc. Szczepienie BCG chroni przed gruźliczym zapaleniem opon mózgowordzeniowych oraz przed rozsianą postacią tego zakażenia. To wyjątkowo niebezpieczne choroby o wysokiej śmiertelności, które mogą pozostawić trwały ślad w organizmie.

Wspomniała Pani, że są różnice między różnymi szczepionkami dostępnymi na rynku?

Szczepionki są wytwarzane na bazie różnych podszczepów, powszechnie stosowany podszczep duński wykazuje wysoką reaktogenność. To powoduje, że wśród dzieci z wrodzonymi i nabytymi niedoborami odporności jest wysoki odsetek zwykle śmiertelnych powikłań. W zdrowej populacji liczba niepożądanych odczynów poszczepiennych jest nieakceptowalnie duża, dlatego w wielu krajach Europy zrezygnowano ze szczepień: m.in. Austrii, Czechach, Niemczech. Z naszych wieloletnich obserwacji w Klinice Immunologii Centrum Zdrowia Dziecka i leczenia dzieci z pierwotnymi niedoborami odporności wynika, że polska szczepionka powoduje znacznie mniej reakcji niepożądanych, a w wielu niedoborach odporności w ogóle one nie występują. Produkowana przez BIOMED Lublin od ponad 60 lat szczepionka produkowana na bazie podszczepu Moreau, Rio de Janeiro, wykazuje przewidywalny profil bezpieczeństwa i efektywności , który potwierdzony jest badaniem genomu prątka szczepionkowego.

Dlaczego w Polsce wciąż szczepienie jest konieczne?

Pomimo niskiej, spadającej liczby zachorowań na gruźlicę 15,1 na 100 000 mieszkańców w 2017, ciągle jeszcze nie osiągnęliśmy wymagań Międzynarodowej Unii Przeciwgruźliczej oraz WHO, które pozwoliłyby na zrezygnowanie ze szczepień. Liczba osób z utrzymującym się dodatnim wynikiem bronchoskopowym wynosi 5 osób na 100 tys. mieszkańców, co przekracza zalecenia. To właśnie te osoby zagrażają noworodkom powracającym ze szpitala.

Liczba przypadków gruźlicy jednak spada.

To prawda, na szczęście. Zmieniają się warunki życia, no i jak już wspomniałam, od lat udaje się nam utrzymać bardzo wysoki poziom zaszczepionych. I choć nadal nie spełniamy norm, żeby zupełnie zrezygnować z obowiązkowych szczepień, to może się to wydarzyć w nie tak dalekiej przyszłości. Jeżeli tempo spadkowe będzie podobne, to będzie można wprowadzić obowiązek tylko dla dzieci z grupy ryzyka, czyli szczepienia noworodków w rodzinach , gdzie jest ryzyko zakażenia prątkiem gruźlicy. Albo decyzję będzie podejmował lekarz rodzinny. Takie rozwiązanie jest np. we Francji. Jednak na to jeszcze za wcześnie w naszym kraju

Proszczepionkowcy mniej skuteczni niż przeciwnicy
Przedstawiciele komitetu „Szczepimy, bo myślimy” złożyli wczoraj w Sejmie projekt, który pozwoliłby wprowadzić szczepienie jako warunek przyjęcia do żłobka lub przedszkola. Teraz marszałek w ciągu dwóch tygodni zweryfikuje, czy zebrano pod nim wymagane 100 tys. podpisów. Taką liczbę udało się zgromadzić, ale nie wiadomo, czy wszystkie są ważne. Jeśli część zostanie odrzucona, może się okazać, że jest ich za mało.
– Z optymizmu zostały złudzenia – przyznaje Robert Wagner, jeden z autorów projektu. Bo biorąc pod uwagę poparcie m.in. izb lekarskich oraz środowisk reprezentujących inne zawody medyczne, zebranie 100 tys. podpisów wydawało się formalnością. – Brak zagrożeń epidemiologicznych. Szczepienia są największą ofiarą własnego sukcesu – ocenia Wagner.
Choć projekt nie zyskał spodziewanego poparcia, samorządy wprowadzają szczepienia jako kryterium w rekrutacji. Projekt miał zapewnić im podstawy prawne. Takie rozwiązania były bowiem w przeszłości kwestionowane przez wojewodów i sądy, m.in. ze względu na brak uprawniających do takich działań przepisów. Ich legalność mogą także podważać rodzice. Kiedy posypią się takie pozwy, komitet „Szczepimy, bo myślimy” wróci ze swoim projektem – jeśli teraz okaże się, że podpisów jest za mało – zapowiada Robert Wagner.
Obywatelska inicjatywa przewiduje zmiany m.in. w ustawie – Prawo oświatowe: wprowadzenie zapisu, że kryterium obowiązkowym przy przyjęciu do publicznego przedszkola jest zaświadczenie o posiadaniu obowiązkowych szczepień ochronnych lub potwierdzające przeciwwskazania do nich. Analogiczny zapis miałby być wprowadzony do ustawy o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3.